Łukaszenka oskarża: Polska zażarcie atakuje Białoruś
Prezydent Aleksander Łukaszenka oświadczył, że programy obalenia ustroju konstytucyjnego na Białorusi pisano w Niemczech i Polsce, a wykonawcami mieli być "miejscowi odszczepieńcy". Zapowiedział surową reakcję na wprowadzenie sankcji wobec Mińska. - Oskarżenia Białorusi, że Polska brała udział w obaleniu ustroju i w zamachu stanu w tym kraju są absurdalne - powiedział rzecznik MSZ Marcin Bosacki.
- Na pewno zwróciliście uwagę, jak zażarcie atakują Białoruś Niemcy i Polacy. Wszystko jest bardzo proste - mówił Łukaszenka, cytowany przez państwową agencję BiełTA. - Jestem zmuszony powiedzieć dzisiaj o tym, że wszystkie programy i ogromna część pieniędzy szły z Niemiec i Polski, czy przez Niemcy i Polskę. Tam też pisane były programy obalenia ustroju konstytucyjnego. To nie wymysł specsłużb. To zeznania tych, którzy to organizowali - oznajmił.
Na posiedzeniu poświęconym sprawom polityki wewnętrznej prezydent oznajmił, że nikt z osób, które orientują się w wydarzeniach 19 grudnia zeszłego roku "nie ma wątpliwości", że przeciwko Białorusi "był organizowany spisek". Jak dodał, "sponsorowały go zagraniczne specsłużby, a rolę wykonawców przeznaczono miejscowym odszczepieńcom i żulikom od polityki".
Nawiązał także do zapowiadanych przez UE sankcji wobec Białorusi za stłumienie powyborczej manifestacji 19 grudnia i aresztowania, które po niej nastąpiły. - W przypadku, jeśli ktokolwiek spróbuje wprowadzić przeciwko krajowi sankcje ekonomiczne czy inne, powinniśmy bezzwłocznie zareagować, przygotować kroki w odpowiedzi, aż do najsurowszych. Nie mamy zamiaru się naginać do nikogo i nikt nie ma prawa nas naciskać. I to dotyczy absolutnie wszystkich, kto spróbuje uciskać i blokować kraj - czy będzie to oddzielna grupa krajów czy cała Unia Europejska - mówił Łukaszenka.
Wspomniał też o osobach aresztowanych po 19 grudnia, którym postawiono zarzuty w sprawie o masowe zamieszki. Wśród przebywających w areszcie śledczym KGB są czterej byli kandydaci opozycji na prezydenta, ich współpracownicy, dziennikarze. Unia Europejska domaga się uwolnienia tych osób.
- Los tych, o których tak zawzięcie walczą w Unii Europejskiej, jest wyłącznie w ich rękach - oznajmił. - Struktury siłowe czy prezydent nie mają z tym nic wspólnego. Chcą być w areszcie śledczym - niech będą, chcą być ze swoimi rodzinami - to też od nich zależy. (...) Nie tylko organy śledcze, ale i cały kraj ma wiele pytań i czeka na ich odpowiedzi. Bez perspektyw jest siedzenie w areszcie śledczym jak mysz pod miotłą i myślenie, że jutro Amerykanie czy Europejczycy przyjdą i ich uwolnią - dodał Łukaszenka.
Zażądał też od Ministerstwa Spraw Zagranicznych "konkretnych propozycji przeciwdziałania antybiałoruskiej kampanii za granicą". - Musimy wypracować kompleks działań, które nie pozwolą uczynić z naszego kraju pionka w cudzej grze i uderzyć w naszą gospodarkę, bezpieczeństwo i suwerenność - mówił prezydent.
Zauważył również, że "nie można chować głowy w piasek i uciekać od dyskutowania od problemach". Ocenił, że "sytuacja wymaga decyzji uważnych, twardych i rozważnych".
19 grudnia, w wieczór po zakończeniu wyborów prezydenckich, odbyła się w stolicy Białorusi masowa demonstracja opozycji, rozpędzona przez siły bezpieczeństwa. Aresztowano ponad 600 osób, a 32 osobom postawiono zarzuty organizacji masowych zamieszek i udziału w nich. Grozi za to do 15 lat pozbawienia wolności.
- Uważamy, że wszelkie oskarżenia dotyczące obalenia ustroju, zamachu stanu są absurdalne - podkreślił Bosacki. Dodał, że MSZ traktuje oświadczenie Łukaszenki, jako "wchodzenie na ścieżkę konfrontacji".
Według Bosackiego polski resort spraw zagranicznych chciałby, aby strona białoruska zrozumiała, iż nie będzie normalizacji w relacjach polsko-białoruskich, dopóki wszyscy więźniowie polityczni w tym kraju nie zostaną uwolnieni.