Polski generał: Dla Putina to strzał nie w kolano, a w potylicę
Duże grupy Rosjan mają trafiać na front bez przygotowania - taką informację podał na Telegramie jeden z żołnierzy powołanych do walki w pułku czołgów w Chersoniu. Według gen. bryg. dra Jarosława Kraszewskiego, byłego dowódcy wojsk rakietowych i artylerii wojsk lądowych, tacy żołnierze mogą nie poradzić sobie na polu walki. - W większości armii na świecie taki rodzaj rezerwistów rzuconych do walki nazywa się po prostu mięsem armatnim. Ci ludzie będą ginęli od ognia i środków rakietowych, którymi dysponują Ukraińcy. Ich obecność na polu walki będzie liczona w minutach, maksymalnie w kilku godzinach - podkreślił gen. Kraszewski w programie "Newsroom WP". Mówił, że ważne jest, czy rezerwiści brali wcześniej udział w ćwiczeniach wojskowych. Są problemy z podstawowymi zapasami, takimi jak śpiwory i koce. - Ich morale już jest bardzo niskie. Oni nie są mentalnie przygotowani, by sprawnie działać na polu walki. Może zabrzmi to głupio, ale współczuję ich rodzicom, bo to wysyłanie dzieci na śmierć - dodał. Jak decyzja o częściowej mobilizacji odbije się na Putinie? - dopytywała Agnieszka Kopacz-Domańska. Gen. Kraszewski przyznał, że dla Putina nie był to strzał w kolano, a w potylicę. - Decyzja o mobilizacji jest spóźniona. To spóźnienie jest na korzyść Ukraińców - przyznał. Dodał, że Ukraina dysponuje coraz lepszym sprzętem. - Utrzymanie tej przewagi jakościowej i technologicznej spowoduje, że Ukraińcy niedługo zwycięsko zakończą ten konflikt - ocenił wojskowy.