Pitera pozwie odwołanego prezydenta Zduńskiej Woli?
Julia Pitera, minister w rządzie Donalda Tuska, zamierza pozwać do sądu Zenona Rzeźniczaka, odwołanego w związku z zarzutami o korupcję prezydenta Zduńskiej Woli. Do mieszkańców Zduńskiej Woli trafiły jego ulotki wyborcze z 2002 roku, w których znalazły się słowa poparcia Julii Pitery, wówczas prezesa Transparency International, oraz trzech innych polityków PO, PiS i LPR. Wszyscy twierdzą teraz, że... bez ich wiedzy wykorzystano ich wizerunki i bezczelnie dodano pochwalne slogany pod adresem Rzeźniczaka.
Nigdy nie popierałam Zenona Rzeźniczaka! Ludziom z nim związanym, a konkretnie Markowi Trzcińskiemu, proponowałam, że jeśli im przeszkadza ówczesna władza, to powinni wystawić do wyborów własny komitet, no i wystawili pana Rzeźniczaka - denerwuje się minister Pitera. Nie wykluczam, że sprawę skieruję do sądu, bo bezprawnie, w celu osiągnięcia korzyści, posłużył się moim wizerunkiem.
Minister Pitera kipi z oburzenia gdy słyszy, że miała powiedzieć: "Miasto wybierając Rzeźniczaka stanie przed historyczną szansą, a jeśli nie, wówczas do władzy powrócą ludzie, którzy dali się poznać jako aroganci, których interes jest ważniejszy od interesu mieszkańców".
Cała sprawa wyszła na jaw, gdy w przedreferendalnym okresie komitet Rzeźniczaka, czyli Mała Ojczyzna, rzucił w miasto przedrukowane archiwalne ulotki, by pokazać, że ktoś, kogo jeszcze kilka lat popierali znani z potępiania korupcji politycy, nie mógł stoczyć się do tego stopnia, by prokuratura stawiała mu jakiekolwiek zarzuty. Pitera twierdzi, że tym manewrem poplecznicy prezydenta "strzelili sobie w stopę". Cały nakład ulotek z 2002 roku zarekwirował w ubiegłym tygodniu sąd w Sieradzu.
Ulotka przypadkiem trafiła do Krystyny Grabickiej, posłanki PiS (wtedy LPR), która miała nazwać Rzeźniczaka "prawym i kompetentnym". Natychmiast w trybie wyborczym wystąpiła do sądu, a ten nakazał Rzeźniczakowi przeprosić Grabicką w prasie. Na samo wspomnienie sprawy nie kryje złości.
Myślałam, że szlag mnie trafi z wściekłości, gdy to zobaczyłam - mówi Grabicka. W 2002 roku widziałam go może raz. Autorzy ulotki po prostu zerżnęli moje zdjęcie ze strony sejmowej i dopisali jakieś bzdury o poparciu.
Piotr Krzywicki, w 2002 roku poseł PiS (dziś niezależny), o tym, że odwołanego w niedzielę prezydenta Zduńskiej Woli reklamował jako "uczciwego i przedsiębiorczego" dowiedział się od nas. Nie chce tego komentować.
Zenon Rzeźniczak bagatelizuje całą sprawę, twierdzi, że nic nie wie na temat fikcyjnego poparcia, bo materiałami wyborczymi w jego pierwszej kampanii zajmował się obecny senator PO Marek Trzciński. Trzciński w 2002 r. był jednym z politycznych mentorów Rzeźniczaka, ale ich drogi szybko się rozeszły. Ostatnio mocno wspierał inicjatorów referendum w sprawie odwołania prezydenta. W ulotce z 2002 r. Trzciński miał sam napisać, że "Zenek, którego zna od 17 lat, jest pracowity i pomysłowy".
Senator od tak długiej przyjaźni z byłym prezydentem dziś zdecydowanie się dystansuje i twierdzi, że poznał go zaledwie dwa miesiące przed wyborami z 2002 roku. I dodaje, że kilka tygodni po wyborach zorientował się, że jego wyrazy poparcia dla Rzeźniczaka zostały spreparowane. Dlaczego więc od razu nic nie zrobił? Nie było wtedy czasu, żeby się obrażać, ważniejsza była zmiana klimatu w Zduńskiej Woli - kwituje senator PO.
Zenon Rzeźniczak od niedzieli nie jest już prezydentem Zduńskiej Woli. W referendum odwołali go mieszkańcy, niezadowoleni między innymi ze stylu sprawowania władzy i planów inwestycyjnych. Prokuratura postawiła mu 20 zarzutów dotyczących korupcji i nepotyzmu. Według śledczych, Rzeźniczak od zatrudnianych przez siebie pracowników pobierał haracze na sumę co najmniej 200 tysięcy złotych.
Grozi mu za to 12 lat więzienia.
POLSKA Dziennik Łódzki
Marcin Darda