Powódź w Polsce. Szef BBN: Trudno się dziwić wzburzeniu premiera Tuska
- Prezydent Andrzej Duda jest na bieżąco informowany o aktualnej sytuacji na terenach powodziowych. Co dwie godziny otrzymuje raport z BBN, a także informacje bezpośrednio ode mnie – mówi Wirtualnej Polsce szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jacek Siewiera.
Sylwester Ruszkiewicz, Wirtualna Polska: Południowo-zachodnia Polska cały czas zmaga się z ogromnymi skutkami powodzi. Prezydent Andrzej Duda zapowiedział, że na razie nie uda się na zalane tereny, bo jego obecność odciągałaby uwagę ratowników i służb. A jego nieobecność na terenach powodziowych spotkała się z krytyką części opinii publicznej. Prezydent jest na bieżąco ze wszystkimi informacjami ze służb?
Szef BBN Jacek Siewiera: Prezydent otrzymuje co dwie godziny raport, pochodzący z dyżurnej służby operacyjnej BBN, którą bezpośrednio nadzoruje. Otrzymuje również informacje ode mnie, z racji tego, że jestem prezydenckim łącznikiem z regionem dotkniętym kataklizmem. Jestem cały czas w stałym kontakcie z ministrem spraw wewnętrznych i administracji Tomaszem Siemoniakiem oraz ministrem obrony narodowej, wicepremierem Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem. Przekaz, że prezydent nie ma wiedzy na temat aktualnej sytuacji, jest niedorzeczny.
Największa krytyka spadła na prezydenta za udział w Dożynkach Prezydenckich. W tym samym czasie, w niedzielę południe Polski walczyło ze skutkami ulew.
Nie było mnie na dożynkach. Nie wiem, co się działo na uroczystości, bo byłem wtedy zajęty przygotowaniami do fali powodziowej. M.in. opracowywałem aktualne informacje dla prezydenta Polski. Odbyłem w niedzielę kilkanaście rozmów telefonicznych, także w godzinach nocnych, z ministrem Siemoniakiem i ministrem Kosiniakiem-Kamyszem. O 3 w nocy informowałem prezydenta Dudę o ataku rakietowym na Izrael, a o 6 nad ranem w poniedziałek prezydent odbierał meldunki o powodzi. Jeśli ktokolwiek chciałby krytykować prezydenta, to ja zacznę do niego wydzwaniać i sam mu powiem, jak było.
Pan jest codziennie na terenach powodziowych? Na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie?
Nie. Byłem tam w poniedziałek.
Był pan w Nysie, gdzie mieszkańcy we współpracy ze służbami robili wszystko, by nie dopuścić do przerwania wału przeciwpowodziowego?
Heroizm mieszkańców i służb w Nysie był bardzo budujący. Był to nieplanowany punkt wizyty. Kiedy wyjeżdżaliśmy na rekonesans, jeszcze nic nie wskazywało, że w Nysie może dojść do takiego nadwyrężenia wału i że akcja jego wzmacniania przyjmie tak rozpaczliwą i brawurową formę. Widziałem, jak mieszkańcy bohatersko i desperacko stanęli ramię w ramię, by obronić swoje i sąsiadów mienie. Piękna postawa i bardzo dobra koordynacja władz samorządowych i służb.
O zbiorniku Racibórz Dolny mówił Pan, że to infrastruktura kluczowa z punktu widzenia bezpieczeństwa powodziowego tej części Polski. Zbiornik zabezpiecza obecnie wszystkie duże miasta wzdłuż Odry poniżej niego, czyniąc "tę największą różnicę między powodzią z 1997 roku a powodzią 2024 roku".
Uczestniczyłem w odprawie z kadrą kierowniczą PSP oraz lokalnymi władzami w Raciborzu, by odebrać komplet informacji związanych z tym, w jakim stanie znajduje się zbiornik i na jakim etapie są przygotowania do przeciwdziałania fali, której spodziewamy się w najbliższym czasie we Wrocławiu.
Jakie są przewidywania? Do godz. 12 we wtorek zbiornik zgromadził ok. 80 proc. swojej pojemności
I zbliża się do 100 proc. Ale najważniejsze, że w przygranicznych Chałupkach powyżej zbiornika Racibórz Dolny, poziom wód Odry się obniża. A to oznacza, że dopływ do zbiornika zaczyna się redukować i maleje. Jest szansa, że zbiornik spełni swoje główne zadanie, czyli wypłaszczy falę powodziową, tak by mogła być przyjęta przez miejscowości zlokalizowane poniżej zbiornika. O ile oczywiście nie dojdzie do niedopuszczalnej sytuacji, jak ta ze zbiornikiem Mietków. Grozi to zalaniem Wrocławia. To kuriozalne.
Chodzi o wtorkową informację, że spółka Tauron rozpoczęła nieprognozowany zrzut wody ze zbiornika Mietków. W efekcie zbiornik zaczął się przepełniać, a nadmiar wody trzeba było zrzucić do Bystrzycy, która we Wrocławiu łączy się z Odrą. M.in. z tego powodu sytuacja Wrocławia nagle się pogorszyła. Premier Donald Tusk na konferencji nazwał te działania "szokującymi".
Trudno się dziwić wzburzeniu premiera i budzi to również oburzenie w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Tego się nie da ukryć, przecież to jedna ze spółek państwowych nadzorowanych przez rządowe ministerstwo.
A jak Pan ocenia działania władz i służb na terenach powodziowych? Część polityków i opinii publicznej krytykowała rząd za przekazywanie zbyt optymistyczne prognoz ws. powodzi, a także za zbyt powolne wysłanie na tereny powodziowe Wojsk Obrony Terytorialnej.
W tej chwili naszym obowiązkiem jest skupić się na akcji ratowniczej i usuwaniu bezpośrednich skutków szkód. A nie - na krytykowaniu. Po drugie zawsze koordynacja i komunikacja w warunkach kryzysu będą najtrudniejszymi elementami, które trzeba ze sobą zgrać. Niemniej bardzo trudno będzie wytłumaczyć opinii publicznej i ludziom, którzy stracili dobytek i domy, jak to jest możliwe, że w sobotę w godzinach popołudniowych jeszcze nie było powodów do przesadnego budowania czarnych scenariuszy, a 36 godzin później mamy informacje od rządu o stanie klęski żywiołowej. Opinia publiczna musi też wiedzieć, w jaki sposób zostały przygotowane zbiorniki retencyjne oraz czy i kiedy zostały wydane odpowiednie komunikaty. To będzie podlegało ocenie odpowiednich instytucji i burzliwej debacie politycznej. I słusznie. Jeśli przyjdzie czas na wyciąganie wniosków, musimy je wyciągnąć.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rozmawiał Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski