Prorosyjski zwrot SLD. Włodzimierz Cimoszewicz: To absolutna naiwność
Politycy SLD postulują złagodzenie polskiej polityki wobec Rosji i budowę lepszych stosunków z Moskwą. I choć krytycy porównują retorykę Sojuszu do polityki appeasementu, może się okazać, że nowy przekaz partii dotrze do części wyborców.
17.02.2015 | aktual.: 18.02.2015 12:31
- Będę dążyć do normalizacji stosunków z Rosją. Nie stać nas, by rosyjskie media określały Polskę jako wroga Rosji numer jeden - powiedziała na niedzielnej konwencji kandydatka SLD na prezydenta Magdalena Ogórek, czym wywołała niemałe zdziwienie - zarówno w kraju, jak i zagranicą. Jej wypowiedź została zauważona przez zachodnie agencje prasowe, lecz przede wszystkim przez rosyjskie media, przez które została ochrzczona "nierusofobiczną twarzą Polski".
Przeczytaj również: Rosyjskie media o Ogórek
Wypowiedź Ogórek nie była jednak jednorazowym, autorskim pomysłem na politykę zagraniczną. Wpisuje się ona bowiem w mocno akcentowany w ostatnich dniach przez partię przekaz: ostrej krytyki polityki zagranicznej obecnego rządu i propozycję bardziej koncyliacyjnego stanowiska wobec Moskwy. Dowód tego dał lider partii Leszek Miller, który w ostatnich wywiadach przyjmował zdecydowanie łagodniejszą postawę wobec Rosji niż inni polscy politycy. W rozmowie w TVN relatywizował rosyjskie transgresje na Ukrainie, tłumacząc, że "spory procent ludności ukraińskiej czuje się bardzo związany z Rosją", a Krym i Donbas stanowią niewielki skrawek terytorium Ukrainy, wobec czego zagrożenie ze strony Rosji jest ograniczone. Kwestionował również sens pomocy finansowej dla Kijowa, ze strachu przed korupcją w tym kraju. Ostro politycy Sojuszu wypowiadali się także na temat ostatnich komentarzy szefa MSZ Grzegorza Schetyny m.in. o tym, że wśród żołnierzy wyzwalających Auschwitz byli głównie Ukraińcy.
- To przekroczenie czerwonej linii, która w dyplomacji jest nieprzekraczalna. Upokorzył zwykłego Rosjanina - powiedział w TVP Info wówczas sekretarz generalny SLD Krzysztof Gawkowski.
Skąd ten zwrot w retoryce SLD?
- Obecna polityka zagraniczna rządu przynosi fatalne rezultaty: nie ma nas przy stole rozmów. Nie chce z nami rozmawiać ani Rosja, ani Ukraina - mówi w rozmowie z WP Dariusz Joński, rzecznik partii. Zdaniem Jońskiego, polskie MSZ zachowuje się nieodpowiedzialnie i prowokuje Rosję. Tymczasem SLD proponuje "powrót do rozmów" z Moskwą i próbę wznowienia relacji handlowych. Za przykład stawia przywódców Niemiec i Francji, którzy "postawili na dialog" i dzięki temu ich interesy nie cierpią tak jak interesy Polski. Joński podważa przy tym sens europejskich sankcji.
- Jak się przekonaliśmy, sankcje nic nam nie dały i nie zmieniły zachowania Rosji. Tymczasem najbardziej cierpi na tym polska gospodarka - argumentuje polityk, wskazując na niedawny protest rolników jako przykład efektów tej polityki. Pytany zaś o to, jak SLD chce doprowadzić do poprawienia stosunków z Moskwą, rzecznik partii mówi o bardziej odpowiedzialnej retoryce i "nie wychodzeniu przed szereg".
- Kiedy w Polsce rządziła lewica, zawsze miała świetnie ocenianych ministrów spraw zagranicznych, jak Adam Rotfeld czy Włodzimierz Cimoszewicz, którzy potrafili dbać o stosunki z Rosją - dodaje.
Zdziwiony tymi słowami jest sam Cimoszewicz, który od początku popierał prowadzenie twardej polityki wobec Rosji.
- Powoływanie się na mnie jest w tej sytuacji dość dwuznaczne - mówi WP były premier, a obecnie senator. - Sam nie do końca rozumiem, co się dzieje w tej kwestii w SLD. To jest postawa absolutnie naiwna - dodaje, porównując proponowaną linię partii do polityki "appeasementu", czyli obłaskawiania Hitlera przez państwa zachodnie przed drugą wojną światową. - Wszyscy wiemy, jak to się skończyło - mówi polityk. Jego zdaniem, Polska nie bierze udziału w rozmowach w sprawie Ukrainy, bo nie chce tego Rosja. Były premier zwraca jednak uwagę, że przy stole negocjacyjnym brak jest nie tylko Polski, ale i m.in. Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. - Rosji taki format jest wygodny, zaś pozycja Ukrainy jest zbyt słaba, by mogła domagać się obecności Polski czy USA - uważa Cimoszewicz.
Niezależnie od tej krytyki, prorosyjski zwrot SLD może mieć sens - przynajmniej z punktu widzenia marketingu politycznego. Tak przynajmniej twierdzi politolog UW dr Wojciech Jabłoński.
- To ma sens. W mediach forsuje się przekaz o ostrej polityce wobec Rosji i konieczności popierania Ukrainy, tymczasem Polacy wcale tak nie uważają. Co więcej, wielu z nich, jak rolnicy, jest niezadowolonych ze skutków dotychczasowej polityki zagranicznej. Dlatego zaistniała tutaj dość szeroka nisza, w którą SLD może się wpisać - mówi Jabłoński. - Niekoniecznie wykorzystuje się jednak do tego odpowiednich ludzi. Ogórek, jako osoba bez doświadczenia nie jest w tym przekazie wiarygodna - dodaje.
- To wygląda na pewną grę z opinią publiczną i sądząc po opinii Polaków na temat wysyłania broni na Ukrainę rzeczywiście SLD może coś na tym ugrać - zgadza się Cimoszewicz. Jednak ostrzega, że taka gra Sojuszu może być groźna.
- To jednak podejście bardzo krótkowzroczne. Nie chcę lekceważyć interesów rolników, ale w tym momencie priorytetem Polski jest bezpieczeństwo. A kluczem do tego jest teraz podtrzymywanie siły nacisku Zachodu na Rosję. W innym wypadku nie wiadomo, gdzie Putin może się zatrzymać - mówi Cimoszewicz