"Piątka Morawieckiego. Tym razem z Ziobrą" (Opinia)
Po raz pierwszy od objęcia sterów w rządzie premier Mateusz Morawiecki otwarcie stanął w obronie swojego największego rywala w obozie władzy. Zbigniew Ziobro może być zadowolony. Wniosek o wotum nieufności wobec ministra sprawiedliwości został odrzucony przez Sejm.
20.02.2019 | aktual.: 21.02.2019 01:11
Z debaty nad złożonym przez opozycję wnioskiem zapamiętane zostaną dwa obrazki: puste miejsce na sali plenarnej należące do Jarosława Kaczyńskiego oraz chwila, gdy Mateusz Morawiecki składa gratulacje i podaje rękę zwycięzcy środowego wieczoru.
Zbigniew Ziobro - bo o nim mowa - zanim jeszcze rozpoczęła się debata wiedział, że w końcowym głosowaniu nic mu nie grozi. Zjednoczona Prawica ma wszak większość parlamentarną, a wnioski opozycji o odwołanie kolejnych członków rządu zawsze lądują w koszu. Sytuacja ze środowego wieczoru była zatem dość rytualana.
Wszystkich zastanawiało co innego: czy Jarosław Kaczyński lub Mateusz Morawiecki wyjdą na mównicę sejmową i otwarcie staną w obronie jednego z najpotężniejszych ministrów w rządzie Zjednoczonej Prawicy.
Sytuacja była o tyle ciekawa, że zarówno premier, jak i prezes PiS, mieli ostatnio z ministrem Ziobrą pewne problemy. Tyle że niekoniecznie wywołane przez niego.
Dwie pieczenie na jednym ogniu
Ubiegły tydzień. Paparazzi "przyłapują" Jarosława Kaczyńskiego, jak wchodzi do budynku Ministerstwa Sprawiedliwości. To było dzień po przesłuchaniu Geralda Birgfellnera, Austriaka, który - wraz z prezesem PiS - został głównym "bohaterem" tzw. "taśm Kaczyńskiego" publikowanych przez "Gazetę Wyborczą".
Opozycja podnosi larum: Kaczyński, który - zdaniem Platformy Obywatelskiej - mógł być nawet zamieszany w korupcję (nie ma na to dowodu), na pewno przyjechał do Ziobry po informacje związane ze śledztwem ws. Srebrnej. I że to dowód na "bananową republikę", a nie praworządny kraj.
Dzień po spotkaniu z prezesem na konferencję prasową wychodzi sam Ziobro. Jest pewny siebie, ze spokojem odpowiada na pytania dziennikarzy.
Tłumaczy, że z Kaczyńskim rozmawiał o ustawie antylichwiarskiej - zdaniem Ziobry niezwykle ważnej - o której zdania w rządzie są mocno podzielone (pierwotny projekt był silnie krytykowany m.in. przez resort finansów kierowany przez Morawieckiego).
Minister sprawiedliwości upiekł wtedy dwie pieczenie na jednym ogniu: dzięki ujawnionemu przez tabloidy spotkaniu z Kaczyńskim na swoim podwórku poczuł się silniejszy, a przy okazji - wrzucając na agendę temat ustawy antylichwiarskiej - odegrał się na szefie rządu.
Niewidoczny prezes
W trakcie sejmowej debaty tydzień później Ziobro wymienia jeszcze inne spotkania z prezesem PiS, do których doszło w Ministerstwie Sprawiedliwości. Robi to ochoczo, a oburzenie opozycji jakby powoli już gasło.
Jarosława Kaczyńskiego podczas wystąpienia Ziobry nie było na sali plenarnej. Przypadek? W polityce nie ma takich przypadków.
Prezes najpewniej chciał uniknąć okrzyków i złośliwych uwag opozycji w swoją stronę i nie być zestawionym w telewizyjnym obrazku z ministrem sprawiedliwości.
Kaczyński znika z centrum wydarzeń; gdy z mównicy pada jego nazwisko, po prostu opuszcza salę.
Prezes wrócił na nią dopiero na głosowanie nad wotum.
Nie było go także na wcześniejszym wystąpieniu Mateusza Morawieckiego. Kaczyński musiał uznać, że jeśli będzie obecny na przemówieniu premiera, by przed wystąpieniem Ziobry wyjść z sali plenarnej, zostanie to odebrane jako demonstracja polityczna. A przecież intencje były inne.
Albo prezes, albo premier
Jakimi zaś intencjami kierował się premier, stając z otwartą przyłbicą przed posłami w Sejmie, by bronić swojego największego rywala w rządzie?
Być może to sam Jarosław Kaczyński zasugerował szefowi rządu, że ma odłożyć na półkę waśnie z Ziobrą i po prostu stanąć za nim murem - jako tym, który przeprowadza w rządzie Zjednoczonej Prawicy jedne z najważniejszych dla PiS reform (choćby sądownictwa).
Nieobecność na mównicy któregoś z dwójki Morawiecki-Kaczyński byłaby wydarzeniem bez precedensu w obecnej kadencji.
Za każdym razem bowiem, gdy opozycja wnioskami o wotum nieufności wobec poszczególnych ministrów doprowadzała do debaty w Sejmie, w obronie członków rządu stawał otwarcie albo prezes PiS, albo premier. Tym razem padło na tego drugiego.
Czy to zwiastun ocieplenia relacji między Ziobrą a Morawieckim? Nie, to tylko polityka. I siła woli prezesa.