Przekręt na drony? Ukraińcy nie otrzymali sprzętu z Polski

Jedna z polskich firm miała dostarczyć Ukrainie 200 dronów. Przedstawiciele tamtejszej armii twierdzą, iż sprzętu nie otrzymali, a równocześnie nie zwrócono im 530 tys. euro zaliczki. Polska firma dyscyplinarnie wyrzuciła z pracy odpowiedzialnego za to zamówienie Dariusza M. - to były oficer elitarnej jednostki GROM. Sprawą zajmuje się już prokuratura.

Wojna w Ukrainie. Polska firma miała dostarczyć drony Ukraińcom
Wojna w Ukrainie. Polska firma miała dostarczyć drony Ukraińcom
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/EPA/RUSSIAN DEFENCE MINISTRY PRESS SERVICE/HANDOUT HANDOUT
Łukasz Kuczera

24.05.2022 | aktual.: 24.05.2022 18:26

Dronów dla ukraińskiej armii poszukiwał Taras Troiak. To przedsiębiorca z Kijowa, który równocześnie jest szefem tamtejszego stowarzyszenia właścicieli dronów. Pieniądze na zakup sprzętu, łącznie ok. 1,5 mln euro, pochodziły ze zbiórki charytatywnej - informuje TVN24.pl.

- Kluczowy był dla nas czas dostaw, dopiero na drugim miejscu - cena. Chodziło o to, by wysłać żołnierzom, walczącym na pierwszej linii frontu, "latające oczy" - mówi Troiak serwisowi TVN24.pl.

Polska firma oszukała Ukraińców? B. oficer GROM zwolniony

Ukraińcy zainteresowali się sprzętem oferowanym przez firmę Parrot z Francji. Jeden z jej modeli, Parrot Anafi USA, produkowany jest we współpracy z Amerykanami. Jest niezwykle cichy, a przy tym posiada dobrą optykę i kamerę termowizyjną. Dlatego idealnie sprawdza się w warunkach bojowych. Tyle że na jego eksport poza UE wymagana jest zgoda ministerstwa.

Jak wyjaśnił Troiak w rozmowie z TVN24.pl, Francuzi przekazali mu namiary na polskiego dystrybutora. Mowa o dość znanej na naszym rynku firmie zbrojeniowej. - Wymieniliśmy maile, wiadomości, w efekcie których miałem zapewnienie, że kupię 206 dronów z dostawą na Ukrainę w dwa tygodnie - relacjonuje Ukrainiec.

Troiak kontaktował się z Dariuszem M., który w przeszłości służył w jednostce GROM. Odpowiadał w niej m.in. za logistykę i zakup sprzętu. Po przejściu na emeryturę zaangażował się w działalność w sektorze prywatnym.

M. wysłał Ukraińcom dwie oferty - sześć sztuk miała wysłać firma, w której pracował. Kolejnych 200 miała dostarczyć na Wschód mało znana spółka "Level 11". Troiak spotkał się z byłym wojskowym w Warszawie, zobaczył nawet drony w akcji. Finalnie przelał całą kwotę za sześć dronów pierwszej firmie i "Level 11" za 200 sztuk. Na Ukrainę trafiło jednak wyłącznie zamówienie z pierwszej spółki.

Przedstawiciele drugiej z firm przekazali Ukraińcom, że sprzęt dotrze na Wschód, ale za 35 dni. W tej sytuacji druga strona postanowiła wypowiedzieć umowę i zażądała zwrotu 1,5 mln euro. Dotychczas otrzymała jednak ok. 900 tys. euro. "Level 11" ciągle nie oddało ok. 530 tys. euro.

Paweł Krzykowski z "Level 11" przekazał TVN.pl, że nie można było przeprowadzić transakcji ze względu na polskie prawo. W jego opinii Taras Troiak nie posiadał odpowiednich pełnomocnictw. "Ze strony Level 11 nie było żadnych zaniechań w realizacji oferty" - napisał prezes firmy "Level 11", który obecnie jest w kontakcie z ambasadą Ukrainy i chce wyjaśnić sprawę.

"Niepełna opłata za objęty ofertą asortyment jest zwracana zgodnie z instrukcją płatniczą na konto, z którego przyszły środki finansowe, w transzach" - dodał Krzykowski w mailu.

Tymczasem w imieniu ukraińskiej spółki zawiadomienie o możliwości popełnienie przestępstwa do prokuratury wniósł adwokat dr Jerzy Ferenz. Sprawa trafiła też do Służby Kontrwywiadu Wojskowego oraz Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

źródło: tvn24.pl

Czytaj także:

wojna w Ukrainieukrainadrony
Wybrane dla Ciebie