Polscy lekarze sami podają sobie kroplówki. Bez tego nie wytrzymują dyżurów

- Minister Konstanty Radziwiłł powiedział, że nie unormuje naszego czasu pracy, bo ma wybór między lekarzem zmęczonym albo żadnym. Ale to rodzi inny wariant nieobecności lekarza: będzie martwy – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Jakub, lekarz rezydent na 4 roku specjalizacji.

Polscy lekarze sami podają sobie kroplówki. Bez tego nie wytrzymują dyżurów
Źródło zdjęć: © Fotolia | Fot
Karolina Rogaska

Lekarze pracują w 2-3 pracach jednocześnie. Niektórzy chcą po prostu dorobić. Większość za pracę na jednym etacie nie byłaby się w stanie utrzymać. Kolejni nie mają innego wyboru przez braki kadrowe – nie mogą zostawić pacjentów samych sobie.

O tym, jak wygląda praca lekarza opowiada mi Jakub. Jest na 4 roku rezydentury, czyli lekarskiej specjalizacji. Szkoli się przede wszystkim w nieinwazyjnym leczeniu nerek. Za etat wychodzi mu 2183 złote na rękę - trochę za mało, żeby spokojnie utrzymać się w stolicy.

Mówi mi o codziennych zmaganiach. Mówi dużo i szczerze. Opisuję jego historię, odsyłam do autoryzacji. Miało być pod nazwiskiem, ale jednak prosi o anonimowość - nie chce się narazić własnemu środowisku. Wiedział, że jest źle. Ale dopiero spojrzenie na sytuację "z zewnątrz" pozwoliło mu zobaczyć, jak bardzo.

Dyżur 24/7

Jakub bierze dodatkowe dyżury 24-godzinne. Można za to dostać około 500 złotych. Da radę sobie dorobić, bo dyżurów można wziąć wiele. Składa się podpis pod odpowiednim dokumentem, klauzulą opt-out, gdzie pada stwierdzenie, że lekarz wyraża zgodę na pracę powyżej 48 godzin w tygodniu.
Po jednym z dyżurów Jakub skasował samochód. - Wracałem po wyjątkowo trudnym dniu pracy. Coś mi nagle mignęło przed oczami, straciłem kontakt z rzeczywistością. Bach! Przywaliłem w inne auto – opowiada.

- Spotkałem się z przypadkiem lekarza, który dyżurował przez 7 dni non stop w jednym z podwarszawskich szpitali. Żartował, że zrobił sobie sanatorium w pokoju. Miał cały czas rozłożony koc na kanapie. Leżał ile się dało, wychodził do pacjentów, pomagał jak najszybciej i kładł znowu. To jest horror – opowiada Jakub.

Lekarz zmęczony albo martwy

Coraz mniej osób chce pracować w służbie zdrowia w naszym kraju. Według danych OECD na 1000 osób przypada u nas 2,2 lekarza – najmniej w Unii Europejskiej. Jakub wyjaśnia, że w sytuacjach awaryjnych, czyli choroby, lekarze często nie mogą znaleźć zastępstwa. Przychodzą na dyżury z anginą czy gorączką i aplikują sobie kroplówki, żeby przetrwać. – To częsty schemat – twierdzi lekarz.

Nikt „nie przeszkadza” lekarzom w przepracowywaniu się. - Minister Konstanty Radziwiłł powiedział, że nie unormuje naszego czasu pracy, bo ma wybór między lekarzem zmęczonym, albo żadnym. Ale to rodzi inny wariant nieobecności lekarza: będzie martwy – tłumaczy Jakub. I dodaje: - Tyle się przecież teraz słyszy o kolejnych zgonach lekarzy w trakcie pracy. Jak ten 59-letni chirurg z Włoszczowy. Moi starsi koledzy po 60-stce są przerażeni. Te przypadki mocno działają na wyobraźnię.

Rozwody i zaburzenia psychiczne

- Po jednym z dyżurów zrobiliśmy sobie badania z kolegami. Okazało się, że jesteśmy odwodnieni, doszło do zaburzeń jonowych. To poważne rzeczy, które rozstrajają organizm – mówi lekarz-rezydent. Nawet jeśli pracownik służby zdrowia ma czas na chwilę snu w trakcie dyżuru, to raczej nie wypocznie za dobrze. – Śpi się i czuwa jednocześnie. Telefon leży przy głowie, bo w każdej chwili można dostać telefon, że ktoś umiera – dowiadujemy się od Jakuba.

Z powodu ilości pracy cierpi nie tylko zdrowie lekarzy, ale też ich życie osobiste. Ta grupa zawodowa jest w czołówce, jeśli chodzi o procent rozwodów. Do tego szacuje się, że problemy psychiczne może mieć, aż 15 procent z nich. - Dominują zaburzenia zawiązane z uzależnieniami od substancji psychoaktywnych i z zaburzeniami nastroju - twierdzi na łamach "Dużego Formatu" prof. Janusz Heitzman, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.

Oczekiwanie na zmiany

Po zakończeniu okresu rezydentury, która może trwać do 6 lat sytuacja niewiele się zmienia. Z danych których, wykonanie zleciło Ministerstwo Zdrowia, wynika, że lekarz może zarobić nawet 700 złotych netto za godzinę (tyle może dostać kardiolog w pracowni elektrofizjologii wąskoprofilowego szpitala prywatnego).

Z kolei z raportu Sedlak & Sedlak wynika, że mediana zarobków to 3500 zł brutto, czyli około 2500 na rękę. Oznacza to, że połowa lekarzy ma pensje poniżej, a połowa powyżej tej kwoty.

- W analizach ministerstwa liczone są też dodatkowe dyżury, dlatego zarobki mogą wyglądać kusząco - tłumaczy Jakub. Lekarze oczekują na ruch rządu, który dużo obiecuje, jednocześnie tłumacząc, że na podwyżki brakuje pieniędzy. - Od dwóch lat próbujemy się spotkać z premier Beatą Szydło. Bez skutku - mówi lekarz rezydent.

Z powodu braku reakcji rządu, lekarze postanowili protestować. 2 października ma się rozpocząć protest głodowy połączony z masowym oddawaniem krwi przez lekarzy. Protestujący chcą wywrzeć nacisk na polityków i jednocześnie zrobić coś pożytecznego. - Ministerstwo Zdrowia apeluje o cierpliwość, ale nam się ona zwyczajnie wyczerpała. Tak, jak wyczerpują się kolejni lekarze - podsumowuje Jakub.

Imię bohatera tekstu zostało zmienione na jego prośbę

Źródło artykułu:WP Wiadomości
lekarzeprostestsłużba zdrowia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1176)