Drugie dno awantury o Netanjahu? "To my byśmy poszli na pierwszy ogień"

Według eksperta, prezydent Polski zrobił słusznie, apelując do premiera o ochronę dla Benjamina Netanjahu w 80. rocznicę wyzwolenia Auschwitz. - Jest to zbieżne z amerykańską polityką. A konflikt z USA jest nam teraz niepotrzebny. Musieliśmy wybrać - mówi WP prof. Daniel Boćkowski, specjalista ds. bezpieczeństwa. W jeszcze mocniejszych słowach o ostatniej, dyplomatycznej burzy mówi nam osoba z otoczenia głowy państwa.

Prezydent Polski Andrzej Duda zawsze chwalił sobie relacje z prezydentem elektem Donaldem Trumpem
Prezydent Polski Andrzej Duda zawsze chwalił sobie relacje z prezydentem elektem Donaldem Trumpem
Źródło zdjęć: © PAP
Sylwester Ruszkiewicz

Przypomnijmy, 8 stycznia prezydent Andrzej Duda zwrócił się do polskiego rządu z prośbą o zapewnienie ochrony przed aresztowaniem premierowi Izraela Benjaminowi Netanjahu, jeśli ten zdecyduje się wziąć udział w obchodach 80. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz. Netanjahu nie podróżował do Europy od czasu, gdy w listopadzie Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania go pod zarzutem zbrodni wojennych i zbrodni przeciw ludzkości w związku z wojną w Strefie Gazy.

W czwartek po południu Donald Tusk poinformował, że gdyby izraelski premier miał pojawić się w Polsce 27 stycznia na uroczystościach, to rząd ochronę mu zapewni. Dlatego Rada Ministrów przyjęła w tej sprawie specjalną uchwałę.

Jeszcze w czwartek portal Times of Israel - powołując się na doradcę Netanjahu - podał, że premier Izraela nie planuje wizyty w Oświęcimiu. Na obchodach izraelski rząd ma reprezentować minister edukacji Yoav Kisch.

W tym samym czasie, Izba Reprezentantów Stanów Zjednoczonych przegłosowała projekt ustawy przewidującej sankcje dla osób pomagających Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu w ściganiu urzędników USA i ich sojuszników, w tym Izraela.

Proponowane przepisy zakładają możliwość nałożenia sankcji na każdego cudzoziemca, który "bezpośrednio lub w inny sposób pomógł w jakichkolwiek wysiłkach Międzynarodowego Trybunału Karnego zmierzających do zbadania, aresztowania, zatrzymania lub ścigania" Amerykanów oraz obywateli i mieszkańców sojuszników Ameryki.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Były ambasador RP o polityce Trumpa. "Może skonsolidować Europę"

"Zbieżne z polityką Trumpa"

- To, co zrobił prezydent Polski, apelując do premiera Tuska o ochronę Netanjahu, jest zbieżne z amerykańską polityką Trumpa. Ale to musi być zbieżne, bo mamy określone interesy ze Stanami Zjednoczonymi. A USA - w kontekście Izraela - mają jeszcze bardziej określone interesy geopolityczne, wojskowe i gospodarcze. W tym momencie Polska musi patrzeć na realia - mówi WP prof. Daniel Boćkowski, specjalista ds. bezpieczeństwa międzynarodowego.

Jak podkreśla, nie możemy iść na zwarcie z amerykańską administracją, która wyraźnie zasygnalizowała, że na jakiekolwiek sankcje wobec Netanjahu będzie reagowała bardzo ostro. - A nam teraz konflikt ze Stanami Zjednoczonymi nie jest potrzebny - komentuje ekspert.

I jak przypomina, wiele państw członkowskich Unii Europejskiej, m.in., Węgry, Francja i Włochy sugerowało w ostatnich tygodniach, że premier Izraela może liczyć na immunitet przed aresztowaniem, jeśli odwiedzi je z oficjalną wizytą.

- Nie jesteśmy więc pierwszym krajem, w którym dostałby list żelazny na konkretne wydarzenie. Nie ogłosiliśmy, że może jeździć sobie gdzie chce. Czasami trzeba wybrać między dwoma, niekorzystnymi emocjami - uważa prof. Boćkowski.

"Dotknęłaby nas kara ze strony Waszyngtonu"

Dodajmy, że emocje w sprawie są duże. Prof. Piotr Hofmański, były prezes MTK, mówi o obowiązku wykonania decyzji Trybunału. Aresztowania Netanjahu, gdyby pojawił się w Polsce, domagali się demonstranci, którzy z takim hasłem przeszli w piątek sprzed Kancelarii Prezydenta przed budynek Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Prof. Boćkowski zauważa, że już wcześniej administracja Trumpa zapowiedziała, że w styczniu zacznie rozliczać tych, którzy są w relacjach z USA, a grają przeciwko Izraelowi i Benjaminowi Netanjahu. - Gdybyśmy nie zapewnili ochrony izraelskiemu premierowi, to dotknęłaby nas kara ze strony Waszyngtonu. To my byśmy poszli na pierwszy ogień, co jest nam zupełnie niepotrzebne. Nie jesteśmy na tyle silni, żeby postawić się USA - ocenia specjalista ds. bezpieczeństwa.

"Prezydent chciał zejść z linii strzału"

Na skutki braku ochrony dla izraelskiego premiera zwraca też uwagę nasz drugi rozmówca, osoba z otoczenia prezydenta Andrzeja Dudy.

- Wyobraźmy sobie sytuację, że Netanjahu wbrew wiedzy, że może się coś w Polsce zadziać, przylatuje jednak na uroczystości. I zostaje, zaraz po uroczystościach w Auschwitz, przez polskie służby aresztowany. Mielibyśmy taki ferment na świecie i taką awanturę, że nie jesteśmy sobie w stanie tego wyobrazić. Nasz kraj byłby później w takiej izolacji na następne lata - mówi nasz informator z Pałacu Prezydenckiego.

Jego zdaniem, prezydent zrobił to, czego wymagał interes naszego kraju. - Chciał zejść z linii strzału, bo problem mógł być gigantyczny - dodaje.

"Nigdy nie było takiego zwyczaju"

W czwartek wieczorem pojawiły się również informacje, że prezydent Andrzej Duda nie leci do USA na zaprzysiężenie prezydenta elekta Donalda Trumpa. Od 20 do 24 stycznia będzie uczestniczył w Forum Ekonomicznym w szwajcarskim Davos. Mimo wielu zapowiedzi, nie ma też wyznaczonego terminu spotkania Duda-Trump. Wcześniej była mowa o grudniu, później o styczniu. A ostatnio zrobiło się w tym temacie zupełnie cicho.

- Od początku było wiadomo, ze względów formalnych, że prezydent Polski nie pojawi się na zaprzysiężeniu Donalda Trumpa. Dlatego, że prezydenta innego państwa oficjalnie może zaprosić prezydent przyjmującego państwa. Trump oficjalnie jeszcze nie jest głową amerykańskiego państwa, więc nie może innych prezydentów zapraszać - mówi nam osoba z otoczenia Andrzeja Dudy.

W podobnym tonie wypowiadał się w RMF FM Wojciech Kolarski, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta. - Nie ma takiego zwyczaju. Nigdy nie było wysyłania zaproszeń do głów państw - mówił Kolarski.

Ceremonia zaprzysiężenia Donalda Trumpa, który w listopadzie wygrał wybory prezydenckie w USA, odbędzie się w poniedziałek, 20 stycznia. Na uroczystości pojawią się najważniejsi amerykańscy politycy, w tym byli prezydenci. Nie zabraknie jednak również polityków zagranicznych, w tym premierów i głów państw. Z Polski ma pojawić się były premier Mateusz Morawiecki.

Dotychczas zagraniczni dygnitarze nie brali udziału w uroczystości objęcia urzędu prezydenta USA. Według informacji medialnych Trump miał tym razem skierować zaproszenia do niektórych przywódców: Chin Xi Jinpinga czy premiera Izraela Beniamina Netanjahu.

Zdaniem naszego informatora z Pałacu Prezydenckiego to, że do tej pory prezydent nie spotkał się z Trumpem, jest efektem "robienia wokół tego niepotrzebnego szumu".

- Nie powinno się o tym mówić oficjalnie, a załatwiać takie wizyty w kuluarach i zaciszu gabinetów. A w tym przypadku, w przestrzeni publicznej pojawiały się informacje na temat szykowanego spotkania. Mowa była o grudniu, później o styczniu. Zupełnie niepotrzebnie nakręcano emocje w sprawie spotkania - ocenia osoba z otoczenia prezydenta.

W mocniejszych słowach sprawę braku spotkania Duda-Trump kwituje prof. Boćkowski.

- Duda, który za niedługo kończy kadencję, nie ma już politycznego znaczenia dla Trumpa. Jak mawiają Amerykanie, jest już "kulawą kaczką". Tak określają odchodzących z urzędu prezydentów, którzy nie mają już żadnej siły przebicia - uważa prof. Boćkowski.

Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (151)