Być może miał pan okazję przed momentem wysłuchać jeszcze kilku ostatnich minut rozmowy z panem doktorem i broń Boże, panie ministrze,
nie chcę atakować. Po prostu pełen troski, także o swoje dzieci, chciałbym się zapytać. Słyszał
pan opinie, jeśli nie, to przypomnę - przed
chwilą pan doktor powiedział: "boję się, że powrót dzieci do szkół, to może być początek trzeciej
fali pandemii i ja bym się na taki krok nie zdecydował". Wiedząc oczywiście, że to nie jest łatwa decyzja, że
i Ministerstwo Edukacji i minister zdrowia waży różne racje, jak Adam Niedzielski powiedział, ale jednak pan doktor się
boi. Jak pan odpowiada na taki strach?
Szanowni państwo, wydaje mi się, że każda decyzja podejmowana w okresie pandemii, jest obciążona
jakimś ryzykiem. Stanowisko pana doktora, jak rozumiem, wynika z jego
prywatnej opinii, natomiast to, że taka decyzja
została podjęta, jest wynikiem także rozmów z innymi lekarzami. Lekarzami epidemiologami, którzy są
w radzie medycznej działającej przy panu premierze. Była przeprowadzona dyskusja, tam
także dyskutowano tym, czy już teraz decydować się na powrót przynajmniej
tych najmłodszych dzieci do szkół. I rada medyczna no tutaj
jednoznaczna mówiła wyraźnie, że groźba wzrostu zakażeń wśród dzieci, wśród
nauczycieli jest stosunkowo niewielka, te dane, które mamy w tej chwili także z innych państw, wskazują
na to, że dzieci nie tylko trudniej zapadają na te choroby, ale także są w mniejszym stopniu nosicielami
tej choroby. Ale na wszelki wypadek oczywiście stosujemy także wytyczne,
które mają nie dopuścić do tego, aby dzieci kontaktowały się w większych grupach, aby ta nauka
odbywała się, po powrocie już do szkół oczywiście, w niewielkich klasowych grupach, aby ewentualne
zakażenie w szkole nie obejmowało większej grupy osób. Zresztą podobne zasady obowiązywały także i wiosną
czy jesienią.
Ja rozumiem panie ministrze, że to jest trochę tak, że jak wy się spotykacie, naradzacie, spotyka się specjalny zespół
do spraw pandemii i próbuję właśnie wyważyć te racje, o których mówił minister zdrowia Adam Niedzielski, to pewnie, tak sobie jestem w stanie wyobrazić,
specjaliści od zdrowia, medycy najlepiej woleliby, żeby rzeczywiście wszyscy siedzieli zamknięci w domach, prawda? Biznesy
zwinięte, dzieciaki w domach, nauczanie zdalne. Żeby nikt nie wychodził z domu, bo to jakby jest gwarancja, że pandemia się zacznie kurczyć. Wiadomo,
że sobie na to pozwolić nie możemy. No a więc wychodzi właśnie przedstawiciel ministra edukacji narodowej, próbuję podkreślać rolę powrotu
do szkół przynajmniej tych najmłodszych dzieciaków, ale jakich, panie ministrze, pański resort używa argumentów? Konkretnych, twardych
argumentów w rozmowie z profesorami medycyny, którzy mówią "nie, musicie zostać w domach"?
Ale ogromna część profesorów medycyny, epidemiologów jest podobnego zdania jak my. To znaczy uważają, że negatywne skutki kształcenia
na odległość przeważają
nad niebezpieczeństwem powrotu dzieci do szkół.
Jakie to są negatywne sztuki? Chodzi o niedokształcenie
dzieci, chodzi o zdrowie psychiczne dzieci, o co dokładnie chodzi?
Tak jest, chodzi o te negatywne
skutki społeczne i psychologiczne, dzieci potrzebują kontaktu z rówieśnikami, ale potrzebują
także takiego bezpośredniego wprowadzenia przez nauczyciela, nie tylko i wyłącznie
przez kamerkę internetową. Wyraźnie wskazują także na to, że efekty tego nauczania zdalnego są zdecydowanie
słabsze w większości wypadków niż nauczania stacjonarnego. A przecież te dzieci uczą się pisać, czytać, podstawowych umiejętności,
które potem procentują w dalszym etapie kształcenia. Ważny jest także ten czynnik społeczny związany z
koniecznością zapewnienia opieki dzieciom najmłodszym i plus do tego te dane, o których mówiłem.
Że dane WHO wskazują na to, że dzieci jednak słabiej przenoszą tę chorobę, trudniej zapadają na nią na szczęście i stąd wydaje
się, że gdy mamy do czynienia z pewną stabilizacją, przynajmniej w ostatnich dniach, liczby
zakażeń, można spróbować puścić te dzieci do szkół.