Oto efekt histerii wokół amantadyny. Nie szczepili się, kupowali lek, umierali na COVID-19
Na Podkarpaciu, Podlasiu i Lubelszczyźnie, gdzie mieszkańcy kupili najwięcej amantadyny, licząc na uzdrowienie z COVID-19, doszło do największej fali zgonów - wynika z ustaleń Wirtualnej Polski. - Nic nie mogliśmy zrobić. Jeden z chorych powiedział mi, że nawet ksiądz rozdawał amantadynę - mówi rozgoryczony lekarz z Podkarpacia.
Nieuzasadniona wiara w moc leczenia amantadyną i decyzja o niezaszczepieniu się przeciwko COVID-19 ("bo przecież jest tani lek") to jedno z możliwych wyjaśnień fali zgonów, jaka przetacza się na wschodzie kraju.
Podkarpackie, lubelskie i podlaskie to województwa, gdzie w trakcie trzeciej i czwartej fali epidemii padały rekordy sprzedaży amantadyny. Tam zaszczepiło się najmniej mieszkańców. Tam też w trakcie epidemii odnotowano najwyższy wzrost śmiertelności.
Amantadyna. Na niezaszczepionym Podkarpaciu była powszechna
Na Podkarpaciu normalna sprzedaż amantadyny przed epidemią (w 2019 roku) wynosiła około 500 opakowań na miesiąc. Tyle potrzebują miejscowi pacjenci z chorobą Parkinsona i stwardnieniem rozsianym, dla których rutynowo przepisuje się receptę na ten lek.
Wiosną 2021 roku sprzedaż amantadyny wzrosła 40-krotnie do 22,6 tys. opakowań w marcu i 17,8 tys. w kwietniu. To był szczyt wiosennej fali zakażeń. W kolejnych miesiącach na Podkarpaciu stale kupowano amantadynę (5-6 razy więcej niż normalnie). Przed czwartą falą mieszkańcy regionu nadal robili zapasy. Schodziło 3-4 tys. opakowań miesięcznie. W listopadzie (szczyt IV epidemii) z aptecznych półek zeszło 9,8 tys. opakowań.
- Niewiele mnie już zdziwi, po tym, jak usłyszałem od pacjenta, że dostał amantadynę od proboszcza, a ten rozdawał ją w całej wsi. Lek sprzedawano także na targowiskach, a przywozili go Ukraińcy - komentuje w rozmowie z WP lekarz z oddziału covidowego szpitala na Podkarpaciu.
- W rzeczywistości amantadyna była prawie w każdej rodzinie. Ludzie leczyli się nią z pomięciem testów, bez konsultacji z lekarzem. Ci, którym nie pomogło, trafiali do nas już w bardzo ciężkim stanie - relacjonuje lekarz. - Byliśmy wobec tego zjawiska bezradni, bo ostrzegaliśmy, a ludzie i tak robili po swojemu. Wiele złego zrobiły powtarzane historie, że w szpitalach to już się tylko umiera - podkreśla.
Podobny bom na amantadynę trwał równolegle w woj. lubelskim. Sprzedaż leku przed epidemią COVID-19 sięgała około 500 opakowań miesięcznie. W marcu 2021 roku sprzedano 3471 opakowań leku, w kwietniu już 5542, następnie sprzedaż trochę spadła, ale w listopadzie padł już rekord - 6763 opakowania.
Z kolei na Podlasiu najwięcej amantadyny sprzedano podczas IV fali - dokładnie 2616 opakowań, czyli 10 razy więcej niż przed epidemią.
Kupili amantadynę i czekali na COVID
Wspomniane trzy regiony łączą jeszcze dwie cechy. To tam jest najmniejszy odsetek zaszczepionych mieszkańców w kraju. Na Podlasiu i w Lubelskiem mniej niż połowa osób, na Podkarpaciu tylko 39 proc. jest w pełni zaszczepionych.
Według dr. Bartosza Fiałka na wschodzie kraju doniesienia o amantadynie najprawdopodobniej stały się fałszywą alternatywą dla szczepień przeciw COVID-19.
- Pamiętam, jak antyszczepionkowcy wypisywali, że nie trzeba się szczepić, skoro mamy lek w terapii COVID-19 i w ogóle, że lepiej mieć odporność po przechorowaniu. Teraz mierzymy się ze skutkami takiego podejścia. Jestem zszokowany danymi o sprzedaży. Sądzę, że to wyjaśnia, dlaczego na Podkarpaciu i w Lubelskiem było tak mało szczepień, a efektem braku szczepień była następnie fala zgonów - mówi dr Bartosz Fiałek pracownik oddziału reumatologii oraz szpitalnego oddziału ratunkowego, popularyzator wiedzy o COVID-19.
- Dla mnie to po prostu niebywałe, że można tak bezgranicznie wierzyć w niepotwierdzone doniesienia o amantadynie i jednocześnie nie zaufać doskonale przebadanej szczepionce - dodaje.
Regionalne rekordy zainteresowania amantadyną pokrywają się z mapą śmiertelności podczas IV fali COVID-19 (od września do listopada). Na Podkarpaciu odnotowano 1700 zgonów nadmiarowych - to wzrost o 36 proc. w porównaniu do średniej sprzed epidemii.
Jeszcze gorzej było w Lubelskiem: 3185 zgonów, wzrost o 58 proc. Na Podlasiu tej jesieni było 1705 zgonów nadmiarowych, co daje wzrost śmiertelności o 56 proc.
Mazowsze też "zaraziło się" amantadyną
Pacjenci leczący się na własną rękę amantadyną trafiali do dr Grażyny Cholewińskej-Szymańskiej, zastępcy dyrektora Szpitala Zakaźnego w Warszawie i konsultant wojewódzkiej w dziedzinie chorób zakaźnych.
- Ci pacjenci wierzyli, że cudowny lek, reklamowany przez jednego z lekarzy przyniesie im ulgę w objawach COVID-19. Może na początku choroby tak było, bo amantadyna poprzez działanie na mózg zmniejsza napięcie mięśniowe, co mogło pomagać przy znanych wszystkim przeziębieniowych bólach pleców. Podejrzewam, że stąd wzięły się relacje o jej wspaniałym działaniu i leczeniu - mówi dr Grażyna Cholewińska-Szymańska.
- Jednak u tych pacjentów rozwijało się pełne zapalenie płuc i następnie niewydolność oddechowa, zakrzepica. Leczyliśmy też powikłania po amantadynie: uszkodzenie wątroby, nerek, a u niektórych pacjentów wystąpiły psychozy i nadpobudliwość - wylicza. Nie wierzy w skuteczność leku wobec COVID-19. Podkreśla, że cieszą ją ograniczenia w sprzedaży amantadyny, które wprowadziło Ministerstwo Zdrowia.
Na Mazowszu przed epidemią sprzedaż amantadyny wynosiła około 1200 pudełek miesięcznie. Podczas dwóch miesięcy trzeciej fali sprzedano 14,6 i 16,6 tys. opakowań. W listopadzie sprzedaż przekroczyła 12 tys. opakowań.
Na zachodzie Polski (Wielkopolska, Lubuskie, Dolny Śląsk) amantadyna była mniej popularna - w szczycie epidemii sprzedaż rosła tylko... pięciokrotnie.
Sprzedaż nakręcały doniesienia
Dane o sprzedaży udostępniła Wirtualnej Polsce firma PEX PharmaSequence, która monitoruje sprzedaż leków aptekach. - Wnioski są dość oczywiste. Poza wzrostem sprzedaży w okresach, w których pojawiały się doniesienia o amantadynie, widać mechanizm uzyskiwania recept na ten lek poza wskazaniami refundacyjnymi - komentuje Jarosław Frąckowiak, prezes PEX PharmaSequence.
Przypomnijmy, że najlepszym "sprzedawcą" amantadyny w Polsce okazał się dr Włodzimierz Bodnar z Przemyśla. Rok temu ogłosił, że właśnie tym lekiem COVID-19 można pokonać i to w zaledwie w ciągu 48 godzin. Początkowo powoływał się na historie stu swoich pacjentów. Potem odwiedzały go tłumy.
Wiele osób publicznie twierdziło, że leczyło się amantadyną i było to skuteczne. To m.in. wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł, Małgorzata Gersdorf z Sądu Najwyższego, a ostatnio Jan Pospieszalski, były dziennikarz TVP.
Według ustaleń redakcji Radia TOK FM dr Bodnar do kwietnia 2021 roku wystawił ponad 1500 recept. Niewiele ponad połowa pacjentów miała wykonany test na koronawirusa. 17 osób, którym doktor przepisał receptę, zmarło. Niektórzy pacjenci zrealizowali receptę w dniu swojej śmierci.