Polski dżihadysta zginął w Syrii. Czy to Jakub Jakus? Co o nim wiemy?
Dżihadysta o przydomku "Polak", który zginął w okolicach Aleppo w Syrii, to najprawdopodobniej 24-letni Jakub Jakus. Kilka miesięcy temu poznałem jego historię - rozmawiałem z jego rodziną i znajomymi. Oto, czego się dowiedziałem.
02.03.2017 | aktual.: 02.03.2017 16:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Porównując zdjęcia - te ze szkolnych lat Jakusa i z listu gończego Interpolu oraz to z komunikatu o śmierci dżihadysty - wydaje się niemal pewne, że to ten sam człowiek. "Niemal", bo tożsamości bojownika ISIS, którego nazywano Abu Khattab al-Polandi, nikt jeszcze oficjalnie nie potwierdził. ABW poinformowało tylko, że "na prośbę prokuratury weryfikuje informacje o śmierci polskiego bojownika ISIS.
Nie brakuje jednak przekonanych, że dżihadysta, którego oficjalnie pożegnało Państwo Islamskie, to 24-latek spod Sandomierza. Jego losy poznałem bardzo dokładnie. Jeszcze niedawno prowadził na Facebooku swój profil, na którym publikował zdjęcia z Syrii. Jedno z nich przedstawiało samochód z rozbitą szybą. Komentarz Jakusa głosił, że to skutek rosyjskich bombardowań. Właśnie dzięki internetowej aktywności dotarłem do rodziny chłopaka, potem do jego nauczycieli i znajomych. Opowiedzieli wstrząsającą historię o młodym człowieku, który z wzorowego ucznia i dziecka stał się radykałem pragnącym iść na wojnę z "niewiernymi".
Nikt nie był w stanie powiedzieć, dlaczego właściwie Jakub przeszedł na islam. Słyszałem, że buntował się przeciwko wierze rodziców (pochodził z konserwatywnego domu) i wybrał właśnie tę religię. Już w liceum - jak powiedziała mi jego nauczycielka - odmawiał podawania dłoni kobiecie. Z powodów religijnych nie poszedł na studniówkę.
Potem były studia i kluczowy moment. Jakus pojechał do Norwegii, by szukać pracy. To tam mu "odbiło" - mówił jeden z jego kolegów. Codziennie odwiedzał meczet, zaczął zadawać się z radykalnymi Turkami i Arabami. W końcu ogłosił rodzinie: "chcę zamieszkać w muzułmańskim kraju". - W Polsce nie ma na szczęście szkól islamskich. Radykalizacja następuje w miejscach takich jak Niemcy czy właśnie Norwegia. Tam obserwujemy radykalizację polskich konwertytów. Bywa, że tacy ludzie uciekają z Polski np. do Niemiec, bo u nas grozi im więzienie, a u sąsiada ewentualna kara zależy od landów - powiedział mi dziś Marek Biernacki z sejmowej komisji służb specjalnych, która regularnie otrzymuje informacje od ABW.
Jakus mówił, że jedzie do Turcji. Znalazł się na północy Syrii, skąd utrzymywał kontakt z rodziną za pośrednictwem Skype'a. Członek rodziny opowiadał, że Jakub relacjonował swoją codzienność: mówił, że przeszedł trening strzelecki, potem, że został postrzelony, gdy patrolował okolicę na motocyklu. Poinformował też, że założył rodzinę. Miał żonę i dziecko. Nie chciał wracać do Polski. "Jest stracony dla świata, totalnie wyprany mózg" - słyszałem. Poza tym w ojczyźnie groziłoby mu więzienie - czekali na niego agenci z ABW.
Gdy ostatni raz rozmawiałem z członkiem rodziny Jakusa (w lipcu ubiegłego roku), mówił, że kontakt się urwał i nikt nie wie, co się dzieje z chłopakiem. Zapewniał, że w razie śmierci ktoś z Państwa Islamskiego wysłałby rodzinie wiadomość. Jak jest dziś? Rodzina już nie chce rozmawiać. I trudno się dziwić, bo gdy Interpol ujawnił nazwisko "polskiego dżihadysty", sprawą zainteresowały się wszystkie media.
- Nie wiem, czy to właśnie Jakub Jakus zginął. Mogę tylko zapewnić, że przekazywano nam o nim pełne informacje, a polskie służby w porozumieniu z zagranicznymi partnerami dokładnie śledziły sytuacje - skomentował poseł Biernacki.