Prokuratura na telefon, na maila, usługi 24h/d, wszczęcia, umorzenia, TANIO! [OPINIA]

Niby człowiek wiedział, nawet się już nie łudził, ale jak dostał nagraniem w twarz, to i tak niesmak jest duży. Bliska współpraca polityków Suwerennej Polski z prokuratorami, opierająca się często na atakowaniu nielubianych osób, na którą mamy coraz więcej dowodów, to skrajna patologia i duże zagrożenie dla funkcjonowania państwa prawa.

Zbigniew Ziobro i Marcin Romanowski
Zbigniew Ziobro i Marcin Romanowski
Źródło zdjęć: © East News | Pawel Wodzynski
Patryk Słowik

24.05.2024 12:14

Gdy prokuratorzy w specjalnie powołanym zespole śledczym po cichu pracują nad rozliczeniem nieprawidłowości przy Funduszu Sprawiedliwości, poseł Koalicji Obywatelskiej Roman Giertych postanowił wcisnąć pedał gazu do oporu i z piskiem opon pokazać patologie Zbigniewa Ziobry i jego ludzi.

Zaprosił do Sejmu swojego klienta (Giertych pracuje bowiem nadal jako adwokat), byłego dyrektora departamentu Funduszu Sprawiedliwości w Ministerstwie Sprawiedliwości z czasów Zbigniewa Ziobry. Jegomość - który, zaznaczmy uczciwie, ma status podejrzanego w sprawie - opowiedział o tym, jak wielką patologią było zarządzanie funduszem, jak ustawiano konkursy i finansowano partyjne potrzeby z publicznych pieniędzy.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Rozmowa z prokuratorem

Okazuje się, że były dyrektor nagrywał przez niemal dwa lata rozmowy ziobrystów. Co, na swój sposób, jest zabawne - bo resort sprawiedliwości tak polegał na Pegasusie, tak wszyscy oni szeryfowali, straszyli, grozili, groźne miny robili, a podczas wewnętrznych spotkań potajemnie się nagrywali.

Podobno jest ok. 50 godzin nagrań. Onet opublikował fragment jednego z nich. To rozmowa telefoniczna byłego wiceministra sprawiedliwości Marcina Romanowskiego z byłym prokuratorem regionalnym w Warszawie Jakubem Romelczykiem.

Z nagrania wynika, że Romelczyk - bez żadnego trybu - doradzał Romanowskiemu, jak uniknąć odpowiedzialności za nieudzielanie odpowiedzi na pytania posłom ówczesnej opozycji. Wskazywał, że kłopotliwym ogniwem w całej sprawie może być sąd, a szczególnie jedna sędzia.

Prokurator - jak wynika z materiału - obiecał też informować Romanowskiego o prowadzonej sprawie w nadzwyczajnym, niedostępnym zwykłym śmiertelnikom trybie. Przy okazji przesądził z góry, jak się ona zakończy - korzystnie dla ziobrystów.

Sposób zwracania się rozmówców do siebie nie pozostawia wątpliwości. Rozmawiali dwaj koledzy. Jeden bieglejszy w prawie (prokurator) i drugi mniej biegły (wiceminister sprawiedliwości).

Jedna duża partia

Czy materiał opublikowany przez Onet mnie zaskoczył? Nie, wcale. Wszyscy dziennikarze (i nie tylko dziennikarze) śledzący funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości w ostatnich latach doskonale widzieli, że unia personalna ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry rozciąga się na "doły". To znaczy, wiceministrowie sprawiedliwości mieli znakomite relacje z wieloma prokuratorami Prokuratury Krajowej, prokuratur regionalnych i okręgowych.

Politycy i prokuratorzy wcale się z tym nie kryli. Wystarczyło uważnie oglądać TVP, czytać "Sieci" i wPolityce.pl, by to widzieć. Gdy słyszałem wypowiedzi co najmniej tuzina prokuratorów, widziałem twarz Zbigniewa Ziobry. Mówili Ziobrą, myśleli Ziobrą, od Ziobry bądź co bądź dostali awanse i apanaże.

Można było odnieść wrażenie, że część prokuratorów wstąpiła do Suwerennej Polski. Tyle że byli na odcinku podejmowania decyzji nie w Sejmie, lecz w prokuraturze.

Standard w łamaniu standardów

Standardy demokratycznego państwa prawa są łamane w Polsce od dawna - czasem bardziej, czasem mniej. To nie tak, że zaczęło się to za Prawa i Sprawiedliwości i na Prawie i Sprawiedliwości skończyło. Nie można jednak fałszywie symetryzować i uznawać, że zawsze było, jest i będzie źle.

Do dziś ekipa Zbigniewa Ziobry wspomina z oburzeniem sprawę sędziego na telefon, który został wkręcony i pokazał - na swoje nieszczęście całej Polsce - że ważniejsza jest dla niego przychylność lubianych polityków niż prawo. I że dla tych polityków jest w stanie prawo nagiąć. To była patologia, bez dwóch zdań.

Czym jednak jest jeden sędzia na telefon wobec zorganizowanej ekipy polityczno-prokuratorskiej, której celem funkcjonowania było dobro jednej partii politycznej oraz szkodzenie pozostałym? Czy ktokolwiek wierzy, że były dyrektor w resorcie sprawiedliwości nagrał akurat jedną, jedyną rozmowę pomiędzy prominentnym politykiem opcji rządzącej a prokuratorem, i więcej takich rozmów nie było?

Ja, mówię to szczerze, nie wierzę. Ba, wszystkie znaki na niebie i ziemi pokazują, że to był standard, a nie wyjątek. Kwestią czasu jest jedynie to, kiedy to zostanie wykazane dokumentami bądź nagraniami.

Na telefon, na maila

Prokuratura potrzebuje oczyszczenia. Dla jasności: za czasów rządów Zbigniewa Ziobry było wielu uczciwych śledczych, którzy nie chcieli służyć politykom. Część z nich ponosiła konsekwencje swoich czynów - tracąc stanowiska, będąc wysyłanym do odległych jednostek prokuratury w ramach kary. To dzielni ludzie, którzy zasługują na najwyższy szacunek.

Jednocześnie to nie tak, że wczoraj w prokuraturze było źle, a dziś, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wszystko jest świetnie. Czarodziejskich różdżek nie ma. I nawet jeśli obecny prokurator generalny Adam Bodnar nie chce wykorzystywać stanowiska do niecnych politycznych celów, to nie można wykluczać, że jego następca będzie chciał to zrobić. Dlatego tak bardzo potrzebna jest głęboka reforma prokuratury.

Choćby po to, by nie było tak, że usłużnych prokuratorów na telefon zastąpią usłużni prokuratorzy na maila.

Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Opinie
prokuraturaaferataśmy
Zobacz także
Komentarze (621)