Członek rządu pisze do Niedzielskiego. Pyta o badania nad amantadyną
Wiceminister sprawiedliwości napisał list do ministra zdrowia. Jak podaje "Fakt", Marcin Warchoł skarży się Adamowi Niedzielskiemu na brak wyników badań nad amantadyną. Cytowany przez gazetę prof. Krzysztof Simon twierdzi, że te badania to marnotrawstwo pieniędzy.
Marcin Warchoł z Solidarnej Polski twierdzi, że to amantadyna pomogła mu pokonać zakażenie koronawirusem. W liście do ministra zdrowia próbuje go przekonać, że warto sprawdzić również tę metodę leczenia COVID-19. Przypomina, że przed rokiem Adam Niedzielski miał rozmawiać na ten temat ze Zbigniewem Ziobrą, ministrem sprawiedliwości i politycznym liderem Warchoła.
- Z niepokojem odbieram informacje, że te badania są blokowane - pisze w liście Marcin Warchoł. Wiceminister sprawiedliwości zwraca uwagę, że część ośrodków naukowych nie rozpoczęła nawet rekrutacji pacjentów do badań. 13 ośrodków zrekrutowało tylko 8 proc. Jedynie katowicki Uniwersytet Medyczny, który koordynuje badania, zrekrutował komplet chętnych pacjentów.
Amantadyna to lek stosowany m.in. u chorych na Parkinsona. Zdaniem pewnej grupy lekarzy, która często sprzeciwia się szczepieniom, można go stosować przy COVID-19. Niektórzy lekarze podawali amantadynę pacjentom już rok temu, wbrew procedurom i przed rozpoczęciem szczepień.
Zobacz także: Lekarz apeluje do kobiet w ciąży. "Dlatego to tak szalenie ważne"
Prof. Simon: Kolejny pacjent łyka amantadynę, a potem umiera
W rozmowie z "Faktem" prof. Krzysztof Simon z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu stwierdził, że badania nad zastosowaniem amantadyny w leczeniu COVID-19 to strata pieniędzy. Jego zdaniem może być ona stosowana przy leczeniu pocovidowych powikłań neurologicznych ze względu na dopaminę, jednak nie wykazuje ona aktywności przeciwwirusowej.
- Już kolejny pacjent został do nas przyjęty, który łyka amantadynę, a potem umiera, a sporo się nie przyznaje, że bierze coś na własną rękę. To nie są jednorazowe przypadki, to jest codzienność. Jest grupa ludzi, która wierzy tym opowieściom o tym, że ciężkie przypadki koronawirusa można wyleczyć amantadyną. Taki pacjent stosuje niesprawdzone leki, bierze amantadynę i stosuje bańki. Potem czeka dwa tygodnie, jego stan gwałtownie się pogarsza, przychodzi do szpitala i umiera - powiedział w rozmowie z dziennikiem.
Woda na młyn dla antyszczepionkowców
Prof. Grzegorz Gielerak z Wojskowego Instytutu Medycznego udostępnił niedawno na Twitterze tekst o rekomendacji amantadyny do leczenia chorych na COVID-19. Pod wpisem rozpętała się burza, pojawiło się pod nim wiele antyszczepionkowych komentarzy. Prof. Gielerak dopisał, że publikacja jest tylko i aż przyczynkiem do dyskusji. Wskazał, że rozstrzygnięcie co do klinicznej skuteczności leku będzie możliwe po zakończeniu toczących się badań. - Do tego czasu #SzczepimySię - napisał.
W rozmowie z WP specjaliści wskazali, że linkowany tekst nie mówił o rekomendacji do leczenia wbrew jego tytułowi. - Trzeba ważyć słowa, bo takie wpisy to woda na młyn dla osób, które ubzdurały sobie, że nie trzeba się szczepić - mówił dr Bartosz Fiałek.
Źródło: "Fakt"