Orban pogrywa z Unią i przekalkulował. To nauczka dla Polski PiS

Po błyskotliwym zwycięstwie wyborczym Viktor Orbán i jego Fidesz jest izolowany w Europie jak nigdy wcześniej - z powodu Ukrainy i własnej zaciętości - pisze Dariusz Kałan w tygodniku "Polityka".

Victor Orban
Victor Orban
Źródło zdjęć: © Getty Images | Thierry Monasse

Najbardziej lojalny akolita, czyli Prawo i Sprawiedliwość, odwrócił się od niego po inwazji rosyjskiej na Ukrainę. Warszawa wciąż jest skonfundowana reakcją Viktora Orbána, który przekonywał Węgrów, że trwająca właśnie wojna nie jest ich wojną. A węgierskie media rządowe szerzyły propagandę Moskwy, przemilczały nawet mord na cywilach ukraińskich w podkijowskiej Buczy. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski nazwał Orbána "ostatnim w Europie, który otwarcie popiera Putina".

Sygnałem do tego, że Węgry chcą odmrożenia relacji z Polską, był fakt, że nowa prezydent Katalin Novák, do niedawna wiceprzewodnicząca Fideszu i zaufana Orbána, w pierwszą swoją zagraniczną podróż wybrała się do Warszawy. Stało się to w połowie maja. Miesiąc później w odwrotnym kierunku udali się zaś posłowie PiS Ryszard Terlecki i Marek Kuchciński.

– Nie ma już Merkel, Kurza, Berlusconiego, Borisowa, Janšy – mówi László Andor, ekskomisarz UE, wymieniając nazwiska byłych szefów rządów odpowiednio Niemiec, Austrii, Włoch, Bułgarii i Słowenii. To sojusznicy Orbána, którzy albo sami wycofali się z polityki, albo przegrali wybory. – Dlatego tak ważne jest dla niego, żeby nie stracić Polski. Jednak trudno sobie wyobrazić powrót do głębokiej przyjaźni z czasów przedwojennych.

W Budapeszcie mówi się, że Fidesz chciałby też wrócić na łono Europejskiej Partii Ludowej (EPP), największej konserwatywnej frakcji w Parlamencie Europejskim. Do tego zadania delegowany został Tibor Navracsics, inny były komisarz UE, który – po kilku latach terminowania na obrzeżach polityki – niespodziewanie znalazł się w nowym rządzie jako minister bez teki do spraw rozwoju regionalnego i funduszy europejskich. To kolejna po prezydent Novák łagodna twarz systemu.

– Jako komisarz był marginalizowany w Unii ze względu na bliskie powiązania z Orbánem. Był w końcu ministrem sprawiedliwości w jego rządzie i współodpowiada za zmiany w sądownictwie – mówi Andor o swoim następcy. – Ale jest doświadczony i koncyliacyjny, chociaż nie ma silnej pozycji. Na Węgrzech nikt zresztą nie ma silnej pozycji poza premierem.

Czarna polewka

Navracsics pojawił się na kongresie EPP w Rotterdamie na zaproszenie europosła Györgya Hölvényia, członka Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej (KDNP), partii-siostry Fideszu, który dzięki temu, że nie należy do samego Fideszu, nie musiał opuszczać szeregów EPP.

W Rotterdamie minister dostał czarną polewkę. Manfred Weber, który zastąpił Donalda Tuska na stanowisku przewodniczącego Europejskiej Partii Ludowej, odmówił spotkania z Navracsicsem. – Weber dał jasno do zrozumienia, że czas Fideszu w EPP się skończył i nie ma powrotu do tego, co było, dopóki w Budapeszcie rządzi Orbán – mówi proszący o anonimowość urzędnik EPP.

Orbán wyprowadził Fidesz z EPP w marcu 2021 r. po dwu latach zawieszenia w prawach członka. Chciał – jak sam to ujął w wywiadzie dla publicznego Radia Kossuth – "przeorganizować europejską prawicę", czyli założyć formację konkurencyjną wobec EPP, skupiającą ugrupowania nacjonalistyczne i skrajnie prawicowe. To się nie udało.

– Przekalkulował – ocenia Zsuzsanna Végh, analityczka Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych, paneuropejskiego think tanku. – Fidesz pozycjonował się w roli pomostu między PiS a partiami radykalnymi, włoską Ligą i francuskim Zjednoczeniem Narodowym Marine Le Pen. Okazało się, że zbyt wiele je różni, w tym podejście do Rosji, co wyrosło na kluczowy problem w ostatnich miesiącach.

Powrót do europejskiego głównego nurtu miałby pomóc Orbánowi w osiągnięciu jego najważniejszego celu – odblokowania środków europejskich. Na początku roku Trybunał Sprawiedliwości UE oddalił wniesione przez Węgry i Polskę skargi podważające mechanizm warunkowości, który uzależnia korzystanie z finansowania z budżetu Unii od poszanowania przez państwa członkowskie zasad praworządności. Budapeszt nie może też korzystać z ponad 7 mld euro z Funduszu Odbudowy po pandemii, bo rząd nie przekonał Komisji Europejskiej, że ochroni pieniądze przed korupcją.

Żeby załatać dziury w budżecie nadwerężonym przez walkę z Covid-19 i hojne wydatki socjalne z okresu kampanii wyborczej, rząd ogłosił program cięć budżetowych i wzrostu podatków dla różnych branż, od bankowości przez energetykę po lotnictwo. Bloomberg ustalił też, że Węgry wynajęły pięć międzynarodowych banków do obsługi sprzedaży państwowych obligacji długoterminowych w euro i dolarach.

Dyplomata unijny, który prosi o niepodawanie nazwiska, zapytany, pod jakimi warunkami Unia jest w stanie przymknąć oko na sprawę praworządności, mówi: – Absolutnie nie ma takiej możliwości. Dyplomata opisuje Orbána jako twardego negocjatora: – Tylko że wyróżnia się na tle innych liderów, którzy są znacznie bardziej otwarci na poszukiwanie kompromisu. Orbán natomiast jest szczęśliwy, kiedy może coś zablokować, jeśli czuje, że to zagraża jego priorytetom.

KLIKNIJ W OKŁADKĘ, BY SIĘ PRZENIEŚĆ DO AKTUALNEGO WYDANIA "POLITYKI"

Okładka tygodnika "Polityka"
Okładka tygodnika "Polityka"© Polityka

Pogłębiona zależność

To eufemistyczne określenia na niedawne zachowanie Orbána – inni rozmówcy używają słów "szantaż" i "zastraszanie" – który próbował storpedować szósty pakiet sankcji wobec Rosji. Obejmował on m.in. embargo na ropę naftową i wpisanie na listę osób objętych sankcjami Cyryla, patriarchę moskiewskiego i całej Rusi – i bliskiego stronnika Putina, który "pobłogosławił" wojnę na Ukrainie.

Podczas 12-letnich rządów Orbána Węgry pogłębiły zależność od Moskwy w stopniu nieporównywalnym z postkomunistycznymi poprzednikami. Według wyliczeń Polskiego Instytutu Ekonomicznego, w latach 2016–2019 dostawy gazu ziemnego importowanego z Rosji na Węgry skoczyły o 29 proc; to rekordowy wzrost w UE. Z Rosji pochodzi łącznie 95 proc. importowanego gazu, a także 60–65 proc. ropy naftowej. Rosyjski Rosatom jest też zaangażowany w rozbudowę dwu bloków jądrowych w węgierskiej elektrowni Paks.

Opór wobec obostrzeń na energetykę dało się zatem wytłumaczyć. Kluczowe znaczenie ma dla Orbána nie niezależność, a cena: obniżenie cen energii dla gospodarstw domowych oraz wprowadzenie maksymalnych cen benzyny i oleju napędowego przyczyniło się bowiem do zwycięstwa Fideszu w wyborach parlamentarnych odpowiednio w 2014 i 2022 r. W tych ostatnich pomogło mu także wymyślone naprędce hasło wyborcze "pokój i bezpieczeństwo", którego gwarantem Orbán mianował sam siebie. A każdy, kto wyrażał poparcie dla Ukrainy, dostawał łatkę zwolennika wojny.

Jednak od czasu wyborczego triumfu wojna staje się dla Orbána coraz większym kłopotem. – Za późno zorientował się, jak wielkie negatywne konsekwencje niesie ona ze sobą – mówi Daniel Hegedüs, analityk German Marshall Fund. – Przed wojną udawało mu się osiągać wszystkie cele w polityce zagranicznej: był postrzegany jako lider Europy Środkowej i głos prawicowych autokratów, budował przyjacielskie relacje z Rosją i Chinami, a jednocześnie szczodrze korzystał z funduszy unijnych. On chciałby, żeby tak było nadal, ale do status quo ante nie ma już powrotu.

Źródło korzyści

Zdziwienie w europejskich stolicach wzbudził szczególnie sprzeciw wobec sankcji na Cyryla, motywowany rzekomą troską o wolność religijną. Trudno się bowiem było dopatrzeć, co Węgry na tym zyskują. – Dotychczas panowało przekonanie, że Orbán sprawia problemy, ale i tak prędzej czy później uda się z nim dogadać. Tak już nie jest – mówi analityczka Végh. – Wielu liderów jest sfrustrowanych, a nawet przestraszonych. Jeśli ktoś cię szantażuje, trudno traktować go jak partnera.

To działa też w drugą stronę: Orbán utwardza się w swoich przekonaniach, bo jest izolowany i ma poczucie lekceważenia, chociaż dysponuje bodaj najsilniejszym mandatem demokratycznym w całej Unii. Ale zdaniem Hegedüsa sytuacja, w jakiej dzisiaj znalazł się premier Węgier, jest wynikiem jego własnych błędów: nieudanej próby budowy skrajnie prawicowej frakcji w Parlamencie Europejskim, prorosyjskiego języka i skłócenia się z najbliższymi sojusznikami, w tym z Prawem i Sprawiedliwością i niemiecką chadecją.

Eksperci twierdzą, że konfrontacyjną politykę można częściowo tłumaczyć zmianami w otoczeniu premiera Orbána. W zeszłym roku z funkcji jego najbliższego doradcy ds. europejskich zrezygnował Péter Gottfried, ekonomista i profesjonalny dyplomata. Był jednym z doświadczonych technokratów, którzy dołączyli do ekipy Orbána po jego pierwszym wielkim zwycięstwie w 2010 r. Od tego czasu to pokolenie – na czele z byłym ministrem spraw zagranicznych, Jánosem Martonyim – jest stopniowo marginalizowane.

Ustępują miejsca młodszym i bardziej lojalnym – i to właśnie młodzi forsują ostrzejsze stanowisko. Formalnie za sprawy europejskie odpowiada sekretarz stanu w MSZ János Boka. Ale za osoby mające największy wpływ na premiera uchodzą ambitni 40-latkowie z jego najbliższego kręgu: szef kancelarii Gergely Gulyás, odpowiedzialny za służby specjalne, Antal Rogán, minister odpowiedzialny za komunikację rządu oraz minister spraw zagranicznych Péter Szijjártó.

Gottfried nie chce rozmawiać. "Jako że zakończyłem już swoje obowiązki rządowe związane ze sprawami europejskimi, nie wydaje mi się, że to ja powinienem prezentować politykę europejską nowego rządu" – pisze w mailu i odsyła do Boki, który w ogóle nie odpowiada. W Budapeszcie Gottfried cieszył się opinią umiarkowanego pragmatyka. Mówi się, że zrezygnował, bo nie udało mu się przekonać premiera, że Fidesz nie powinien był wychodzić z EPP.

Co prawda, do Brukseli Orbán wysłał ekipę profesjonalistów (pracami Stałego Przedstawicielstwa Węgier przy UE kieruje doświadczony dyplomata Tibor Stelbaczky), ale i tak panuje przekonanie, że najważniejsze decyzje są podejmowane w Budapeszcie. Mówi cytowany urzędnik unijny: – Brałem udział w negocjacjach, które musiały być kilkakrotnie przerywane po to, żeby węgierscy koledzy mogli zadzwonić do kraju po instrukcje. To model znacząco odmienny od tego, jaki preferują inne państwa członkowskie. One przekazują większą odpowiedzialność w ręce swoich przedstawicieli.

Nasz rozmówca dodaje: – Od pewnego czasu widzimy, że stanowisko Orbána staje się coraz mniej pojednawcze. Traktuje Unię utylitarnie, wyłącznie jako źródło korzyści. Ale Unia też to już wie i widzi.

DARIUSZ KAŁAN Z BUDAPESZTU

Wybrane dla Ciebie