PolskaPolska oburzona słowami Łukaszenki; "fantasmagorie!"

Polska oburzona słowami Łukaszenki; "fantasmagorie!"

Oskarżenia Białorusi, że Polska brała udział w próbie obalenia ustroju i organizowaniu zamachu stanu w tym kraju są absurdalne - mówi rzecznik MSZ Marcin Bosacki. To polska odpowiedź na słowa Aleksandra Łukaszenki, który stwierdził, że programy obalenia ustroju konstytucyjnego na Białorusi pisano w Niemczech i Polsce, a wykonawcami mieli być "miejscowi odszczepieńcy". Tymi słowami oburzone jest nie tylko MSZ, ale również polscy politycy.

Polska oburzona słowami Łukaszenki; "fantasmagorie!"
Źródło zdjęć: © AFP

"Jestem zmuszony powiedzieć dzisiaj o tym, że wszystkie programy i ogromna część pieniędzy szły z Niemiec i Polski, czy przez Niemcy i Polskę. Tam też pisane były programy obalenia ustroju konstytucyjnego. To nie wymysł specsłużb. To zeznania tych, którzy to organizowali" - mówił Łukaszenka, cytowany przez państwową agencję BiełTA. Dodał, że jeśli ktokolwiek spróbuje wprowadzić przeciwko Białorusi sankcje "ekonomiczne czy inne", jego kraj powinien "bezzwłocznie zareagować, przygotować kroki w odpowiedzi, aż do najsurowszych".

MSZ: to fantasmagorie

Na te słowa zareagowało polskie MSZ. "Uważamy, że wszelkie oskarżenia o organizowanie zamachu stanu lub próby obalenia ustroju siłą są po prostu absurdalne" - powiedział rzecznik resortu Marcin Bosacki. Dodał, że MSZ traktuje oświadczenie Łukaszenki, jako "wchodzenie na ścieżkę konfrontacji".

Jak mówił, przypuszczenia reżimu w Mińsku, że w Polsce i Niemczech powstały programy obalenia ustroju konstytucyjnego na Białorusi "to fantasmagorie, które mogą się brać z jakichkolwiek źródeł". - Być może z umysłów paru propagandystów. Nie będziemy dociekać skąd się biorą tego typu fantastyczne teorie - stwierdził rzecznik.

Rzecznik MSZ zapowiedział, że żaden przedstawiciel polskich władz nie będzie uczestniczył w inauguracji kolejnej kadencji prezydenckiej Łukaszenki.

Łukaszenka cytowany przez państwową agencję BiełTA twierdzi, że pisanie w Polsce i Niemczech programów obalenia ustroju konstytucyjnego na Białorusi, to nie jest wymysł specsłużb, tylko są to "zeznania tych, którzy to organizowali".

Bosacki powiedział, że pamięta lata 80. w Polsce i pamięta, w jaki sposób wówczas w naszym kraju wymuszano zeznania. - W tej chwili na Białorusi, wiemy to z licznych doniesień stamtąd, że w ten sposób: czyli siłą, torturami wymusza się zeznania również z więźniów - powiedział. Zaznaczył, że oskarżenia reżimu zostały wyśmiane przez wiele osób w Polsce, Europie, ale też na Białorusi.

Westerwelle: to bezpodstawne zarzuty

Po wypowiedzi Łukaszenki grzmiał też szef niemieckiej dyplomacji Guido Westerwelle. Oświadczył, że są to "bezpodstawne zarzuty" i podkreślił, że Unia Europejska musi udzielić jasnej odpowiedzi politycznej na okoliczności wyborów prezydenckich na Białorusi z 19 grudnia i na przetrzymywanie białoruskich opozycjonistów w więzieniach.

Westerwelle zapowiedział, że do niemieckiego MSZ wezwany zostanie ambasador Białorusi. Agencja dpa odnotowuje, że niemiecka minister rolnictwa Ilse Aigner odwołała zaproszenie białoruskiej wiceminister rolnictwa Nadzieżdy Kotkowiec na sobotni szczyt ministrów rolnictwa w Berlinie. Rząd niemiecki "demonstracyjnie nie weźmie też udziału" w zaplanowanym na piątek objęciu przez Łukaszenkę urzędu prezydenckiego na nową kadencję - pisze dpa.

"Absurdalne"

Poseł PO, wiceszef komisji spraw zagranicznych Robert Tyszkiewicz pytany o wypowiedź Łukaszenki powiedział, że jest ona "zupełnie absurdalna, a prezydent Białorusi schodzi na poziom tłumaczeń rodem z podręczników propagandy ZSRR i odwołuje się do najgorszych tradycji propagandy sowieckiej".

Zdaniem Tyszkiewicza, to przygotowana akcja propagandowa wytłumaczenia przyczyn kryzysu na Białorusi. Polityk PO podkreślił też, że to Łukaszenka ponosi odpowiedzialność za represje na białoruskich opozycjonistach, bo "w jego rękach jest całość władzy na Białorusi".

Według niego, białoruski prezydent chce w ten sposób "przerzucić odpowiedzialność za represje na Białorusi na czynniki zewnętrzne". - Łukaszenka rodem z tradycji sowieckiej szuka zewnętrznego wroga. To jest w klimacie takiej paskudnej dyktatury - powiedział Tyszkiewicz.

Dodał, że wygrażanie palcem Europie przez prezydenta Białorusi "wskazuje na jego bezsilność". Ocenił też, że to są "pogróżki bez pokrycia, które miałyby powstrzymać Unię Europejską od odmrożenia sankcji 31 stycznia". Ale - jak zastrzegł - nie sądzi by tak się stało.

Także szef komisji ds. UE, poseł PSL Stanisław Rakoczy uważa, że to tylko "buńczuczny krzyk zagrożonego dyktatora". - Ja się nie spotkałem z żadnymi dowodami na prawdziwość tych słów - powiedział. Dodał, że tym trudniej w słowa Łukaszenki uwierzyć w sytuacji, gdy unijne kraje zaangażowały się w program Partnerstwa Wschodniego.

Z kolei w ocenie posła PiS Karola Karskiego, wypowiedź Łukaszenki jest "żartem z Radosława Sikorskiego". - Widać, że prezydent Łukaszenka ma bardzo wyrafinowany dowcip, to jest żart z Radosława Sikorskiego, który dwukrotnie się z nim spotykał, dwukrotnie publicznie ogłaszał do czego rzekomo zobowiązał mu się Aleksander Łukaszenka - mówił Karski.

Chodzi m.in. o listopadową wizytę w Mińsku szefa polskiego MSZ i ministra spraw zagranicznych Niemiec Guido Westerwelle.

- Minister Sikorski porusza się od ściany do ściany, raz jeździ do Łukaszenki, daje mu zdobywać punkty w kampanii wyborczej, a następnie ma zupełnie inne podejście do sprawy - powiedział Karski. Podkreślił, że "polityka wobec Białorusi powinna być konsekwentna".

Wiceszef klubu PJN Paweł Poncyljusz ocenił, że wypowiedzi Łukaszenki to "gra do wewnątrz Białorusi", która ma na celu podtrzymanie dyscypliny obywateli względem władzy. Według niego, zachowanie prezydenta Białorusi można traktować jako "ostatni akt agonii" systemu panującego w tym kraju.

- Tego typu zachowanie jest dość częste, szczególnie w przypadkach, kiedy dany reżim chyli się ku upadkowi. Takie bezwzględne pałowanie na ulicach, właśnie straszenie wszystkich i prezentowanie rzekomych tajnych planów obalenia. Ja bym to raczej traktował jako takie akty rozpaczy - powiedział Poncyljusz.

Odniósł się także do słów Łukaszenki, że w razie wprowadzenia sankcji przeciwko jego krajowi, powinny być przygotowane odpowiednie kroki "aż do najsurowszych". - Moim zdaniem, to jest jakaś taka gra do wewnątrz Białorusi, bo jakie on sobie kroki wyobraża? Wyprowadzi czołgi - na kogo? Na Polskę, na Niemcy? To jest taka bardziej figura retoryczna, z której nic nie wynika - ocenił Poncyljusz.

Także w ocenie wiceszefa sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych Tadeusza Iwińskiego z SLD, oświadczenie Łukaszenki należy rozumieć jako "skierowane głównie na cele wewnętrzne". - Na pewno prezydent Łukaszenka czuje się słabiej niż poprzednio, z resztą najlepszym dowodem na to jest fakt, że do tej pory nie nastąpiło jego zaprzysiężenie na kolejną kadencję. Być może on czeka na to, aż uspokoi się trochę sytuacja międzynarodowa - zaznaczył poseł Sojuszu.

"Będą decyzje Unii"

Rzecznik MSZ poinformował też, że za tydzień będzie wspólna europejska decyzja w sprawie kroków, które podejmie cała Unia wobec Białorusi. Ostrzegł, że jeśli reżim w Mińsku będzie kontynuował drogę, która została obrana 19 grudnia - w dzień wyborów prezydenckich rozpędzono manifestację i rozpoczęły się represje - to będą "twarde, ostre decyzje UE". Jedną z nich będzie podjęcie sankcji wizowych wobec przedstawicieli tamtejszych władz. Bosacki powiedział, że prawdopodobnie będą również sankcje ekonomiczne wobec Białorusi.

Jak zaznaczył polskie sankcje wizowe obejmują przede wszystkim osoby, które wzięły aktywny udział w fali represji, która rozpoczęła się 19 grudnia zeszłego roku. Nie odpowiedział, ile osób zostało objętych zakazem wjazdu do naszego kraju.

Według nieoficjalnych informacji Polskiej Agencji Prasowej na liście przedstawicieli władz białoruskich, objętych zakazem wjazdu do Polski jest prezydent Aleksander Łukaszenka, a także białoruscy sędziowie, prokuratorzy i dowódcy służb odpowiedzialnych za prześladowania opozycji.

Według źródła w MSZ na polskiej liście znajduje się "wielokrotnie więcej" nazwisk, niż na unijnej liście wprowadzonej po wyborach prezydenckich na Białorusi w 2006 roku. Wtedy to, UE nałożyła sankcje wizowe na Łukaszenkę i 40 innych urzędników po podobnych, choć mniej surowych, represjach.

Źródło artykułu:PAP
niemcypolskabiałoruś
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (522)