Zacznę od najważniejszego pytania, absolutnie najważniejszego - czy jest pani w tej chwili bezpieczna?
Tak, jestem bezpieczna na szczęście. Mieszkam w Jerozolimie, więc właściwie tutaj gorąco było tylko przedwczoraj.
I to też nie można powiedzieć, że było to tak jak w Tel Awiwie. Tak że
jesteśmy bezpieczni. Ja mieszkam jeszcze w nowoczesnym budownictwie, to znaczy, że mam w
domu schron. Jeden z moich pokoi to jest po prostu schron, tak że w razie gdyby coś się działo, po
prostu biegniemy do pokoju mojej córki i zamykamy się.
Ale co to znaczy, że ma pani w domu schron? To znaczy, ten
pokój, rozumiem, został przystosowany do tego, żeby zapewnić wam bezpieczeństwo?
Tak, jeden pokój w każdym mieszkaniu w
nowoczesnym budownictwie jest po prostu umocniony, ma bardzo grube ściany, ma pancerne drzwi, ma
pancerne okno. Tak że jeżeli trzeba, to wszyscy tam biegniemy. Natomiast w starszym budownictwie niestety
takie schrony są po prostu wspólne gdzieś pod ziemią, w piwnicy całego budynku,
całego budynku mieszkalnego. Tam wszyscy biegną. Albo ci, którzy idą po ulicy, albo też mieszkańcy domów.
Pani Karolino, żeby skończyć ten wątek. Ja rozumiem, że to nie jest tak, że pani pomyślała o tym, że trzeba mieć schron w domu, tylko
po prostu jest on
w standardzie przygotowany.
Nie, nie, po prostu kupiłam mieszkanie, które było zbudowane chyba jakieś 11 lat temu i
po prostu ten schron już tam jest. To już w tej chwili jest norma w
budownictwie izraelskim.
I sądziła pani, że będzie musiała używać tego pokoju właśnie w takim celu? Mówi
pani, że to jest pokój córki na co dzień.
Nie myślałam, tak, nie myślałam. Nie myślałam, że kiedykolwiek w nim usiądę. W 2014
roku rzeczywiście też zawyły syreny dwa czy trzy razy w Jerozolimie i siedzieliśmy
w środku. I w tym roku również. Chociaż
muszę powiedzieć, że myśmy słyszeli, ja mieszkam w takiej dzielnicy, która była bardzo daleko od tego, gdzie rzeczywiście kilka
z tych rakiet, dwie, o ile się nie mylę, wylądowały. Tak że myśmy słyszeli tak naprawdę te syreny, które wyły kilka
dzielnic od nas. To nie były nasze syreny. Ale jednak na wszelki wypadek weszliśmy do środka. Natomiast wczoraj,
przedwczoraj właściwie pojechałam zupełnie naiwnie do Tel Awiwu na
pewno uroczystość rodzinną i po prostu pojechałam prosto pod deszcz rakiet.
I to było dla mnie rzeczywiście zupełnie nowe w Izraelu, mimo że mieszkam tutaj już 20 lat. Byłam tutaj kiedy była Intifada,
kiedy wybuchały autobusy. Parę lat temu była też taka fala nożowników na ulicach. Natomiast
właściwie takich rakiet latających nad moja głową nie widziałam. Oczywiście można to zobaczyć, właśnie teraz widzimy te rakiety,
które latały nad tym całym środkowym Izraelem.
Ja tam właśnie się wybrałam. Jechaliśmy samochodem z dziećmi, nagle słyszymy syreny i znów pomyślałam:
no dobrze, gdzieś tam daleko to się dzieje i słyszymy te syreny. Wyszliśmy z samochodu - wszyscy w Izraelu
znają, jakie są zasady tego, co należy zrobić, kiedy słyszy się syreny. Każde miejsce w Izraelu
ma konkretny czas na ucieczkę od momentu wystrzelenia rakiety do momentu, kiedy ona doleci
do tego konkretnego punktu, w którym się jest w Izraelu, mija konkretny czas.
W Tel Awiwie to jest półtorej minuty. Miejsca, które są dużo bliżej Strefy Gazy to jest nawet parę sekund. Tak że
my wszyscy wiemy o tym, że musimy, jeżeli nie mamy schronu, żeby do niego pobiec, to należy szukać
na przykład klatki schodowej albo najmocniejszego miejsca w domu, albo jakiegoś
podziemnego parkingu, albo po prostu położyć się, wyjść z samochodu i położyć się na ulicy.