Pogoda. Alert przed katastrofą. Prognozy są jednoznaczne
Przerażające skutki dynamicznej pogody, jakie obserwujemy w Polsce i Europie, to tylko przedsmak tego, co nas czeka. - Idzie katastrofa, ale nie wierzę, że ogrom zniszczeń w Nadrenii czy podtopienia w Polsce kogoś "obudzą" - mówi WP klimatolog prof. Bogdan Chojnicki. - Nadal jesteśmy na etapie strategii - dodaje dr Maciej Lenartowicz, hydrolog z UW.
Skutki gwałtownych powodzi za naszą zachodnią granicą oraz zniszczenia wywołane nawałnicami w Polsce to główny temat doniesień mediów od kilku dni. - Wszyscy są przerażeni, ale dla nas, którzy zajmują się zmianami klimatu, to nic zaskakującego. Od lat ostrzegamy i tłumaczymy, ale spotykamy się z oporem. Na nic ta nasza uporczywa narracja - stwierdza niemal z rezygnacją prof. Bogdan Chojnicki z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
- W 2010 r. na dwa tygodnie przed suszą, a później przed wielką powodzią, też alarmowaliśmy. I nic się nie zmieniło. Nie ma żadnych rozstrzygających decyzji, a jesteśmy na etapie strategii. Ludzie nadal stawiają domy tam, gdzie wiadomo, że kiedyś będzie powódź, a wiele samorządów na to pozwala - dodaje dr Maciej Lenartowicz, hydrolog z Wydziału Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego.
Pogoda. Alert przed katastrofą. "Takie sytuacje będą częstsze"
Prof. Chojnicki stwierdza, że do tej pory wygrywał pragmatyzm polityków, bo "głosowanie jest zawsze za kilka lat, a katastrofa pogodowa może nadejść nawet za 30 lat".
- Minie lato, warunki pogodowe ustabilizują się na jakiś czas i priorytet zyskają inne zagadnienia. Zmiany klimatu nie są jeszcze dotkliwe codziennie, więc politycy o nich łatwo zapominają - stwierdza.
Zobacz też: Zakopianka pod wodą
- Tymczasem to jest jak groźna choroba przewlekła, która się pojawia i znika, ale w końcu nas zabije. Wysokie fale powodziowe hydrolodzy przewidywali od dawna, ale dla wielu stało to w sprzeczności z zapowiadanymi suszami. Teraz widzimy, że to możliwe, aby te kataklizmy wystąpiły jednocześnie. Takie sytuacje będą częstsze i będzie ich więcej - ostrzega klimatolog.
Pogoda szaleje, reakcji nie ma. "Moda na irracjonalizm"
Armin Laschet, lider niemieckiej CDU, który dotąd raczej nie dostrzegał związku pomiędzy klęskami żywiołowymi a zmianami klimatu, podczas wizyty w zdemolowanej przez powódź Nadrenii po raz pierwszy przyznał, że trzeba działać.
- Nie wierzę w to, bo czas na takie nawrócenia był już dawno. Osoby negujące fakty i naukę przyjmują niestety postawę zaciętą i upartą - komentuje prof. Chojnicki. - To jak z pandemią: sąsiad umiera na COVID-19, a my się nie szczepimy. Jest jakaś moda na irracjonalizm - zauważa naukowiec z poznańskiej uczelni.
Zdaniem naszych rozmówców tylko czynnik ekonomiczny może zmusić władze na różnych szczeblach do realnych działań. Tak było z górnictwem, gdzie do korekt w podejściu polityków nie doprowadziły argumenty, ale olbrzymie finanse związane z programami unijnymi.
- Trzeba zaznaczyć, że lokalnie - w Polsce czy w innym kraju - nie zmienimy wiele, bo przeciwdziałanie wymaga decyzji globalnych. Tymczasem rządy najbogatszych państw nic sobie nie robią z problemu gazów cieplarnianych. Nawet jeśli w Unii Europejskiej nie mamy wielkich emiterów, to przecież importujemy na potęgę wszystko z Chin, które w znacznej mierze odpowiadają za te emisje - zauważa dr Maciej Lenartowicz.
Pogoda. Powodzie, upały i susze. Nie możemy tylko patrzeć
Hydrolog z Uniwersytetu Warszawskiego zwraca uwagę na dużą rolę samorządów.
- Musimy adaptować się do nowych, niebezpiecznych warunków. Gminy powinny dostosować miejscowe plany zagospodarowania i ich przestrzegać. Nie możemy już tylko patrzeć, a reagować: przede wszystkim regulacjami prawnymi - podkreśla.
- Wielu ludziom wydaje się, że wszystko wokół to zjawiska społeczne, a w przypadku klimatu mamy do czynienia z czynnikiem fizycznym, do którego musimy się z jednej strony zaadaptować, a z drugiej przeciwdziałać skutkom. Nie ma wyjścia - przestrzega z kolei prof. Chojnicki.