Po co Białoruś ogłasza mobilizację? Nie chodzi o włączenie się do wojny
Reżim Białoruski wprowadza stan zwiększonego zagrożenia terrorystycznego i wprowadza ukrytą mobilizację w związku z sytuacją w Ukrainie. Zdaniem ekspertów to wszystko decyzje Putina, a Łukaszenka ma już mało do powiedzenia. Ponadto mobilizacja nie musi oznaczać, że Białoruś dołączy do wojny.
14.10.2022 | aktual.: 14.10.2022 18:00
- W związku z zaostrzeniem wprowadzono stan zwiększonego zagrożenia terrorystycznego. Dlatego rozpoczęliśmy procedury rozmieszczenia sojuszniczego z Federacją Rosyjską zgrupowania wojsk, którego podstawą jest armia Białorusi, którą uzupełniają już jednostki Federacji Rosyjskiej - zakomunikował Alaksandr Łukaszenka.
Jednocześnie niezależne media donoszą, że na Białorusi podjęto decyzję o tajnej mobilizacji, która ma odbyć się pod przykrywką kontroli gotowości bojowej i wezwania rezerwistów. W pierwszym etapie mobilizacja nie dotknie to dużych miast, najpierw zostanie zmobilizowana ludność wiejska. Z doniesień wynika, że w pierwszej kolejności wzywani będą kierowcy, kucharze, personel techniczny i szkoleniowcy.
Mobilizacja na Białorusi
- Łukaszenka bardzo się boi społeczeństw z większych miast, dlatego nie dotyka tych regionów, żeby nie wywołać protestów. Z tego samego powodu nie używa oficjalnie słowa "mobilizacja". Według naszych danych może ona objąć nawet około 20 tysięcy rezerwistów z miejscowości rolniczych i małych miasteczek - mówi Paweł Latuszka, były ambasador Białorusi.
Bądź na bieżąco z wydarzeniami w Polsce i na wojnie w Ukrainie, klikając TUTAJ
Jego zdaniem ogłoszenie mobilizacji łączy się z wprowadzeniem stanu zagrożenia terrorystycznego. - Robi to, żeby wywołać strach w społeczeństwie i usprawiedliwić swoje działania. Chce przekonać Białorusinów, że zagrożenie z Ukrainy jest duże. Że coś im grozi. Dlatego też zaprasza na swoje terytorium wojska rosyjskie - dodaje Latuszka.
Jak pisaliśmy, wkroczenie wojsk rosyjskich na terytorium Białorusi może okazać się zgubne dla przywódcy reżimu. Putin ma coraz większy wpływ na to, co dzieje się w tym kraju i w odpowiednim momencie może zechcieć przejąć białoruskie wojsko oraz pozbyć się Łukaszenki.
- Łukaszenka ciągle lawiruje i zmienia swój przekaz. Najpierw mówił, że mobilizacji nie będzie. Teraz ją wprowadza. Wczoraj twierdził, że jest zagrożenie z Polski, która stara się o broń jądrową. Pamiętajmy jednak, że Łukaszenka i Putin w czerwcu chcieli ją umieścić na Białorusi - tłumaczy.
Łukaszenka miesiąc temu chwalił się, że białoruskie bombowce Su-24 zostały dostosowane do przenoszenia broni jądrowej. - Wszystko jest gotowe - oświadczył w reżimowych mediach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Oni chcą, żeby broń jądrowa chroniła rosyjskie wojsko przed atakami ze strony Ukrainy. To ma być parasol ochronny - mówi. To prawdopodobnie próba ochrony przed prewencyjnymi atakami ze strony Ukrainy, która zapowiedziała, że będzie niszczyła wojska szykujące się do ataku na Kijów od strony Białorusi.
- Putin już całkowicie steruje Łukaszenką. Nowy stan może ograniczyć wyjazdy za granicę, wprowadzić kontrole na wjazdach i wyjazdach z miast, ma też ograniczyć i tak już zerowe swobody obywatelskie. To wszystko ma wywołać psychologiczną presję na obywatelach - podsumowuje Latuszka.
Plan wsparcia Rosji
- Białoruski dyktator ma coraz mniej do powiedzenia, bo przez parę miesięcy zwodził Putina. Armią faktycznie zawiadują już Rosjanie. Mobilizację zaczynają od małych miejscowości, bo pamiętają, co działo się w Rosji po jej ogłoszeniu. Społeczność wiejska jest mniej skłonna do protestów i bardziej podatna na manipulacje - uważa z kolei pułkownik Andrzej Kruczyński.
- Jeżeli jest widmo wojny, to naturalne i normalne jest sprawdzenie jak wygląda nabór, przeprowadzenie ćwiczeń, przeszkolenie jednostek. Takie rzeczy się dzieją nawet w krajach, gdzie nie ma wojny. W tym przypadku jednak widzimy, że mobilizację ogłoszono, bo Łukaszenka został przyparty do muru - dodaje i podaje prawdopodobny powód dla którego wprowadzono te działania.
- Nawet jeżeli powołają pod broń kilka tysięcy żołnierzy, to nie muszą ich od razu wysyłać na Ukrainę. Mogą ich podstawić pod granicę, żeby Ukraina wysłała tam swoje siły kosztem innych, kluczowych miejsc - podsumowuje Kruczyński.
A to byłby kolejny cios dla Ukrainy, bo jak pisaliśmy, Rosjanie za wszelką cenę próbują zatrzymać ofensywę. Armia Putina okopuje się oraz buduje tzw. zęby smoka na kierunkach wschodnich. Są one skierowane przeciwko piechocie i czołgom, którymi Ukraińcy zdobywają tereny. Rozbrojenie "zębów smoka" jest bardzo skomplikowane i wymagające ogromnych sił oraz czasu.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski