PublicystykaPo ponownym wyborze Tuska. Jakub Majmurek: Kaczyński sam sobie zadał mata

Po ponownym wyborze Tuska. Jakub Majmurek: Kaczyński sam sobie zadał mata

Jak spodziewali się wszyscy mający elementarne pojęcie na temat polityki europejskiej, Jacek Saryusz-Wolski nie miał najmniejszych szans w walce o stanowisko szefa Rady Europejskiej. Nie posłużył także jako narzędzie do zablokowania kandydatury Tuska. Na ponowny wybór byłego premiera Polski przedstawiciele państw UE potrzebowali około 20 minut. Za głosowało 27 państw. Przeciw jedno: Polska.

Po ponownym wyborze Tuska. Jakub Majmurek: Kaczyński sam sobie zadał mata
Źródło zdjęć: © PAP
Jakub Majmurek

27: 1 – ten wynik jest jasnym, dobitnym i smutnym wskaźnikiem pozycji Polski PiS w Unii Europejskiej. Liczby nie kłamią. Dzisiejsze głosowania pokazuje całkowitą izolację Warszawy wśród europejskich partnerów. Wszystkie sojusze, jakie rząd PiS i minister Waszczykowski mieli budować w ostatnich latach, nie zadziałały.

Wielka Brytania? Zagłosowała za Tuskiem. Londyn potrzebuje sensownego partnerstwa z Brukselą, by sprawnie przeprowadzić Brexit i nie będzie razem z Polską stawiać się całej reszcie Unii. Kraje Wyszehradzkie, z którymi tworzyć mieliśmy Międzymorze, stawiające opór Unii rządzonej dyktatorsko przez Brukselę i Berlin? Poparły Tuska i przy okazji zezłościły się na Polskę. Bo Tusk był i miał być kandydatem całego regionu, a wycofanie poparcia dla niego przez Polskę odbyło się jednostronnie i bez konsultacji z partnerami.

Tuska poparł nawet rzekomo najbliższy sojusznik Warszawy, Viktor Orbán. Co, znów, nikogo elementarnie znającego tę postać, nic a nic nie dziwi. Orbán jest, jaki jest, można do nie niego nie czuć sympatii, czy oskarżać o autorytaryzm, ale nie sposób odmówić mu politycznej powagi i sprawności. A każdy elementarnie sprawny i poważny polityk może mówić premier Szydło różne miłe jej uchu rzeczy, ale jak przyjdzie co do czego, to nie będzie wdawał się w bezsensowną awanturę, której nie ma szansy wygrać. Orbán na użytek wewnętrzny używa podobnej do PiS retoryki, ale wie, że w Europie centrum jego interesów leży w Berlinie i Europejskiej Partii Ludowej i nie zrobi niczego, co by tym interesom miało zagrozić.

Jak stracić przyjaciół i zrazić do siebie ludzi

Cała sprawa wokół Tuska została rozegrana najgorzej, jak można sobie było wyobrazić. Gra przeciw Tuskowi mogła być racjonalna, gdyby PiS dogadał się z europejskimi socjalistami, w zamian za jakieś konkretne, ważne dla nas ustępstwa, umówił się z rządzonymi przez nich stolicami, że wystawia Saryusza-Wolskiego i w ten sposób toruje do władzy kandydatowi tej rodziny politycznej.

Wszystko wskazuje jednak na to, że cała operacja „zatrzymać Tuska” od początku do końca robiona była na rympał: bez planu, bez konsultacji z partnerami, w pojedynkę. Polska dyplomacja zaliczyła największą fuszerkę od 1989 roku. Czy PiS naprawdę wierzył, że cała Europa kupi jego teorie spiskowe i podporządkuje się jego krzykowi? Dzisiejszy szczyt w Brukseli to drugie po czarnym proteście zderzenie się rządzącej ekipy z zasadą rzeczywistości i ograniczeniami własnej władzy. Fetowany w kraju jako „wielki strateg” Kaczyński w europejskiej grze przypominał raczej starszego pana, który z szachowego klubu, gdzie wygrywał wszystkie partie, przeniósł się do szachowej ekstraklasy i posadzony przy stole z arcymistrzem ze stresu sam zadał sobie szewskiego mata.

Gorzej, że koszty tej klęski poniesie Polska. Zachowanie rządu Szydło w sprawie Tuska nie będzie bez konsekwencji. Rząd polski spalił sobie kolejne mosty w Europie. Wszyscy partnerzy, którzy do tej pory do dziwnych zachowań Polski mieli pewną cierpliwość, teraz ją chyba definitywnie tracą. Polityczni komentatorzy, od Hiszpanii po Niemcy, nie mogli zrozumieć o co w całym polskim uporze wokół Tuska chodzi. Od czasów, gdy oświeceniowi filozofowie łajali ustrój Rzeczpospolitej szlacheckiej, nasza polityka nie miała w Europie tak złej prasy.

Polska wyszła na kraj małostkowy, przekładający obsesje i wewnętrzne urazy nad racjonalną, europejską politykę. Małostkowość łączyła się w dodatku z niezrozumiałą podniosłą retoryką. „To chodzi o zasady [...] Nie zgodzę się nigdy na prymat siły nad zasadami. Dla Polski jest oczywiste, że zasadami się nie handluje” – mówiła premier Szydło przed szczytem w Brukseli. Słowa te – odpowiednie dla ministra Becka w 1939 roku czy prymasa Wyszyńskiego odmawiającego współpracy ze stalinowskimi władzami – w tym kontekście brzmiały groteskowo.

Cała nieudolna gra wokół Tuska rozgrywała się w dodatku w momencie, gdy Europa naprawdę na poważnie rozmawia o swojej przyszłości. Gdy realna stanie się Europa dwóch prędkości, w której Polska pozostanie na głębokich peryferiach. Niezrozumiałe w swojej zaciętości zachowanie rządu polskiego w sprawie Tuska jest najlepszą reklamą dla idei integracji w ścisłym gronie chętnych, bez sprawiającej problemy Polski.

Trudno też oczekiwać od Tuska, by po takim potraktowaniu go przez rząd Szydło, gładko współpracował z Warszawą i przekonywał europejskich partnerów do polskich racji.

Gdzie tu logika?

Czy w działaniach PiS była w ogóle jakaś logika? Czy naprawdę doszło do sytuacji, w której polityka państwa podporządkowana została osobistym obsesjom i pragnieniu zemsty jednego człowieka, szeregowego posła, dzierżącego wszystkie stery władzy? Jeśli tak, to znaczyłoby, że państwo polskie faktycznie nie istnieje, a zamiast państwa mamy dziś Komitet Wykonawczy Kaprysów Prezesa.

Prezes, jak wiadomo, nad politykę europejską stawia krajową. Może więc na arenie krajowej, gra wokół Tuska ma jakiś sens? I tu trudno się go dopatrzyć. Klęska w tej sprawie jest pokazem słabości. Nawet Samuelowi Pereirze głupio chyba będzie udowadniać, że nie mamy do czynienia po prostu z klęską rządu. A słabość nigdy nie jest dobrą walutą w polityce.

By tę słabość przykryć w mediach bliskich PiS, czekać nas pewnie będzie festiwal ataków na Unię. Pełne gniewu filipiki o „zdradzonych o świcie”, „dyktacie Brukseli i Berlina”, połączone z insynuacjami, że Tusk i tak za chwilę do Polski wróci – w kajdankach. Można by wzruszyć na nie ramionami, gdyby nie to, że taka retoryka – podejmowana też pewnie przez czynniki rządowe – jeszcze bardziej będzie pogłębiała izolację Polski, do reszty psując język debaty publicznej.
Wygaszanie Europy?

Pytanie „co dalej z naszą europejską polityką?” jest teraz niezwykle ważne. Klęska w Brukseli może posłużyć jako pretekst do odwołania ministra Waszczykowskiego. Dymisja należała się mu już dawno i trudno wyobrazić sobie, by mógł zastąpić go ktoś gorszy. Jeśli – jak mówią warszawskie plotki – zastąpi go Saryusz-Wolski, to byłaby to zmiana na lepsze. Zwłaszcza gdyby niewydarzony kandydat na „prezydenta Unii” przyprowadził ze sobą do ministerstwa sensowne kadry, jakich nie brakuje w jego zapleczu i ściągnął ponownie kompetentne osoby do pracy na placówkach zagranicznych.

Boję się jednak, że dynamika procesu politycznego może być odwrotna. Antyunijna retoryka, potrzebna PiS na krajowym podwórku do amortyzacji brukselskiej klęski, może przenieść się na poziom rządowy i przesunąć gabinet Szydło na pozycje, przy których poglądy na Europę Marine Le Pen wydawać się będą rozsądne i umiarkowane.

„Wygaszanie” Polski w Europie i osłona antyeuropejskiego zwrotu przed własnym elektoratem to jedyny sensowny strategiczny powód postępowania w sprawie Tuska. Tylko, że taka taktyka też byłaby dla PiS szalenie ryzykowna. Nie ma dziś w Polsce postaw do ostrego odwrotu od Europy, elektorat go nie chce. Twarda część elektoratu PiS da się pewnie przekonać, ale samym twardym elektoratem PiS wyborów nie wygra. A PiS będzie miał wkrótce z kim przegrać. Tusk, po drugiej kadencji, wróci do kraju, z naturalnym mandatem do tego, by zjednoczyć cały obóz antyPiS w wyborach prezydenckich w 2020 roku. Ataki na niego, jako „niemieckiego kandydata”, „sługusa Merkel”, jakie z pewnością przeprowadzał będzie PiS, nie będą raczej rezonować poza twardym elektoratem.

Dzisiejsza klęska PiS w Brukseli, może przełożyć się na przyszłą polityczną zmianę w Polsce. PiS przegrał ważną bitwę. Nie warto się jednak zbytnio tym cieszyć – zanim przegra najważniejszą może jeszcze Polsce w Europie narobić trudnych do odwrócenia szkód.

Jakub Majmurek dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)