Odpuśćmy sobie Europę, stawiajmy na zbawienie
Trudno powiedzieć, czy nam Polakom bardziej zależy na doczesnym dobrobycie czy na wiecznym zbawieniu? Wydawać by się mogło, że na tym pierwszym, bo ciągle się czegoś domagamy, ciągle narzekamy na biedę, zarobki, wykluczenie, brak troski; w wielu sprawach strajkujemy, ale jak przyjdzie co do czego to pasujemy i idziemy się modlić, by uzyskać zbawienie. W ostatnią niedzielę Polacy tłumnie zgromadzili się na mszach, masowo ruszyli na pielgrzymki, a politycy z zapałem godnym świętych odwiedzali sanktuaria, gdy tymczasem frekwencja w prawyborach do parlamentu europejskiego wyniosła niespełna 3%.
Może więc lepiej odpuścić sobie tę Europę i konsekwentnie postawić na zbawienie? Wszak po to by je uzyskać, wystarczy pokornie znosić biedę, niesprawiedliwość, dyskryminację, złe traktowanie, niskie zarobki, bo to właśnie zostanie nagrodzone. Tak mówią nam błogosławieństwa. I jeszcze: „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie..” (Mt.6.19). Może powinniśmy wycofać się z Unii Europejskiej i stworzyć jedyny kraj na Ziemi, który stawia na życie wieczne, a nie doczesne?
Nie wiem czy frekwencja w Kościołach i na pielgrzymkach przekłada się jakoś na gwarancję uzyskania dobrej lokaty w raju, ale z pewnością frekwencja w wyborach do Parlamentu Europejskiego tworzy wizytówkę naszej (nie)obecności w Europie. Jaką siłę mogą mieć w niej nasi przedstawiciele skoro stoi za nimi mniej niż 10% obywateli? Jakie roszczenia dotyczące dobrobytu Polaków mogą wysuwać posłowie, gdy Polacy nie potrafią przełożyć swych żądań na aktywność polityczną? Przecież nawet gdybyśmy wszyscy chcieli, by cała Unia Europejska stała się katolicka, bogobojna, rodzinocentryczna i zwrócona w kierunku spraw ostatecznych, musielibyśmy wysłać tam przedstawicieli, którzy staliby się rzecznikami owych pragnień. Ale nawet tego nie jesteśmy w stanie zrobić. Bo nie tylko nie głosujemy na tych, którzy pretendują do objęcia roli wspomnianych rzeczników, ale nie głosujemy w ogóle i do głosowania odwracamy się plecami.
Swego czasu Solidarność głosiła hasło „nie ma wolności bez solidarności”, dziś trzeba sobie powiedzieć „nie ma dobrobytu bez uczestnictwa”, bez politycznej partycypacji. Głos Polski w Europie będzie rachityczny i słaby, tak jak rachityczna jest nasza aktywność wyborcza. I nie powinniśmy mieć pretensji, że nasze interesy są źle reprezentowane, skoro mało kto na kształt tej reprezentacji wpływa. W Ewangeliach czytamy: „oddajcie Bogu co boskie, a cesarzowi co cesarskie”. Polska religijność nie poniesie żadnych szkód, gdy zwiększy się aktywność obywatelska i polityczna. Ale bez tej aktywności chora będzie nie tylko religijność, ale przede wszystkim sama Polska.
Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski