"Poseł PiS Paweł Lisiecki jest mi winny ponad 4 tysiące". Była asystentka prosi Kaczyńskiego o pomoc
Była asystentka posła PiS, członka komisji reprywatyzacyjnej Pawła Lisieckiego domaga się od niego 4,3 tys. zł za pracę na rzecz polityka. Wysłała nawet pismo w tej sprawie do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i ministra Mariusza Kamińskiego. Sprawa najpewniej trafi do sądu.
Anna Kutyńska – Nidecka po wyborach w 2015 roku została asystentką posła PiS Pawła Lisieckiego. Pracowała w biurze poselskim, w którym m.in. wykonywała prace biurowe i zajmowała się organizacją spotkań. Przeszła sporą metamorfozę, bowiem w wyborach do Sejmu w 2015 roku startowała z list Zjednoczonej Lewicy, należała wtedy do SLD. Przestała być asystentką Lisieckiego na początku kwietnia 2018 r. Polityk formalnie wykreślił ją z listy asystentów 5 września. Powodem było pismo, jakie wystosowała do prezesa Jarosława Kaczyńskiego, szefa warszawskich struktur PiS i koordynatora służb specjalnych Mariusza Kaminskiego, a także do samego posła.
Obietnice pana posła
– Jako wieloletnia wyborczyni Prawa i Sprawiedliwości zwracam się do Państwa z wielką prośbą o wpłynięcie na posła Lisieckiego, w związku z brakiem wypłaty wynagrodzenia 4 279,60 zł za świadczoną pracę w okresie od 1 stycznia 2017 do 30 maja 2017 r. oraz 1 stycznia 2018 do 7 kwietnia 2018 r. Wielokrotnie zwracałam się do pana Lisieckiego o zwrot zaległych płatności. Dodam, że wcześniej bez żadnych problemów, pan Lisiecki regulował płatności. Mogę okazać dowody wpłat. Miałam przepustkę sejmową wystawianą przez posła Lisieckiego oraz do jego biura ul. Targowej. Byłam również wpisana na stronie sejmowej jako jego asystentka. Pan poseł obiecywał mi, że ureguluje wszystkie płatności, jednak pomimo znacznego już upływu czasu i prowadzonej korespondencji w tym zakresie, do dnia dzisiejszego nic nie otrzymałam. Mając na uwadze dobro Prawa i Sprawiedliwości, zwracam się o zakończenie tej sprawy – pisze Anna Kutyńska – Nidecka.
To był zwrot za paliwo
W rozmowie z Wirtualną Polską, kobieta nie kryje rozczarowania postawą posła.- Do tej pory nie doczekałam się pieniędzy za pracę, ponadto pan poseł wie, że jestem osobą niepełnosprawną, czeka mnie operacja kręgosłupa i dla mnie pieniądze są ważne. Człowiek, który robi takie rzeczy nie powinien być w ogóle posłem – mówi Wirtualnej Polsce była asystentka posła PiS.
– Pieniądze powinien mi wypłacić, jestem pewna swoich roszczeń. Korespondencja z posłem trwa już dłuższy czas. Jego zdaniem, pisemnie powinnam udowodnić jaką pracę wykonywałam. Zajmowałam się reprywatyzacją i eksmisjami mieszkańców. Co miesiąc miał mi zwrócić koszty paliwa dojazdu do biura. To była kwota ok 400 złotych – mówi WP Anna Kutyńska – Nidecka. - Pan Kaczyński i pan Kamiński nie odpisali na moje pismo. Jeśli pan Lisiecki nie odda mi tych pieniędzy sprawę zgłoszę do sądu – dodaje.
Nie świadczyła wtedy żadnej pracy
Polityk w rozmowie z nami zapewnia, że roszczenia jego byłej asystentki nie mają racji bytu. – Po pierwsze, pani Anna Kutyńska była moją asystentką społeczną, a nie pracownikiem biura Po drugie, były takie momenty, że wykonywała pracę na rzecz biura poselskiego i za tę pracę otrzymywała wynagrodzenie. Pani Anna żąda ode mnie publicznych pieniędzy za okres, kiedy nie świadczyła pracy i nie było żadnej umowy. Nie ma na to mojej zgody. Wystosowała do mnie przedsądowe wezwanie do zapłaty wiosną tego roku.Odpowiedziałem jej, by przedstawiła dokumenty na podstawie których mam wypłacić jej pieniądze. Jestem gotów pójść do sądu i bronić swoich racji. Pani Anna domaga się wynagrodzenia za dwa okresy: w 2017 i w 2018 roku. Mogę z pewnością powiedzieć, że wtedy pracy jej nie zlecałem - mówi WP poseł Paweł Lisiecki.
Czekają na odpowiedź prezesa
Po tym, jak jego była asystentka wysłała pismo do biura przy ul. Nowogrodzkiej, polityk również w formie pisemnej składał wyjaśnienia w tej sprawie. I także czeka na odpowiedź od prezesa Kaczyńskiego.
W sprawie jest jeszcze jeden wątek, który powinny zbadać sejmowe służby. Anna Kutyńska – jak twierdzi - pełniąc rolę asystenta społecznego dostawała pieniądze (400 zł miesięcznie) jako zwrot za paliwo i dojazd do biura. Z kolei poseł Paweł Lisiecki mówi nam, że zlecał jej konkretne prace do wykonania i wypłacał pieniądze na podstawie umowy – zlecenia. Dwie wersje, które powinny być wyjaśnione. W końcu, jak polityk podkreśla, chodzi o publiczne pieniądze.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl