Najemnicy kpią z generałów. "Każdy konflikt w rosyjskiej armii jest na rękę Ukrainie"
Konflikt w rosyjskiej armii między Grupą Wagnera a dowódcami i zawodowymi żołnierzami przybiera na sile. Wagnerowcy skarżą się, że nie dostają od armii amunicji, a równocześnie kpią z rosyjskich generałów, którzy de facto powinni im wydawać rozkazy. – Kreml sam dopuścił, żeby najemnicy od Prigożyna działali poza prawem. Teraz są tego "efekty" – mówi Wirtualnej Polsce płk Piotr Lewandowski.
W ostatnich dniach, zarówno w mediach społecznościowych, jak i na rosyjskim Telegramie, pojawiły się wpisy o "narastających napięciach między Federacją Rosyjską a prywatną Grupą Wagnera". Na jednym z filmów widać, jak najemnicy strzelają do portretów dowódcy rosyjskich sił w Ukrainie - gen. Walerija Gierasimowa, a także dowódcy wojsk lądowych gen. Aleksandra Łapina. Pod adresem wojskowych padają niecenzuralne słowa.
Na innym filmie widać, jak wagnerowcy wyzywają żołnierzy regularnej rosyjskiej armii, którzy pojawili się na ich pozycjach. "Wasi dowódcy to idioci. Szojgu, Gierasimow (...) Bierzcie swoje dziw..., swoje dziewczyny i idźcie na pozycje" - słychać na nagraniu.
Z kolei były dowódca separatystów w Donbasie, pułkownik Specnazu Igor Girkin, którego konto na Telegramie obserwują tysiące Rosjan, wrzucił wymowne zdjęcie ministra Siergieja Szojgu razem z gen. Walerijem Gierasimowem i zestawił je z szefem Grupy Wagnera Jewgienijem Prigożynem oraz czeczeńskim przywódcą Ramzanem Kadyrowem Wszystko opatrzył podpisem: "Czas działać".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak przypomina płk Piotr Lewandowski, weteran z Iraku i Afganistanu, praktycznie na całym świecie "kontraktowcy" nie darzą się sympatią z żołnierzami zawodowymi.
- Ostentacyjnie lekceważą oficerskie kadry w armii. Dobrze pamiętają, że będąc żołnierzami, musieli słuchać swoich przełożonych. A teraz już nie muszą. Podchodzą do rosyjskich dowódców z lekceważeniem. Ale skoro nawet szeregowi żołnierze nie szanują swoich przełożonych, to wagnerowcy tym bardziej nie będą tego robić – mówi WP płk Piotr Lewandowski.
Jak podkreśla, konflikt między najemnikami a rosyjską armią trwa już od dawna.
- Po pierwsze, żołnierze zawodowi uważają, że wykonują taką samą "robotę", ale to wagnerowcy dostają dużo większe pieniądze. Trudno więc ich lubić. Po drugie, najemnicy od początku twierdzili, że są pod każdym względem lepsi i dlatego wysyła się ich do najtrudniejszych operacji wojskowych – uważa wojskowy.
Jego zdaniem, utrzymanie konfliktu w ryzach byłoby możliwe, gdyby były odpowiednie przepisy regulujące działalność Grupy Wagnera w ramach rosyjskiej armii.
- Obie strony wiedziałyby wówczas, jak daleko mogą się posunąć i gdzie jest granica, której nie mogą przekroczyć. Nie do pomyślenia było, żeby prywatna amerykańska armia Blackwater w Iraku lub Afganistanie wyrzucała żołnierzy z kwater bądź odwrotnie. To byłoby zniszczenie prawnych norm. Skoro w Rosji Kreml sam zniszczył te normy i usunął wszystkie blokady, to otworzył pole do konfliktu. Grupa Wagnera nie walczy w Ukrainie na podstawie jakichkolwiek przepisów. Konflikt jest tego "efektem" - mówi płk Piotr Lewandowski.
Prigożyn: Będę próbował, nawet gdy wsadzą mnie do więzienia
Kilka dni temu na kanale "Rozładunek Wagnera" pojawił się krótki apel jednego z najemników prywatnej firmy wojskowej założonej przez Prigożyna. Film nagrano na tle stosu trupów.
"Każdego dnia tracimy w walce setki towarzyszy. Mogłoby być ich o połowę mniej, gdyby dostarczano nam na czas broń, amunicję i wszystko, czego potrzebujemy. Dość tego bezprawia. Walczymy, bronimy naszego kraju, naszej ojczyzny. Są tu setki naszych chłopaków. Wyślijcie na tę wojnę swoje dzieci czy zięciów, którzy nagrywają TikToki" – mówił członek Grupy Wagnera.
Apel powtórzył sam Prigożyn, który podkreślił, że "puka do każdych drzwi w Moskwie", aby załatwić amunicję. "Będę próbował to robić do czasu, kiedy moi chłopcy nie dostaną wszystkiego, czego potrzebują. Nawet gdy zakują mnie w kajdanki i wsadzą do więzienia za dyskredytowanie sił zbrojnych" – podkreślał założyciel Grupy Wagnera.
Z kolei we wtorek założyciel prywatnej armii narzekał na Telegramie na "wewnętrzną opozycję". - Można to porównać do zdrady stanu - powiedział Jewgienij Prigożyn, uderzając w rosyjskiego ministra obrony i szefa sztabu generalnego. O ile wcześniej Prigożyn nie wymieniał nazwisk, o tyle w tym nagraniu wprost skierował swoją krytykę w stronę Siergieja Szojgu i Walerija Gierasimowa. Jego zdaniem, obaj celowo wstrzymują dostawy amunicji dla wagnerowców.
Zdaniem płk Piotra Lewandowskiego, wagnerowcy są sfrustrowani, bo zainwestowali w sprzęt, a nie dostają od rosyjskiej armii amunicji artyleryjskiej.
- Prigożyn odebrał to jako osobisty policzek – mówi rozmówca Wirtualnej Polski.
I jak przypomina, Prigożyn chciał odnosić sukcesy na froncie kosztem rosyjskich sił zbrojnych, które krytykował.
- Za nic miał autorytet dowódców, więc postanowił "wykroić sobie kawałek wojny dla siebie". A że jest biznesmenem, chciał to zrobić z korzyścią dla siebie i swoich najemników. Grupa Wagnera jest prywatną grupą wojskową, więc sprzęt powinna kupować komercyjnie. A oni chcą od armii dostawać samoloty, pojazdy, broń i amunicję. I chcą być obsłużeni jako pierwsi – komentuje płk Piotr Lewandowski.
Według eksperta, o ile poprzedni dowódca rosyjskiej operacji gen. Siergiej Surowikin z wagnerowcami się dogadywał, o tyle obecny gen. Walerij Gierasimow – jako szef Sztabu Generalnego – stawia na zawodową armię.
- Mimo wszystko Kreml dalej liczy na wagnerowców - że to oni nadal będą walczyć na najtrudniejszych odcinkach frontu. Tyle że oni słuchają wyłącznie siebie i Prigożyna. Putin nie wygra wojny najemnikami. A każdy konflikt w jego armii jest na rękę Ukrainie - podsumowuje płk Piotr Lewandowski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski