Prowokacja Putina na granicy. "Chce mieć wolną rękę w mobilizacji Rosjan"
Władimir Putin oskarżył Ukrainę o akcję sabotażową w Rosji. - Szuka argumentów i pretekstów, żeby przejść z trybu operacji specjalnej na wojnę. To bliźniaczo podobne do uzasadnienia operacji antyterrorystycznej w Czeczenii - mówi płk Maciej Matysiak, były wiceszef SKW. Ma to dać Putinowi powód do pozbawiania Rosjan kolejnych praw i nowej mobilizacji.
Wiele informacji, które podają rosyjskie media państwowe czy kremlowscy oficjele, prawdopodobnie nie jest prawdziwych. Takie doniesienia mogą być elementem wojny informacyjnej ze strony Federacji Rosyjskiej.
Tuż przed godz. 10 czasu polskiego rosyjskie czołowe media propagandowe oraz kanały Telegramu zaczęły donosić o grupie "ukraińskich sabotażystów", którzy rzekomo przekroczyli granicę Federacji Rosyjskiej i wtargnęli do obwodu briańskiego. Na te oskarżenia błyskawicznie zareagowała strona ukraińska, która nazwała to "celową prowokacją" Kremla.
Incydent miał być na tyle poważny, że rosyjski prezydent odwołał swoją podróż do Stawropola. - Dzisiaj neonaziści popełnili kolejny akt terrorystyczny, kolejną zbrodnię. Weszli na teren przygraniczny i otworzyli ogień do cywilów. Wiedzieli, że był to samochód cywilny. Wiedzieli, że siedzą tam cywile i dzieci. Otworzyli do nich ogień - oskarżał Putin.
Doniesienia rosyjskich propagandowych mediów na ten temat były jednak bardzo niespójne i często edytowane. Żaden z kremlowskich kanałów nie opublikował też ani jednego zdjęcia na potwierdzenie informacji o ofiarach, ostrzale czy wysadzanych stacjach, m.in. benzynowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nagrania w sieci zamieścili za to członkowie ruchu określającego się jako Rosyjski Korpus Ochotniczy. Na jednym z nich mężczyzna przedstawiający się jako dowódca korpusu przekonuje, że walczy za Ukrainę i wjechał do Rosji z bronią z Ukrainy. Inny członek grupy miał opowiedzieć o akcji serwisowi Ważne Historie. - Było nas 45 na tym zadaniu. Zaatakowaliśmy dwa wozy piechoty. Nie widziałem rannych dzieci, ale był jeden ranny strażnik graniczny. Nie wzięto żadnych zakładników - relacjonował.
Zdaniem doradcy prezydenta Ukrainy Mychajło Podolaka, opowieść o ukraińskiej grupie sabotażowej w Rosji to klasyczna, celowa prowokacja. "Rosja chce przestraszyć swoich ludzi, aby usprawiedliwić atak na inny kraj i rosnącą biedę po roku wojny" - napisał na Twitterze.
"Putin chce mieć wolną rękę w mobilizacji Rosjan"
Według płk. Macieja Matysiaka, byłego zastępcy szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego i eksperta fundacji Stratpoints, Putin poprzez prowokację w rejonie Briańska chce "używać jasnych i bezsprzecznych skojarzeń, że Rosja nie prowadzi już operacji specjalnej, ale toczy wojnę z Ukrainą".
- Nie bez przyczyny Kreml rozsiewa informacje, że rzekomi ukraińscy żołnierze ostrzelali samochód, widząc w nim dzieci. To nic innego jak oddziaływanie na wyobraźnię Rosjan. Prowokacją w obwodzie briańskim chce wzbudzić ducha w rosyjskim społeczeństwie. Zmobilizować je i podporządkować sobie całkowicie - ocenia wojskowy.
- Putin chce mieć wolną rękę w mobilizacji Rosjan. Jest wojna, a więc może wprowadzić w kraju stan wyjątkowy albo stan wojenny. Wygląda to bliźniaczo podobnie jak uzasadnienie operacji antyterrorystycznej w Czeczenii. Putin chce zawiesić wszelkie prawa, które jeszcze Rosjanom zostały i być zwolnionym z pozorów - podkreśla ekspert fundacji Stratpoints.
Z kolei zdaniem Michała Marka, eksperta ds. rosyjskiej dezinformacji, aktywność propagandy Kremla ws. sytuacji w obwodzie briańskim wskazuje, że mamy do czynienia z przygotowaną operacją służb. Ma ona pobudzić w społeczeństwie poparcie dla kontynuowania wojny.
"Działanie przypominają znane z przeszłości operacje prowadzone przez FSB (m.in. w kontekście 'zagrożenia czeczeńskiego'). W tym przypadku państwo ukraińskie kreowane jest na strukturę terrorystyczną, a państwo rosyjskie na 'sprawnie walczące z terroryzmem'. Dane wydarzenie wykorzystywane jest do dehumanizacji Ukraińców oraz stymulowania Rosjan do zaciągania się do armii (w celu 'obrony swoich dzieci przed kijowskim reżimem')" - napisał Michał Marek na Twitterze.
W podobnym tonie wypowiada się płk Maciej Matysiak. - Putin zawsze do takich prowokacji odpowiednio się przygotowuje. To klasyczne "dzieło" wywiadu wojskowego (GRU), być może przy wsparciu FSB i Specnazu. To akcja skrojona na użytek wewnętrzny. Nie pójdzie za tym zmasowana ofensywa wojsk rosyjskich, bowiem gdyby mieli odpowiednie siły i środki, to główne uderzenie już by rozpoczęli. Ten incydent ma uzasadnić argument Putina, że Rosja jest w stanie wojny. A społeczeństwo rosyjskie jest zagrożone. Ci, którzy będą wykazywać opór, będą szybko spacyfikowani i podporządkowani - ocenia były wiceszef SKW.
Zdaniem naszego rozmówcy zaostrzenie przepisów spowoduje, że Rosjanie zostaną pozbawieni praw, a Kreml będzie całkowicie dyktować im, co mają robić. - Putin będzie wmawiał, że to terroryści atakują Rosję ramię w ramię z NATO. Po to już wprowadził przy granicy stan wyjątkowy i nakazał budować schrony i okopy, po to instalował na dachach w Moskwie systemy artylerii rakietowej Pancyr i uruchamiał alarmy przeciwlotnicze w Rosji. A teraz urządził prowokację w rejonie Briańska. Ma to wywołać poczucie, że Rosja jest atakowana i musi się bronić. To oznacza, że na Kremlu musi być krucho, a Putin i dowódcy nie wiedzą, co dalej robić - uważa płk Matysiak.
Ukraina ostrzegała przed prowokacją
Już tydzień temu ukraiński wywiad ostrzegał przed prowokacjami właśnie na północy kraju. Miało to związek z zauważeniem po stronie rosyjskiej kolumny rosyjskich żołnierzy mających na sobie ukraińskie mundury. Sprzęt, którym się poruszali, także nosił oznaczenia ukraińskich sił zbrojnych.
"Prowokacja może mieć formę upozorowanego przekroczenia granicy i wtargnięcia wojsk Kijowa na rosyjskie terytorium" - alarmował ukraiński wywiad. Takie działanie miałoby usprawiedliwić kolejne kroki Kremla w związku z wojną w Ukrainie.
Czytaj też:
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski