Odmrażanie gospodarki. Koziński: "Póki co, polityki w tym procesie nie widać" [OPINIA]
Czy fakt, że od 4 maja znów będzie można korzystać z muzeów i centrów handlowych należy łączyć z wyborami prezydenckimi? Wyciąganie politycznych wniosków z decyzji o tempie odmrażania gospodarki to jednak nadużycie.
W czasach komunizmu w Związku Sowieckim oraz jego satelitach kwitła nieformalna dziedzina naukowa, która zyskała nazwę kremlinologii. W skrócie, chodziło w niej o to, by ustalić, jaka jest hierarchia na szczytach władz w ZSRR. Wiadomo było, że formalne tytuły typu premier, minister, członek Politbiura nie miały praktycznego znaczenia. Właściwą hierarchię na Kremlu starano się odczytać z gestów, zachowań dostojników.
Na przykład na podstawie kolejności wchodzenia dygnitarzy na trybunę honorową podczas defilady 1 maja odczytywano, kto ma dostęp do ucha I Sekretarza, a kto z jego łask wypadł. Właśnie tym zajmowali się kremlinolodzy – specjaliści od kremlinologii.
Teraz w Polsce wyrasta nowa kategoria pseudonaukowa: koronawirusologia. I – podobnie jak jej kremlinologia – odważnie wchodzi w obszar polityki. Są do tego podstawy?
Odmrażanie gospodarki. Demokratyczna pandemia
Tu jest właśnie największy problem z jej praktycznym zastosowaniem. Kremlinologia była wyjątkowo mało precyzyjnym narzędziem do analizy sytuacji na szczytach władzy w ZSRR – ale i tak najlepszym z dostępnych. Wolnych mediów w czasie komunizmu nie było, niezależnego dostępu do dostojników na moskiewskim Kremlu także nie. Pozostawały tylko mocno naciągane analizy i domniemania.
Wiadomo, że tonący brzytwy się chwyta – ale tak samo dobrze wiadomo, że wśród ślepych jednooki królem. W czasach Kraju Rad lepszych narzędzi nie było – dlatego też kremlinolodzy cieszyli się pewnym poważaniem i autorytetem.
Tyle że teraz jesteśmy w całkowicie innej sytuacji. Akurat koronawirus jest wyjątkowo demokratyczną epidemią – każdy kraj cierpi z jego powodu w podobny sposób. Jedni sobie radzą lepiej, inni gorzej, ale przede wszystkim to konsekwencja strategii radzenia sobie z chorobą przez poszczególne rządy, a nie tego, że w jednych państwach wirus jest bardziej złośliwy, a w innych mniej.
A ponieważ pandemia dotyka wszystkich w sposób wyjątkowo demokratyczny, to łatwo porównywać działania poszczególnych państw. Na podstawie wyraźnie widać, że Polska ani nie idzie w awangardzie tempa otwierania gospodarki, ani też specjalnie tych działań nie opóźnia. Ot, średnia środkowoeuropejska. Słowacja trochę później niż Polska otwiera centra handlowe, ale już Węgry rozpoczną proces odmrażania gospodarki tak jak my – 4 maja. Z kolei Czesi biblioteki, muzea, centra handlowe, ale też siłownie uruchomili w ostatni poniedziałek.
Odmrażanie gospodarki. Bez koronawirusologii
Jedyne, co rzuca się w oczy, to komplikacje, jakie się pojawiają przy kolejnych decyzjach dotyczących tempa otwierania gospodarki. Na początku rząd przedstawił cztery etapy jej odmrażania. Pierwszy wprowadzono w poprzedni poniedziałek. Ale już ogłoszenie etapu kolejnego szło jak po grudzie.
Konferencje w tej sprawie przesuwano dwa razy, zamiast w poniedziałek miała miejsce w końcu w środę. Dodatkowo okazało się, że precyzyjny podział na kolejne etapy szybko się zatarł – bo w ostatniej decyzji pojawiły się elementy i z drugiego, i z trzeciego etapu. Wrażenie chaosu i poplątanie wszystkiego ze wszystkim jest jak najbardziej uzasadnienie.
Tylko czy ten chaos należy tłumaczyć tym, że decydenci z tyłu głowy mają termin 10 maja, kiedy mają się odbyć (według planów przynajmniej) wybory prezydenckie? Taka teza wydaje się mocno przesadzona. Z dwóch powodów.
Po pierwsze premier Mateusz Morawiecki na konferencji prasowej wyraźnie powiedział, iż jest niewykluczone, że do wyborów dojdzie 17 lub 23 maja. Pomijając już nawet opinie konstytucjonalistów, twierdzących, że przesunięcie ich na ten termin jest niemożliwe. Ciekawsze w tej wypowiedzi jest coś innego – że data 10 maja nie jest dogmatem i że może ulec zmianie.
I drugi argument. Czy naprawdę tempo luzowania gospodarki jest takie, żeby ogłosić wszem i wobec, że epidemia jest już opanowana i w związku z tym można organizować wybory? Nawet po 4 maja więcej rygorów będzie obowiązywać niż będzie zniesionych – trudno więc w jakikolwiek sposób w ten sposób bronić tezę, że rząd luzuje gospodarkę, by pokazać, że można organizować głosowanie.
Nie wiadomo, kiedy wybory prezydenckie 2020 się odbędą. Więcej będziemy wiedzieć dopiero 7 maja, gdy Sejm zajmie się ustawą o głosowaniu korespondencyjnym. Ale grę polityczną będziemy obserwować wtedy.
Dopatrywać się jej teraz, w bardzo ostrożnym luzowaniu gospodarki, jest nadinterpretacją. To sam w sobie jest proces tak skomplikowany i obarczony tak dużym marginesem błędu. Dopatrywanie się tak ukrytych znaczeń i drugich den jest zwyczajnie złą wolą.
W przypadku tej pandemii widać wystarczająco dużo. Nie trzeba korzystać z narzędzi typowych dla koronawirusologii.