Prorosyjski zwrot SLD. Włodzimierz Cimoszewicz: To absolutna naiwność
Politycy SLD postulują złagodzenie polskiej polityki wobec Rosji i budowę lepszych stosunków z Moskwą. I choć krytycy porównują retorykę Sojuszu do polityki appeasementu, może się okazać, że nowy przekaz partii dotrze do części wyborców.
- Będę dążyć do normalizacji stosunków z Rosją. Nie stać nas, by rosyjskie media określały Polskę jako wroga Rosji numer jeden - powiedziała na niedzielnej konwencji kandydatka SLD na prezydenta Magdalena Ogórek, czym wywołała niemałe zdziwienie - zarówno w kraju, jak i zagranicą. Jej wypowiedź została zauważona przez zachodnie agencje prasowe, lecz przede wszystkim przez rosyjskie media, przez które została ochrzczona "nierusofobiczną twarzą Polski".
Wypowiedź Ogórek nie była jednak jednorazowym, autorskim pomysłem na politykę zagraniczną. Wpisuje się ona bowiem w mocno akcentowany w ostatnich dniach przez partię przekaz: ostrej krytyki polityki zagranicznej obecnego rządu i propozycję bardziej koncyliacyjnego stanowiska wobec Moskwy. Dowód tego dał lider partii Leszek Miller, który w ostatnich wywiadach przyjmował zdecydowanie łagodniejszą postawę wobec Rosji niż inni polscy politycy. W rozmowie w TVN relatywizował rosyjskie transgresje na Ukrainie, tłumacząc, że "spory procent ludności ukraińskiej czuje się bardzo związany z Rosją", a Krym i Donbas stanowią niewielki skrawek terytorium Ukrainy, wobec czego zagrożenie ze strony Rosji jest ograniczone. Kwestionował również sens pomocy finansowej dla Kijowa, ze strachu przed korupcją w tym kraju. Ostro politycy Sojuszu wypowiadali się także na temat ostatnich komentarzy szefa MSZ Grzegorza Schetyny m.in. o tym, że wśród żołnierzy wyzwalających Auschwitz byli głównie Ukraińcy.
- To przekroczenie czerwonej linii, która w dyplomacji jest nieprzekraczalna. Upokorzył zwykłego Rosjanina - powiedział w TVP Info wówczas sekretarz generalny SLD Krzysztof Gawkowski.
Skąd ten zwrot w retoryce SLD?
- Obecna polityka zagraniczna rządu przynosi fatalne rezultaty: nie ma nas przy stole rozmów. Nie chce z nami rozmawiać ani Rosja, ani Ukraina - mówi w rozmowie z WP Dariusz Joński, rzecznik partii. Zdaniem Jońskiego, polskie MSZ zachowuje się nieodpowiedzialnie i prowokuje Rosję. Tymczasem SLD proponuje "powrót do rozmów" z Moskwą i próbę wznowienia relacji handlowych. Za przykład stawia przywódców Niemiec i Francji, którzy "postawili na dialog" i dzięki temu ich interesy nie cierpią tak jak interesy Polski. Joński podważa przy tym sens europejskich sankcji.
- Jak się przekonaliśmy, sankcje nic nam nie dały i nie zmieniły zachowania Rosji. Tymczasem najbardziej cierpi na tym polska gospodarka - argumentuje polityk, wskazując na niedawny protest rolników jako przykład efektów tej polityki. Pytany zaś o to, jak SLD chce doprowadzić do poprawienia stosunków z Moskwą, rzecznik partii mówi o bardziej odpowiedzialnej retoryce i "nie wychodzeniu przed szereg".
- Kiedy w Polsce rządziła lewica, zawsze miała świetnie ocenianych ministrów spraw zagranicznych, jak Adam Rotfeld czy Włodzimierz Cimoszewicz, którzy potrafili dbać o stosunki z Rosją - dodaje.
Zdziwiony tymi słowami jest sam Cimoszewicz, który od początku popierał prowadzenie twardej polityki wobec Rosji.
- Powoływanie się na mnie jest w tej sytuacji dość dwuznaczne - mówi WP były premier, a obecnie senator. - Sam nie do końca rozumiem, co się dzieje w tej kwestii w SLD. To jest postawa absolutnie naiwna - dodaje, porównując proponowaną linię partii do polityki "appeasementu", czyli obłaskawiania Hitlera przez państwa zachodnie przed drugą wojną światową. - Wszyscy wiemy, jak to się skończyło - mówi polityk. Jego zdaniem, Polska nie bierze udziału w rozmowach w sprawie Ukrainy, bo nie chce tego Rosja. Były premier zwraca jednak uwagę, że przy stole negocjacyjnym brak jest nie tylko Polski, ale i m.in. Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. - Rosji taki format jest wygodny, zaś pozycja Ukrainy jest zbyt słaba, by mogła domagać się obecności Polski czy USA - uważa Cimoszewicz.
Niezależnie od tej krytyki, prorosyjski zwrot SLD może mieć sens - przynajmniej z punktu widzenia marketingu politycznego. Tak przynajmniej twierdzi politolog UW dr Wojciech Jabłoński.
- To ma sens. W mediach forsuje się przekaz o ostrej polityce wobec Rosji i konieczności popierania Ukrainy, tymczasem Polacy wcale tak nie uważają. Co więcej, wielu z nich, jak rolnicy, jest niezadowolonych ze skutków dotychczasowej polityki zagranicznej. Dlatego zaistniała tutaj dość szeroka nisza, w którą SLD może się wpisać - mówi Jabłoński. - Niekoniecznie wykorzystuje się jednak do tego odpowiednich ludzi. Ogórek, jako osoba bez doświadczenia nie jest w tym przekazie wiarygodna - dodaje.
- To wygląda na pewną grę z opinią publiczną i sądząc po opinii Polaków na temat wysyłania broni na Ukrainę rzeczywiście SLD może coś na tym ugrać - zgadza się Cimoszewicz. Jednak ostrzega, że taka gra Sojuszu może być groźna.
- To jednak podejście bardzo krótkowzroczne. Nie chcę lekceważyć interesów rolników, ale w tym momencie priorytetem Polski jest bezpieczeństwo. A kluczem do tego jest teraz podtrzymywanie siły nacisku Zachodu na Rosję. W innym wypadku nie wiadomo, gdzie Putin może się zatrzymać - mówi Cimoszewicz