Poniżająca procedura. CNN opisuje rosyjskie obozy filtracyjne

Pobicia, przesłuchania z wykorzystaniem wykrywaczy kłamstw, spanie na ziemi i brak dostępu do lekarstw – to codzienność w obozach filtracyjnych. Ukraińcy, którzy chcą uciec z okupowanych obszarów, muszą przejść przez poniżającą procedurę, donosi amerykańska telewizja CNN.

Poniżająca procedura. CNN opisuje rosyjskie obozy filtracyjne
Poniżająca procedura. CNN opisuje rosyjskie obozy filtracyjne
Źródło zdjęć: © Getty Images | Pierre Crom

23.05.2022 | aktual.: 23.05.2022 15:04

Żołnierze uderzyli w głowę Ołeksandra Wdowyczenkę. Rosjanie zapytali go: "co by się stało, gdybyśmy odcięli ci ucho?". Rosyjskim i separatystycznym żołnierzom nie podobały się odpowiedzi, które słyszeli. Wszystkie następne wywoływały kolejne ciosy.

Pytali go o kwestie polityczne, plany na przyszłość oraz poglądy w związku z trwającą wojną w Ukrainie. Sprawdzili jego dokumenty, pobrali odciski placów i kazali mu się rozebrać. W ten sposób chcieli się upewnić, że mężczyzna nie ma żadnych "nacjonalistycznych tatuaży" lub śladów po pobycie w wojsku.

- Próbowali coś z niego wydusić - powiedziała w wywiadzie dla amerykańskiej telewizji CNN jego córka Maria Wdowyczenko. Kobieta dodała, że lekarze stwierdzili u mężczyzny trwałą utratę wzroku, którą spowodowały liczne uderzenia w głowę.

Wojna w Ukrainie. Proces odczłowieczania, ludzie znikają bez śladu

Gdy rosyjska armia zaczęła okupację kolejnych miast i wsi w Ukrainie, świat usłyszał o okrucieństwie, któremu poddawani byli Ukraińcy. Pojawiły się też dowody na upokarzające kontrole tożsamości i brutalne przesłuchania. Wszystko to działo się, zanim przesłuchiwanym pozwolono opuścić tereny znajdujące się pod okupacją Rosji.

Proces odczłowieczenia, jak nazywają Amerykanie obozy filtracyjne, stał się codziennością na okupowanych ziemiach. - Szukali osób, które mówiły po ukraiński. Oprócz tego ukraińskich symboli i tatuaży - wyjaśniała Maria Wdowyczenko.

Amerykańska telewizja CNN rozmawiała z kilkoma Ukraińcami, którzy na własnej skórze doświadczyli okrucieństwa obozów filtracyjnych. Wielu z nich boi się mówić o tym, co ich spotkało. Obawiają się o bezpieczeństwo swoich bliskich, którym wciąż nie udało się opuścić terenów pod rosyjską okupacją.

Rozmówcy CNN podkreślali, że podczas przesłuchiwań czuli strach i upokorzenie. Dodają też, że znali osoby, które zostały zabrane przez okupantów i zniknęły bez śladu.

Przechodzący przez obozy filtracyjne opisywali procedury, którym byli poddawani: sprawdzanie dokumentów, przesłuchiwania, pobieranie odcisków palców i przeszukiwania. Wielu zostało oddzielonych od swoich rodzin. Z kolei mężczyznom kazano się rozbierać.

Ponad 37 tysięcy Ukraińców

Ukraińska rzecznika praw człowieka Ludmyła Denisowa podała na początku maja, że siły rosyjskie stworzyły rozległą sieć miejsc, w których Ukraińcy są poddawani filtrowaniu. Dodała też, że takie miejsca powstały w każdym okupowanym ukraińskim mieście, a przez procedurę przeszło już ponad 37 tysięcy Ukraińców.

Jednym z nich jest Nikołaj Riabczenko, który w rozmowie z CNN opowiadał o swojej ucieczce z Mariupola w połowie marca, kiedy miasto zostało zablokowane. - Znaleźliśmy sposób na uniknięcie punktów kontrolnych i dojechaliśmy do Nikolśke, gdzie zostaliśmy przez kilka tygodni – opowiada. - Pytałem wszystkim, których spotkałem, jak się stamtąd wydostać. Przekonywali, że filtracja jest obowiązkowa - dodaje.

Podobną informację umieszczono na tablicach w Mariupolu. Po zajęciu miasta pojawiły się ogłoszenia o możliwej ewakuacji tylko w przypadku, gdy okaże się dokument potwierdzający przejście przez procedurę filtracyjną.

- Każdy musi przez to przejść. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Dopiero wtedy można swobodnie poruszać się po mieście - powiedziała CNN 20-letnia Karina z Mariupola.

Dziewczynie udało się uciec z zajętego miasta. Podobnego szczęścia nie miał jej ojciec, który nie przeszedł przez procedurę filtracyjną. Mężczyzna od miesiąca jest przetrzymywany w "ośrodku przyjęć" w szkole w Bezimiennem.

Miejscowość kontrolowana przez separatystów z Donieckiej Republiki Ludowej jest wykorzystywana przez wojska rosyjskie jako ośrodek kontroli uchodźców z Mariupola i okolic. Do 17 maja przez ten punkt przeszło ponad 33 tysięcy osób.

Karina przyznaje, że udało jej się skontaktować z ojcem. Powiedział jej, że panujące w punkcie warunki są przerażające. - Niektórzy śpią na podłodze, inni mają więcej szczęścia i śpią na krzesłach, a pozostali mają materace - powiedziała. - Nie ma możliwości umycia się i skorzystania z toalety. Wszyscy zachorowali, bo było zimno, a musieli spać na ziemi - opowiada.

Przetrzymywani Ukraińcy karmieni są wodnistą zupą i innym więziennym jedzeniem. Dodatkowo chorzy pozbawieni są dostępu do lekarstw.

"Zależy od zmiany"

Rosyjscy żołnierze przejrzeli telefon Marii Wdowyczenko. Zdaniem kobiety, szukali czegoś obciążającego. - Ludzie w kolejce powiedzieli nam, że mogą szukać wszystkiego i mogą zadzwonić do niektórych kontaktów w telefonie - opisywała.

- Gram na bandurze (tradycyjny ukraiński intrument - red.). Uznałam, że nie jest to dobry pomysł, by to pokazywać. Usunęłam wszystkiego zdjęcia i skasowałam konta w mediach społecznościowych - dodała.

Samozwańcza Doniecka Republika Ludowa zaprzeczyła oskarżeniom władz ukraińskich o przetrzymywanie, filtrowania i maltretowanie obywateli Ukrainy. Separatyści przekonują, że osoby trafiające do ośrodków są odpowiednio karmione oraz zapewniana jest im opieka medyczna.

Przebywający w ośrodkach filtracyjnych nie wiedzą, jak długo potrwa procedura. W mediach społecznościowych pełno jest pytań o bliskich, którzy utknęli lub zaginęli podczas filtracji.

Yana opuściła Berdiańsk, aby zatrzymać się u krewnych w Rostowie w Rosji. Twierdzi, że procedura filtracyjna jest całkowicie przypadkowa. - Przyjaciele mówili mi, że stali w kolejce przez sześć dni. Nocowali w samochodach. Z kolei inni szybko przechodzili przez przesłuchania. Nie wiem, z czego to wynika - opowiada.

Eugen Tuzow, instruktor sztuk walki w Mariupolu, pomaga swoim rodakom w opuszczeniu okupowanych miast. - Wszystko zależy od zmiany. Ktoś ma szczęście, ktoś przychodzi na g***nianą zmianę - mówi CNN i dodaje, że zna osoby, które były przesłuchiwane przy użyciu wykrywacza kłamstw.

Maria Wdowyczenko procedurę przechodziła przez 20 dni. - Powiedzieli, że po prostu sprawdzą dokumenty i telefony, a my wyjedziemy. Nie było tak łatwo, jak obiecali. Strasznie było słuchać, co może stać się z ludźmi, którzy nie przeszli filtracji – przekonuje. Kobieta podsłuchała rozmowę żołnierzy. - Jeden z nich mówił, że zabił 10 osób i dalej nie liczył - dodała.

Źródło: cnn.com

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainierosjadoniecka republika ludowa
Wybrane dla Ciebie