"Skruszony świadek koronny" sypie. W PiS już mają gotowy przekaz
Politycy PiS w odpowiedzi na zarzuty byłego dyrektora w departamencie Funduszu Sprawiedliwości mają odpowiadać: "to zemsta Romana Giertycha", "nieudolna próba odwrócenia uwagi od drożyzny", "próba podzielenia Zjednoczonej Prawicy" i "nagonka na chorego Zbigniewa Ziobrę". Tak brzmi gotowy przekaz, który mają powtarzać przedstawiciele formacji Jarosława Kaczyńskiego.
Politycy PiS już w środę po południu ustalali, jak odpowiadać na zarzuty "skruszonego świadka koronnego", czyli byłego dyrektora departamentu Funduszu Sprawiedliwości Tomasza Mraza. Urzędnik podczas posiedzenia zespołu parlamentarnego ds. rozliczeń PiS przedstawił informacje, które - zdaniem większości rządowej - mogą pogrążyć czołowych polityków Suwerennej Polski Zbigniewa Ziobry.
Zespół działa pod kierownictwem Romana Giertycha. To właśnie mecenas nakłonił Mraza to złożenia publicznych zeznań w sprawie nieprawidłowości, do jakich miało dochodzić w zarządzanym przez ludzi Ziobry Funduszu.
Wedle naszych nieoficjalnych informacji o tym, o czym mówił w środę w Sejmie były dyrektor związany z Ministerstwem Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, wie od kilku tygodni prokuratura. Rozmówcy z PiS twierdzą w kuluarach, że publiczne zeznania Mraza mogą w związku z tym utrudniać więc działania prokuratury, ale rozmówcy z Koalicji Obywatelskiej tak nie uważają. Niemniej swoją rolę odgrywa tu Giertych, który - jak słychać nieoficjalnie zarówno w opozycji, jak i w koalicji - próbuje wywrzeć presję na śledczych.
- Jego zdaniem rozliczenia idą za wolno, stąd jego ruch z Mrazem. Roman gra swoją grę - twierdzi poseł KO.
Jednocześnie przyznaje, iż ma nadzieję, że prokuratura "szybciej niż później" postawi zarzuty politykom Suwerennej Polski za działania w ramach Funduszu Sprawiedliwości, "żeby przeciąć wszelkie wątpliwości i spekulacje". Najpierw oczywiście muszą zostać zdjęte poselskie immunitety.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
PiS podważa wiarygodność świadka i uderza w rząd
Co na to PiS? Partia na razie - przynajmniej deklaratywnie - stara się zachować spokój. Przekaz: "to zemsta Romana Giertycha", "nieudolna próba odwrócenia uwagi od drożyzny i braku realizacji obietnic rządu", "działania kampanijne", "próba podzielenia Zjednoczonej Prawicy" i "nagonka na chorego Ziobrę", w dodatku przy udziale "prorządowych mediów".
Niektórzy twierdzą wręcz, że Mraz był "człowiekiem z zewnątrz", który miał "wynosić informacje z ministerstwa" i "dostarczać je drugiej stronie". Jarosław Kaczyński stwierdził w Sejmie wprost, że były urzędnik resortu jest... "agentem".
Inni jednak tak daleko nie idą.
Wedle naszych informacji politycy Suwerennej Polski mają się "nie chować", tylko odpowiadać na zarzuty mediów i polityków KO. To ma pokazać, że "nie mają nic do ukrycia".
Nie wszyscy z PiS chcą bronić ziobrystów
Skorzy do obrony ziobrystów nie są za to ludzie byłego premiera Mateusza Morawieckiego, który od lat był skonfliktowany z byłym ministrem sprawiedliwości (Ziobro wielokrotnie atakował Morawieckiego, głównie za decyzje podejmowane w polityce unijnej).
- Fundusz podlegał wyłącznie pod Ministerstwo Sprawiedliwości. Ani Kancelaria Premiera, ani żaden inny podmiot nie miał nad nim bezpośredniego nadzoru. Resorty w pewnych obszarach mają własny zakres kompetencji, podejmowania decyzji i odpowiedzialności - stwierdził były rzecznik rządu Piotr Mueller.
Dodał, że wszelkie wątpliwości "niech rozstrzygają sądy i prokuratura, a Suwerenna Polska wydała oświadczenie" w tej sprawie.
Mueller zaznaczył, że będzie w stanie odnieść się do ewentualnych zarzutów wtedy, gdy te zostaną postawione.
Politycy Suwerennej Polski przekonują, że żadnych zarzutów nie będzie. Tak twierdzi m.in. Janusz Kowalski, który uznał w czwartek w Sejmie, że "prokuratura nie może znaleźć żadnych dowodów na łamanie prawa, bo nie było żadnego łamania prawa". Podważał też wiarygodność Mraza.
Zarzuty Mraza
Mraz na zespole ds. rozliczania PiS stwierdził, że większość konkursów, które były ogłaszane przez Fundusz Sprawiedliwości, przeprowadzano w nierzetelny sposób, zarówno przed objęciem przez niego funkcji dyrektora departamentu Funduszu Sprawiedliwości, jak i po jego odejściu.
- Dokumenty, co do zasady, były przygotowywane w taki sposób, aby nie można było na ich podstawie poznać prawdy o tym, jak to funkcjonowało - oznajmił. Podkreślił też, że Ziobro był "głównym decydentem" przy rozstrzygnięciach konkursowych.
Mraz wskazał, że "wiele inicjatyw, które miałyby na celu przeciwdziałanie przyczynom przestępczości, nie doszło do skutku ze względu na to, że było polecenie, iż to inna organizacja ma zwyciężyć".
- Tutaj państwo z NIK, podczas kontroli Funduszu Sprawiedliwości, wielokrotnie wskazywali na nieprawidłowości, ale nie byli oni w stanie odkryć tak naprawdę tego wszystkiego, co kryło się odrobinę niżej, odrobinę głębiej, co nie było pokazywane, bo dokumenty, co do zasady, były przygotowywane w taki sposób, aby nie można było na ich podstawie poznać prawdy o tym, jak to funkcjonowało - oznajmił.
- Minister Romanowski otrzymywał polecenia od ministra Ziobro, jakie podmioty mają zwyciężyć. To z nim ustalał listę tych podmiotów, informacje, kiedy konkursy mają być ogłoszone. Minister Ziobro sam prowadził rozmowy z podmiotami, które miały zwyciężyć w przyszłych konkursach. I potem na podstawie tego, co ustalił z jakimś przyszłym beneficjentem minister Ziobro, minister Romanowski przekazywał polecenie. Stworzenia konkursu, który pasowałby programem do tego konkretnego beneficjenta - mówił były urzędnik.
Stwierdził, że "wiele razy ministrowie Ziobro i Romanowski informowali podmioty przez siebie preferowane o tym, że konkurs zostanie ogłoszony, jakie będą jego warunki jeszcze przed ogłoszeniem tego konkursu". - Podmioty, na których zależało ministrowi Ziobro i ministrowi Romanowskiemu otrzymywały pomoc w pisaniu, przygotowywaniu oferty - powiedział.
Nie będzie komisji śledczej
Co ze sprawą stanie się dalej? Jak słyszymy nieoficjalnie, nie będzie komisji śledczej. - Będą zarzuty, procesy i - mam nadzieję, wyroki - przyznaje jeden z polityków KO. To samo mówił w programie "Tłit" Wirtualnej Polski poseł Witold Zembaczyński, członek komisji śledczej ds. Pegasusa. Stwierdził, że Funduszem Sprawiedliwości od miesięcy zajmuje się prokuratura, a powołanie komisji śledczej nie jest w tej sytuacji potrzebne. - Państwo działa - zaznaczył nasz rozmówca.
Jak można usłyszeć nieoficjalnie, prokuratura wkrótce będzie chciała postawić zarzuty niektórym posłom Suwerennej Polski w śledztwie dotyczącym Funduszu Sprawiedliwości. Śledczy od miesięcy zbierają dowody. Przesłuchali również samego Mraza.
Suwerenna Polska na temat zeznań byłego urzędnika wydała oświadczenie na portalu X.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl