Paweł Lisicki: Trump, Kaczyński i diabelska infekcja
Jedno nie ulega wątpliwości: zwycięstwo Donalda Trumpa odsłoniło, mówiąc piękną frazą biblijną, ukryte zamysły serca. Do licha, takiego potoku bredni, żali, frustracji nawet ja, mimo, że tyle lat już obserwuję przebieg debaty publicznej, się nie spodziewałem. Czyżby ludziom już całkiem rzuciło się na mózg? Dlaczego zamiast analiz i chłodnego opisu interesów dominuje, ba, przytłacza wręcz dyskurs całkiem inny - narracja (ach, tak też użyję tego modnego słowa) czysto emocjonalna, w której zamiast argumentów są kwieciste tyrady, jeremiady, lamentacje i łzawe pojękiwania? Kiedy ci, którzy winni rzeczywistość wyjaśniać, opisywać i rozumieć, zamieniają się w płaczki jerychońskie i miast rozmawiać, tworzą dziwną jakąś i pokraczną ni to grupę wsparcia ni to zespół terapeutyczny, wówczas właśnie widać jak głęboko upadł rozum.
22.11.2016 | aktual.: 22.11.2016 14:39
Trudno o lepsze tego świadectwo niż długa i prowadzona z wielkim zadęciem rozmowa Tomasz Lisa i Agnieszki Holland w ostatnim "Newsweeku". Toż to jest dopiero pokaz kabotyństwa! Toż to teatr min i wygibasów, ukłonów i z dzióbków spijania. Osobliwe to pogłaskiwanie siebie i poklepywanie, kiedy to rozmówcy dobrze się rozumieją i nikt nie zadaje sobie trudu, by o cokolwiek pytać i czegokolwiek dociekać, bo w rozmowie takiej nie o ciekawość chodzi, ale o samoutwierdzenie się w uczuciach.
Cóż nam mówi w tej rozmowie znana reżyserka? Otóż okazuje się, że zwycięstwo Trumpa to zwycięstwo „wkurwu, nienawiści, resentymentu”, czemu towarzyszy "zanik instynktu samozachowawczego". Że to zwycięstwo metafizycznego zła nad dobrem, totalnego bezwstydu, kłamstwa, oszukaństwa, wykluczenia, strachu przed innym i wszystkich złych rzeczy, jakie mogą się przyśnić liberalnemu artyście. Prawdziwa to apokalipsa, koniec świata i klęska na galaktyczną wręcz skalę. Tym bardziej, że zło dziejowe przybrało nie tylko twarz Trumpa z jego okropną żółtą grzywką, ale czai się i w obliczu strasznego Jarosława Kaczyńskiego i innych złowrogich postaci z ciemnego lasu. Nie da się ukryć, że niektóre fragmenty tej wymiany zdań mają, bardziej od pozostałych, humorystyczne akcenty.
Mnie najbardziej rozbawił fragment, w którym to Lis (już słyszę ten pełen namaszczenia i troski ton) pyta wybitną artystkę czy po informacji o zwycięstwie Trumpa ona i jej znajomi „bardzo musieli się wspierać”, na co słyszy w odpowiedzi (proszę państwa, to wszystko jest na poważnie!): "Czy doszło do załamań nerwowych, szlochu albo histerii? Nie. Ale paru moich przyjaciół do dzisiaj jest w stanie żałoby, nie mogą się z tym pogodzić".
Holland pogodzić się może, bo z pewnym fatalizmem spogląda na rozwój świata i wie, że teraz nadeszła chwila ciemności, kiedy to moce demoniczne i diabeł wzięły we władanie ziemię. Nie, nie kpię, naprawdę w oczach reżyserki i sekundującego jej wiernie Lisa, wybór Trumpa oznacza triumf samego piekła, które za pomocą Władimira Putina uknuło spisek niszczący najwspanialsze miejsce na ziemi, czyli liberalną demokrację a la Obama i jego spadkobierczyni Hillary Clinton. Oto i passus, którego nie powstydziliby się autorzy tak zwykle przez Lisa wyśmiewanych "prawicowych pisemek": "Okazuje się, że różne spiski mają rzeczywiście miejsce. Więc idiotyczne teorie spiskowe przekreślają fakty o rzeczach niepojętych, a jednak realnych. W związku z tym jesteśmy bezradni wobec pewnych form zła, które potem się obiektywizują i materializują. Musimy zrozumieć, że diabeł działa w świecie poprzez ludzi, a zło jest czymś realnym" - zwierza się Holland.
Najwyraźniej to ten diabeł też działa przez innych synów ciemności, dyktatorów, wśród których Lis wymienia w jednym zdaniu trzech: Trumpa, Erdogana i Kaczyńskiego. Holland natychmiast podchwutuje piłeczkę i stwierdza, że choć są pewne różnice, to co łaczy obu "dyktatorów" to „wybujały narcyzm” (znowu, przypominam, że mówi to jedna z baradziej narcystycznych reżyserek do najbardziej narcystycznego polskiego publicysty) i brak empatii. Pardon, zapomniałem o innym ważnym elemencie refleksji - obaj panowie chcą być najważniejsi na świecie. Żałuję tylko, że Lis z Holland nie ustalili, który z tej pary potworów jest gorszy i bardziej niebezpieczny. Jeden jest sprytniejszy, a drugi jest większym sybarytą, jeden konsekwentny, drugi nieodgadniony, jeden ma projekt a drugi go tworzy, obaj wszakże stanowią gigantyczne zagrożenie dla światowego ładu i postępu ludzkości.
Co ciekawe, Holland uważa, że palmę pierwszeństwa w tym strasznym pochodzie zła dzierżą jednak Polacy. Tak, oni to wszystko zaczęli, oni, a konkretnie pani Beata Kempa (do diabła, kto by pomyślał, że miała aż takie znaczenie). "Jesteśmy w awangardzie. Zauważ, że gender pierwszy wyciągnęła pani Beata Kempa, potem Francuzi zaczęli się do tego odnosić, a później Amerykanie. Czy się mylę?" - kończy swe rozważania reżyserka i spogląda wyczekująco na Lisa, który jej przytakuje, stwierdzając: "może po raz pierwszy w historii polskie poczucie mesjanizmu ma sens. Przykład Polski w dużym stopniu infekuje Europę (…)". Ha, teraz wszystko jasne: obok Władimira Władymirowicza w całej kabale ważną rolę odgrywała minister Kempa, która zainfekowała Francuzów, ci zainfekowali Niemców i Anglików, ci Amerykanów i w ten sposób diabeł mógł się rozhulać.
Jednak oprócz tonów metafizycznych, Lis i Holland patrzą na sukces Trumpa w bardziej przyziemny sposób. Okazuje się, że wygrał on, bo głosowali na niego biali mężczyźni. Biali mężczyźni głosowali, bo marzą o tym, żeby móc swobodnie „łapać za cipki” (nie jest ustalone jakie: białe? czarne? czy żółte?). Poza tym głosowały też na niego białe kobiety, które były ofiarami syndromu sztokholmskiego i najwyraźniej marzyły o tym, żeby biali mężczyźni je za cipki łapali, dzięki czemu rodziłoby się więcej białych dzieci - "efektem emancypacji kobiet jest kryzys demograficzny, więc mamy tu także instynkt zachowania gatunku" - tłumaczy Holland.
Tak, to jest wszystko powiedziane i napisane. Kiedy czytałem owe wynurzenia pomyślałem, po pierwsze, jak straszny musi być świat Lisa i Holland. Przez chwilę nawet im współczułem. Doprawdy, doczekać chwil, kiedy namacalnie, egzystencjalnie wręcz dośwadcza się rozpętania zła, czuje się, że wszystko jest egfektem spisku i dobrzy ludzie muszą przegrać? Brrr… Po drugie jednak pomyślałem, że jeśli taki poziom analizy reprezentuje część polskich elit, i jeśli podobny jest on temu, co reprezentują sobie elity amerykańskie, to faktycznie światowy liberalizm ma przechlapane. I wtedy odetchnąłem z ulgą.
Paweł Lisicki dla WP Opinii
Paweł Lisicki - redaktor naczelny tygodnika "Do Rzeczy". Dziennikarz, publicysta, pisarz. Były redaktor naczelny dziennika "Rzeczpospolita" oraz tygodnika "Uważam Rze".
Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.