Ta broń pomoże Ukrainie. Generał ujawnia szczegóły ws. produkcji granatnika
Dobra wiadomość dla polskich sił zbrojnych i ukraińskiej armii. Jak ujawnia w rozmowie z Wirtualną Polską gen. dr Jarosław Kraszewski, były dyrektor Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi, a od niedawna prezes prywatnego holdingu zbrojeniowego Grupa Niewiadów, planowane jest wznowienie produkcji przeciwpancernego granatnika RPG-76 Komar. To broń, która może się Ukraińcom bardzo przydać. Co jeszcze Polska może dostarczyć ukraińskiej armii?
15.02.2023 | aktual.: 15.02.2023 11:26
- Chcemy jak najszybciej wznowić produkcję Komara-1. Wszystko wskazuje, że uda się zamienić obudowę aluminiową na elementy z polimerów, co było największą bolączką tego sprzętu. Po uderzeniu, np. w drzewo, ta część granatnika odkształcała się i cały sprzęt stawał się bezużyteczny. Jeśli uda się zaadoptować nowe elementy i nie wpłyną one na zmiany konstrukcyjne sprzętu, to w sierpniu-wrześniu zakład w Niewiadowie będzie gotowy, by uruchomić produkcję seryjną – mówi Wirtualnej Polsce gen. dr Jarosław Kraszewski.
RPG-76 Komar powstał w latach 70. w Wojskowym Instytucie Technicznym Uzbrojenia w Zielonce. Do uzbrojenia został wprowadzony w 1985 r. W latach 80. wyprodukowano ich ok. 100 tys. sztuk. Komar ma masę 2,1 kg i długość w położeniu bojowym 1200 mm, a jego 68-mm granat kumulacyjny jest w stanie przebić pancerz stalowy o grubości ok. 300 mm. Zasięg skuteczny to ok. 150 m.
Eksploatacja Komarów w Wojsku Polskim została wstrzymana z powodu braku mechanizmu samolikwidacji w zapalniku denno-ciśnieniowym. Mimo opracowania nowej wersji zapalnika, produkcji Komarów już nie wznowiono.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W 2018 roku Agencja Mienia Wojskowego wystawiła na sprzedaż prawie 24,6 tys. sztuk granatnika. Miały to być ostatnie Komary na stanie polskiej armii, przynajmniej oficjalnie. Wojskowi, z którymi rozmawialiśmy nieoficjalnie, mówią z kolei, że kiedy wybuchła wojna w Ukrainie prywatni pośrednicy w dostawach broni skupili ok. 10 tys. wycofanych z użycia Komarów.
- Broń skupowano z przeznaczeniem do utylizacji – po 20-30 zł za sztukę. Szybko okazało się, że w Ukrainie jest gigantyczny popyt na Komara. Jeden granatnik sprzedawano tam z ogromnym przebiciem – po ok. 400-500 euro – mówi nam jeden z wojskowych, znający kulisy sprawy. Do Ukrainy miały też trafić granatniki, które pięć lat temu Agencja Mienia Wojskowego nie sprzedała.
Wiosną ubiegłego roku w sieci pojawiło się nagranie, na którym rosyjski korespondent wojenny Aleksandr Sładkow prezentuje polski granatnik RPG-76 Komar zdobyty na ukraińskiej armii, sądząc, że jest on produkcji amerykańskiej. Internautów rozbawiło to, że Sładkow uznał, iż Amerykanie zaopatrzyli granatnik w instrukcję napisaną po ukraińsku, ale alfabetem łacińskim, tymczasem była to instrukcja napisana po polsku.
Na innych filmach ukraińscy żołnierze szkolą się z obsługi polskiego Komara, podkreślając prostotę i szybkość obsługi sprzętu. Dodawano, że nadal są bardzo przydatne w działaniach wojennych do zwalczania rosyjskich, lżej opancerzonych pojazdów. "Komary można zabierać po dwa pod pachami i po pięć do plecaka. Transportery opancerzone, bojowe wozy piechoty, Tigery wybuchają od ręki, czołgowi można zasadzić w d… Fajna sztuka. Polsko dziękujemy" - można przeczytać na ukraińskich forach internetowych.
Jak podkreśla gen. Jarosław Kraszewski, żołnierzowi wystarczy dwugodzinne szkolenie na takim sprzęcie. A konstrukcja urządzeń celowniczych jest bardzo prosta w obsłudze. - Równocześnie będą prowadzone testy z Komarem-2, w którym zostanie wprowadzony nowy typ zapalnika. Później chcemy uruchomić Komara-3, do którego zostanie wprowadzona głowica termobaryczna. O ile obecnie przebijalność wynosi ok. 250-300 mm stali, z nową głowicą będzie wynosić ok. 500 mm – mówi WP były dyrektor Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi.
I ujawnia, że produkcja, która ruszy za kilka miesięcy, będzie przebiegać w kooperacji z państwową Polską Grupą Zbrojeniową. - Jestem zdania, że powinno się dążyć do konsolidacji przemysłu państwowego z prywatnym, szczególnie w kluczowych obszarach. Tak, żeby wytwarzanie sprzętu wojskowego i amunicji odbywało się zgodnie z zapotrzebowaniem płynącym z pola walki.
Pytany przez Wirtualną Polskę o to, co Polska powinna jeszcze dostarczyć ukraińskiej armii, odpowiada: - Postradzieckie czołgi T-72, ale też zmodernizowane PT-91 "Twardy". Także samoloty MIG-29, które co prawda wymagają usunięcia pewnych elementów z maszyn czy przemalowania, ale cały czas są sprawne. Biorąc pod uwagę, że do Polski zaczyna napływać sprzęt wojskowy z Korei, to powinniśmy z obecnych zasobów przekazać haubice 2S1, armatohaubice DANA i systemy artylerii rakietowej BM-21 Grad oraz RM-70 - wylicza gen. Jarosław Kraszewski.
Przypomnijmy, że niedługo po rozpoczęciu wojny ukraińska armia dostała od Polski 18 sztuk nowoczesnych samobieżnych armatohaubic Krab, które budziły postrach wśród rosyjskich najeźdźców.
W ocenie wojskowego, kluczowe będzie podtrzymanie dla Ukrainy nieprzerwanego ciągu dostaw amunicji różnego kalibru.
- Polska powinna natychmiast przystąpić do intensyfikacji produkcji, nawet we współpracy z innymi europejskimi państwami. Wiemy, że Ukraina od początku wojny boryka się z brakiem amunicji. A znaczna część dostaw pochodzi z Polski. Ale sytuacja z produkcją amunicji robi się coraz trudniejsza – przypomina rozmówca Wirtualnej Polski.
Jak informował niedawno "Financial Times", Ukraina zużywa dziennie ponad 5 tys. sztuk amunicji - to więcej niż wynosiły w czasach pokoju roczne zamówienia niewielkiego europejskiego państwa. Zdaniem "FT", ogromny popyt na amunicję w Ukrainie doprowadza do kryzysu w łańcuchach dostaw, ponieważ europejskie firmy z branży zbrojeniowej starają się zwiększyć produkcję amunicji, aby uzupełnić braki w magazynach sił zbrojnych poszczególnych krajów Europy, a jednocześnie zagwarantować dalsze dostawy amunicji na Ukrainę.
"Doprowadziło to do walki o materiały - od chemikaliów niezbędnych do produkcji materiałów wybuchowych, po metale i tworzywa sztuczne wykorzystywane przy produkcji zapalników i łusek, do pocisków artyleryjskich. Wiele firm zwiększa zatrudnienie i wydłuża czas pracy, aby nadążyć z rosnącym popytem na amunicję" – czytamy w "Financial Times".
"Ukraina będzie potrzebować jeszcze więcej amunicji"
Jak zauważa gen. Kraszewski, coraz większe kłopoty producentom amunicji sprawia brak nitrocelulozy, niezbędnej do produkcji prochu.
- To nie jest tylko problem Polski, ale i całej Europy. Moce produkcyjne obecnie już nie wystarczają. Druga sprawa, że w Europie, we wcześniejszych latach, była tendencja do zamykania zakładów produkcyjnych. Wszystko co wydawało się wtedy być zbędne – likwidowano. I nawet jeśli teraz są państwa, które mają "uśpione" linie technologiczne, to nie ma ludzi do ich obsługi. Żeby dopuścić ich do fabryki prochu, muszą najpierw przejść półroczne szkolenie – komentuje ekspert.
I jak prognozuje, zapotrzebowanie ukraińskiej armii na amunicję – w związku z rosyjską ofensywą – będzie rosło.
- To może być ok. 10 do 20 tys. sztuk dziennie. A jeśli Ukraina myśli realnie o kontrofensywie, to potrzebuje jeszcze więcej amunicji. Dziennie 30-40 tysięcy. To ogromne liczby. I bardzo trudne wyzwanie przez Zachodem – podsumowuje gen. Jarosław Kraszewski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski