Raman Pratasiewicz torturowany? Niepokojące doniesienia z Białorusi
Zatrzymany przez reżim Alaksandra Łukaszenki Raman Pratasiewicz przebywa w areszcie. Białoruski dziennikarz Aleksiej Dzikawicki mówi w rozmowie z Wirtualną Polską, że na udostępnionym przez reżim nagraniu widać, iż Pratasiewicz był bity.
25.05.2021 11:53
Wciąż bardzo niewiele wiadomo o tym, jak wygląda obecnie sytuacja zatrzymanego na lotnisku w Mińsku białoruskiego blogera Ramana Pratasiewicza. Dzienikarz Biełstau Aleksiej Dzikawicki w rozmowie z Wirtualną Polską poinformował, że do zatrzymanego nie dopuszczono adwokata.
- Trzeba pamiętać, że tam nie ma żadnego prawa i do aresztowanych nie dopuszcza się normalne adwokatów. Jedynym sposobem na porozumienie się prawnika z zatrzymanym jest podpisanie specjalnej klauzuli, gwarantującej milczenie. Z tego, co mi wiadomo Raman nie ma obecnie adwokata - powiedział.
Białoruś. Raman Protasiewicz torturowany?
W poniedziałek media obiegły niepokojące informacje na temat stanu zdrowia Pratasiewicza. Informowano, że bloger miał poważne problemy z sercem. Z Biełsatem o stanie zdrowia syna rozmawiała jego matka. - Mama Ramana powiedziała nam, że on od dziecka miał problemy z sercem - relacjonuje Dzikawicki.
- Po kilku godzinach od opublikowania informacji o złym stanie zdrowia Ramana dotarło do nas kilkudziesięciosekundowe nagranie z aresztu, na którym mówi, że jest dobrze traktowany. Na jego twarzy widać jednak sińce, więc bardzo możliwe, że jest torturowany - opisywał dziennikarz Biełsatu dla WP.
Dzikawicki pytany, czy ze strony reżimu został wydany jakiś oficjalny komunikat na temat zdarzeń w Mińsku i sytuacji Ramana Pratasiewicza mówi, że jak na razie władze milczą. - O niczym nie informują, potwierdzili jedynie, że został zatrzymany i trwa śledztwo w tej sprawie - powiedział.
Białoruś. Pratasiewicz jest "wrogiem numer jeden"
Aleksiej Dzikawicki podkreśla, że osoby takie jak Pratasiewicz są znienawidzone przez reżim Łukaszenki. - On jest dla tej, jak to nazywam, junty wrogiem numer jeden. Jest jedną z najbardziej znienawidzonych przez reżim osób, bo to on założył na telegramie kanał Nexta, a rewolucji, która ma miejsce na Białorusi mówi się, że jest "rewolucją Telegramu" - zaznacza.
Dziennikarz tłumaczy, że to właśnie dzięki Telegramowi tak skutecznie można było organizować wszystkie protesty, a największą rolę w logistyce odegrał właśnie kanał Nexta. Telegram funkcjonował pomimo działań reżimu polegających na zwalnianiu prędkości internetu. - Nawet przy 10 proc. prędkości sieci można było korzystać z tych kanałów, a wszystkie inne portale nie działały - powiedział.
Białorusini są w fatalnej sytuacji, ale Europa niewiele robi
Sprawę Pratasiewicza priorytetowo traktuje przywódczyni białoruskiej opozycji demokratycznej Swiatłana Cichanouska. - Bardzo zaangażowała się w tę sprawę. Rozmawia z pepeerowskimi przywódcami, codziennie w mediach społecznościowych publikuje nowe informacje na temat postępów swoich prac - mówi Dzikawicki.
Dziennikarz Biełstau podkreśla jednak, że sprawa Ramana Pratasiewicza to tylko wierzchołek góry lodowej, a Białorusini są nieustannie represjonowani. Wylicza, że od wybuchu zamieszek w ubiegłym roku aresztowanych zostało 40 tys. osób, a przed reżimowymi sądami toczy się tysiąc postępowań karnych wobec uczestników i organizatorów protestów. - Poza Ramanem w więzieniach przebywa obecnie ponad 400 więźniów politycznych - informuje.
Dzikawicki nie ukrywa, że odczuwa żal, że Unia Europejska zdaje się nie interesować losem jego rodaków. - Nikt nie zwraca uwagi na ciągłe represje, z którymi od wielu lat i każdego dnia spotykają się Białorusini. Dopiero kiedy sprawa dotyczy samolotu z obywatelami krajów UE na pokładzie, to coś się w tej sprawie zaczyna dziać - stwierdził gorzko Aleksiej Dzikawicki w rozmowie z WP.