PolskaProces kardiochirurga dr Mirosława G. Lekarz nie przyznaje się do winy

Proces kardiochirurga dr Mirosława G. Lekarz nie przyznaje się do winy

• Ponowny proces kardiochirurga toczy się przed warszawskim sądem rejonowym

• Lekarz powiedział, że rodziny pacjentów próbowały okazywać mu wdzięczność

• Kardiochirurg dr Mirosław G. zaznaczył, że nigdy nie przyjmował pieniędzy

Proces kardiochirurga dr Mirosława G. Lekarz nie przyznaje się do winy
Źródło zdjęć: © PAP | Tomasz Gzell

Znany kardiochirurg dr Mirosław G. nie przyznaje się do korupcji w ponownym procesie, który toczy się warszawskim sądem rejonowym. Podkreślił, że rodziny pacjentów próbowały okazywać mu wdzięczność w różny sposób, ale pieniędzy od nich nie przyjmował.

Ponowny proces kardiochirurga rozpoczął się pierwszego września, po ponad roku prób. Wcześniej na przeszkodzie stawał m.in. stan zdrowia współoskarżonych z dr. G. pacjentów. Początkowo były to trzy osoby: Jadwiga i Henryk J. w wieku ok. 90 lat oraz ok. 80-letnia Janina P. Sprawy Jadwigi i Henryka J. ze względu na stan ich zdrowia zostały wyłączone z głównego procesu.

Kardiochirurg dr Mirosław G. nie przyznał się do winy i podkreślił, że w pracy kierował się pasją a nie chęcią zysku.

- Gdyby interesowały mnie pieniądze byłbym właścicielem trzech klinik w Polsce - mówił, przyznając równocześnie, że bliscy jego pacjentów w różny sposób okazywali mu wdzięczność. Dostawał książki, kwiaty, laurki, obrazy - wymieniał. - Ojciec młodego chłopaka przyniósł mi pudełko po butach wypełnione pieniędzmi. Błagał o zoperowanie syna, młodego piłkarza. Powiedziałem mu, żeby to sobie zabrał - zaznaczył. Dodał, że chłopaka z powodzeniem zoperował.

Nawiązał też do nagrań, które są dowodem w sprawie, a na których zarejestrowano przekazywanie mu kopert. Jak zaznaczył w kopertach były "skierowania, wyniki badań, podziękowania". Podkreślał, że tego nie sprawdzał; koperty z podziękowaniami odkładał do specjalnego zeszytu, badania - przekazywał sekretarkom.

Kardiochirurg kolejny raz mówił też o kulisach swojego zatrzymania; zaznaczył, że agenci CBA zatrzymali go we własnym gabinecie, którego jednak od razu nie przeszukali. - Przeszukali go później, przy asyście jednego z moich asystentów - dodał. - Poinformowali mnie, że zostałem zatrzymany za zabójstwo pacjenta i, że nie jestem już szefem kliniki. Nie mówili o korupcji - powiedział.

Odnosząc się bezpośrednio do zarzutów korupcji G. przyznał, że zdarzały się sytuacje kiedy prosił bliskich pacjentów, by albo sami zapewnili ciągłą opiekę swym bliskim albo skorzystali z dodatkowo płatnych dyżurów pielęgniarskich. - To były sytuacje wyjątkowe, np. pacjenci z zespołem Downa, z nocnym zatrzymywanie oddechu, których nikt inny (w Polsce - przyp. red.) nie chciał operować - precyzował. Zaznaczył równocześnie, że opłatami, grafikiem takich dyżurów zajmowała się pielęgniarka oddziałowa.

Proces dr Mirosława G. "To nie ja miałem być aresztowany tylko ktoś inny"

Kardiochirurg podkreślał również, że szpital MSWiA, w którym do lutego 2007 r. był ordynatorem, osiągał dzięki niemu i jego zespołowi "ogromny zysk". - W ciągu 14 miesięcy zoperowaliśmy tysiąc pacjentów" - powiedział. - Jest drugie dno całej sprawy, zaczęło się od nieporozumień między lekarzami. Wielokrotnie mówiłem, że to nie ja miałem być aresztowany tylko ktoś inny - dodał.

Także druga oskarżona w tym procesie Janina P. nie przyznała się do winy. Jak wyjaśniała, w kopercie którą położyła na biurku lekarza w grudniu 2006 r. - co utrwalono na nagraniu CBA - były wyniki licznych badań medycznych jej męża, które wcześniej zlecił dr G.

Pierwszy proces dr. G. i - wówczas - 20 jego pacjentów był efektem jednej z pierwszych akcji nowo utworzonego wówczas Centralnego Biura Antykorupcyjnego; odbił się szerokim echem wśród opinii publicznej.

W styczniu 2013 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa po czteroletnim procesie skazał dr. G. na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata i grzywnę za przyjęcie ponad 17,5 tys. zł od pacjentów - został skazany za część zarzutów korupcyjnych z łącznej liczby 42 zarzutów, jakie usłyszał. Uniewinniono go od 23 zarzutów, m.in. mobbingu wobec podwładnych i części zarzutów korupcyjnych. Sprawy oskarżonych pacjentów sąd warunkowo umorzył, a niektórych - uniewinnił.

W kwietniu 2014 r. Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił uniewinnienie G. oraz kilku jego pacjentów i zwrócił w tym zakresie sprawę sądowi mokotowskiemu. Odsyłając do SR sprawę kopert wręczanych dr. G. w jego gabinecie (wręczający twierdzili, że w kopertach były listy polecające lub dokumenty medyczne), SO wskazał, że jeśli ktoś idzie do lekarza, to zazwyczaj wyniki badań pokazuje na początku wizyty, a nie zostawia ich na odchodnym. SO nie przesądził, czy doszło do wręczenia korzyści majątkowej, wskazał, że sąd I instancji nie uzasadnił swego stanowiska.

Zarazem SO utrzymał skazanie lekarza na rok więzienia w zawieszeniu i grzywnę za 18 zarzutów przyjęcia pieniędzy od pacjentów wykazujących swą wdzięczność.

Źródło artykułu:PAP
lekarzkorupcjasąd
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)