PiS mówi, że przez to Szydło musiała odejść. Sami ściągnęli na siebie te kłopoty
Dlaczego nagle odwołano Beatę Szydło? Według rzeczniczki PiS z uwagi na trudną sytuację międzynarodową. Beata Mazurek tłumaczyła, że UE nas atakuje i dlatego potrzebna jest nowa twarz. Jeśli założyć, że to prawdziwy powód degradacji premier, to PiS samo to na siebie ściągnęło. Bo to ono doprowadziło do zdemolowania naszego wizerunku w Europie.
Gdyby słuchać polityków Prawa i Sprawiedliwości jest najwspanialszym premierem w historii. No, może poza Jarosławem Kaczyńskim, ale wiadomo, on miał trudniej, bo nie miał większości. Beata Szydło była wychwalana, przypisywano jej wszystkie przymioty męża stanu. A mimo tego kierownictwo PiS uznało, że Szydło nie daje rady.
Dlaczego? Najpierw oficjalna wersja. "Ostatnie miesiące przyniosły liczne istotne przeobrażenia w sytuacji wewnętrznej i międzynarodowej" – napisano w uchwale Komitetu Politycznego PiS. Dopytywana przez dziennikarzy Beata Mazurek tłumaczyła, że to m.in. chodzi o krytykę ze strony organów Unii Europejskiej po Marszu Niepodległości i rasistowskich incydentach, które miały miejsce 11 listopada. Dodała też chodzi o postępowanie ws. Puszczy Białowieskiej czy kolejne odsłony sporu o sądownictwo.
Błędy PiS
Gdyby przyjąć, że te powody rzeczywiście przeważyły w sprawie zmiany premiera, trzeba stwierdzić, że PiS samo sobie winne. Jeśli rzeczywiście sytuacja nabrzmiała tak bardzo, że Beata Szydło nie może współpracować z naszymi partnerami na Zachodzie, to wina PiS. Bo przecież te wszystkie spory wywołało Prawo i Sprawiedliwość.
Wycięcie w pień Puszczy Białowieskiej to efekt obsesji Jana Szyszki, ministra środowiska, który nie chce przyjąć do wiadomości, że kornik to naturalne zjawisko. Z kolei spór z Komisją Europejską (w tej sprawie reprezentowanej przez Fransa Timmermansa) to efekt zachłanności PiS, które przejmuje sądownictwo bez oglądania się na prawo i konstytucję. Wreszcie kolejna fala komentarzy o rasizmie w Polsce to efekt bronienia przez PiS przedstawicieli skrajnych środowisk narodowych, których aktywność była partii na rękę, bo najmocniej uderzała w PO.
"Matka Polska" vs były doradca Tuska
Dlatego Prawo i Sprawiedliwość samo jest winne tego, że musiało usunąć Beatę Szydło. A przypomnijmy, że szefowa rządu była świetnie oceniana przez wyborców PiS, wciąż cieszy się wysokim poparciem społecznym, a wysokie poparcie dla PiS dwa lata po wyborach jest przypisywane także efektowi Szydło.
Niezależnie od tego jak krytycznie podchodzić do Beaty Szydło, wydawała się ona być lepiej dopasowana do elektoratu PiS niż Mateusz Morawiecki. Przyszyły premier to były prezes banku, milioner i były doradca Donalda Tuska, w dodatku ciało obce w PiS. Z kolei Szydło zdaje się być normalną, by nie powiedzieć przeciętną, przedstawicielką niższej klasy średniej. Niektórzy mówią wręcz o „matce Polce”. Beata Szydło, być może jeszcze próbując obronić stanowisko, wskazywała na to w wywiadzie dla Telewizji Trwam.
Zasłona dymna
Jednak wspomniane uwarunkowania zagraniczne wydają się być tylko zasłoną dymną. Bardziej prawdopodobne wydaje się być, że Jarosław Kaczyński namaścił następcę, a przynajmniej kandydata na następcę. Mateusz Morawiecki ma wykorzystać premierowanie do zbudowania silnej pozycji politycznej, by po jego odejściu na emeryturę móc przejąć partię.
Poza tym tajemnicą nie jest, że Beata Szydło nie miała podmiotowej decyzji w rządzie i partii. Wielokrotnie mówiono, że wszelkie spory między ministrami musiał i tak rozstrzygać Jarosław Kaczyński. Według niektórych obserwatorów to negatywnie wpływało na działania rządu i jego sprawność.
Mateusz Morawiecki ma to zmienić. I może rzeczywiście będzie sprawniej. Ale trudno będzie przyszłemu premierowi zapełnić lukę po Beacie Szydło. To wyzwanie – czy kłopot – które PiS sprawiło sobie na własne życzenie.