"Obrzydliwe, haniebne słowa". Posłanka PiS wzbudziła duże kontrowersje
- Totalna opozycja z nas kobiet próbuje zrobić jakby osoby niepełnosprawne, które nic nie potrafią, wszystko trzeba im załatwić – m.in. tymi słowami Barbara Bartuś z PiS wprawiła w osłupienie posłanki opozycji. Sejmowa dyskusja o sytuacji kobiet w Polsce zamieniła się w polityczną awanturę. Kontrowersyjnych stwierdzeń było więcej.
Sejmowa dyskusja o sytuacji kobiet w Polsce została wywołana wnioskiem Koalicji Obywatelskiej. Posłanki Barbara Nowacka i Monika Wielichowska domagały się informacji "w sprawie nieprawdziwej narracji premiera o sytuacji kobiet w Polsce w czasach rządów PiS". Pytały o "złą opiekę lekarską, brak pomocy państwa w opiece nad osobami zależnymi, ograniczenie praw reprodukcyjnych, głodowe emerytury, brak refundacji in vitro i brak ustawy o równych zarobkach".
To reakcja na konferencję "Kobiety mają wybór" z udziałem Mateusza Morawieckiego, która odbyła się w połowie maja. Szef rządu mówił m.in., że za rządów PiS mamy rekordowo wysoki poziom aktywności zawodowej kobiet, rośnie liczba kobiet w zarządach spółek giełdowych, a luka płacowa spada.
Według posłanek opozycji to zafałszowany obraz rzeczywistości, dlatego domagają się m.in. przywrócenia prawa do aborcji do 12. tygodnia ciąży, edukacji seksualnej, łatwego dostępu do antykoncepcji awaryjnej i ogólnopolskiego rejestru przypadków przemocy domowej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
NATO zaproponuje Ukrainie "model izraelski"? Rozwiązanie "niesie pewne ryzyko"
- Konferencja premiera była świetnym posunięciem. Uświadomiła społeczeństwu, że kobiety w Polsce to nie tylko lewicowe feministki. Uważam, że należę do konserwatywnych feministek i nie zgadzam się z paniami – mówiła do posłanek opozycji Teresa Wargocka z PiS. - Przez osiem lat rządów PiS sytuacja na rynku pracy uległa poprawie, w zakresie opieki nad dziećmi też uległa poprawie. Mało tego, my nie walczymy z mężczyznami. My mężczyzn kochamy i oni nas – odpowiadała.
Opozycja: będzie wniosek o ukaranie posłanki PiS
Sejmowa debata po wystąpieniu Barbary Bartuś z PiS zamieniła się w ostrą wymianę zdań. - Jestem kobietą. Może dzisiaj w spodniach, ale jestem kobietą, czuję się kobietą i jestem z tego dumna – zaczęła swoje wystąpienie. - Totalna opozycja z nas kobiet próbuje zrobić jakby osoby niepełnosprawne, które nic nie potrafią, wszystko trzeba im załatwić, a walkę o prawa kobiet ograniczacie do walki o antykoncepcję, do prawa o aborcji, czyli zabijania dzieci, które już się poczęły. Krzyczycie jednocześnie, że tak mało się rodzi – kontynuowała.
Słowa o osobach niepełnosprawnych oburzyły posłanki opozycji. Podobnie jak dalsza część wystąpienia Barbary Bartuś, która wywołała zapowiedź wniosku o ukaranie do komisji etyki. - Prawo do dofinansowania do produkcji człowieka, czyli do procedur in vitro. To nie jest metoda walki z bezpłodnością. To jest produkcja człowieka. PiS duże nakłady finansowe kieruje na walkę z niepłodnością – stwierdziła Bartuś.
- Dzieci poczęte metodą in vitro, to nie jest produkcja. Te dzieci są kochane – zareagowała Kinga Gajewska z PO. – Obrzydliwe, niegodne słowa, wpisujące się propagandę, która krzywdzi dzieci poczęte tą metodą. Kiedy zbieraliśmy podpisy pod obywatelskim projektem ustawy ws. refundacji in vitro, podchodzili do nas wyborcy PiS-u, którzy mówili, że to popierają, bo mają dziecko, wnuka czy kuzyna z in vitro. In vitro nie powinno mieć podziałów politycznych. Nie wiem, co się dzieje z kobietą, która wypowiada tak obrzydliwe słowa, wykluczając dzieci i ich rodziców. To kolejny etap nagonki – oburza się w rozmowie z WP Barbara Nowacka z Koalicji Obywatelskiej.
Posłanka PiS: Nie mam nic do takich wyrażeń
Słów Barbary Bartuś próbują bronić klubowe koleżanki. -To posłanki opozycji mówią o prawach reprodukcyjnych. Jeżeli posługiwać się tą terminologią, to reprodukcja, czyli odtwarzanie, to brzmi trochę jak produkcja. Nie mam nic do takich wyrażeń. Uważam, że ani in vitro, ani szeroki dostęp do aborcji nie są prawami kobiet. W końcu ciąża to nie jest tylko dzieło kobiety, bo z powietrza kobiety w ciążę nie zachodzą. Gdzie tu jest rola mężczyzny? – stwierdza w rozmowie z WP Ewa Szymańska, posłanka PiS.
Z kolei Barbara Dziuk przekonywała, że z pewnością Barbara Bartuś nie miała nic złego na myśli. Choć przyznała, że in vitro "to decyzja każdej kobiety", za chwilę dodała, że "są naturalne metody leczenia bezpłodności. Trzeba popatrzeć na statystykę. Jestem za życiem i to zalecam wszystkim – ucięła.
Rząd nie podaje danych
Problem w tym, że w statystyki nie można zajrzeć, ale rządowy Program Kompleksowej Ochrony Zdrowia Prokreacyjnego nie przyniósł przełomowych efektów. Jak podawał DGP od 2016 do 2018 r. dzięki programowi, który zastąpił dofinansowanie do in vitro, w ciążę zaszło 70 kobiet. Później resort przestał udostępniać dane.
Barbara Dziuk była również pytana przez dziennikarzy w Sejmie o utrudniony dostęp do awaryjnej antykoncepcji. – Jestem za życiem i nigdy chemicznych środków antykoncepcji nie stosowałam i jestem zdrową kobietą, zdrową matką. Na uwagę, że być może inne kobiety chciałyby mieć dostęp do awaryjnej antykoncepcji, dodała: - Trzeba być w życiu świadomym, a ja myślę, że Polki są świadome i nie muszą korzystać z antykoncepcji – zakończyła wypowiedź posłanka PiS.
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski