Oczy zwrócone na PiS. "Większy kłopot mamy z prezydentem niż z Tuskiem"
- Gdybyśmy reagowali na każdy spęd opozycji, to oni grzmieliby, że panikujemy. Trzymamy się swojego kalendarza - mówią politycy PiS. Jeden z nich przyznaje, że Donald Tusk może podziękować prezydentowi Dudzie. - Gdyby nie jego podpis pod ustawą o komisji, na marszu byłoby dwa razy mniej osób - mówi.
06.06.2023 | aktual.: 06.06.2023 08:17
Zmian w kalendarzu nie będzie, choć narady w biurze partii przy ul. Nowogrodzkiej lada chwila się zaczną. Jak wynika z informacji Wirtualnej Polski, PiS nie planuje przyśpieszać kolejnej partyjnej konwencji i w ten sposób odpowiadać na marsz opozycji.
- Trzymamy się własnego harmonogramu. Robimy swoje. Na pewno możecie się spodziewać ciekawych inicjatyw w tym miesiącu - mówi nieoficjalnie w rozmowie z Wirtualną Polską jeden z polityków PiS.
Nie zdradza jednak, co szykuje jego partia. - Nic nie słyszałem, żebyśmy robili coś szczególnego w najbliższym czasie. Nasza aktywność na pewno nie będzie zależeć od tego, co robi Platforma - podkreśla inny z przedstawicieli partii rządzącej.
Od działaczy PiS słyszymy, że konwencja partyjna - druga odsłona "programowego ula" - planowana jest na drugą połowę czerwca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Nic nie wiem o tym, byśmy coś przyspieszali. Najważniejszy był pierwszy "ul" kilka tygodni temu. Teraz raczej polityka będzie zwalniać, bo idą wakacje. Dlatego mocniejszego akcentu kampanijnego z naszej strony należy spodziewać się bliżej końca miesiąca - słyszymy od naszego rozmówcy.
Konwencja PiS - jak mówią nam w partii - może odbyć się w któryś z dwóch ostatnich weekendów czerwca. Potem dwa miesiące przerwy i ostatnia konwencja we wrześniu. - Ma być największa w kampanii - przyznaje jeden z informatorów.
Partyjne przekazy
I to można powiedzieć z całą pewnością - na dziś PiS na pewno nie zamierza organizować kontrmanifestacji dla marszu, który przeszedł 4 czerwca ulicami Warszawy.
- To byłoby kompletnie bez sensu. Poza tym tak liczne manifestacje partie są zdolne robić tylko wtedy, gdy są w opozycji. To naturalne, że najgłośniej demonstruje się przeciwko komuś, a nie za kimś. Myśmy w opozycji też takie marsze robili - twierdzi polityk obozu władzy. Marsz opozycji - według danych warszawskiego ratusza - zgromadził 500 tys. osób.
Czy zatem PiS szykuje inną odpowiedź? Zapytaliśmy o to m.in. rzecznika PiS Rafała Bochenka oraz dyrektora biura Jarosława Kaczyńskiego Michała Moskala, ale odpowiedzi nie otrzymaliśmy.
Wiemy za to, że sztab PiS ma spotkać się w tym tygodniu i przeanalizować aktualną sytuację polityczną.
Jak pisaliśmy w Wirtualnej Polsce, politycy PiS oficjalnie marsz 4 czerwca bagatelizują; mówią o niskiej frekwencji (w rzeczywistości na marszu było między 300 a 400 tys. osób), nazywają manifestację "marszem nienawiści", na którym "nie było żadnego programu", i przekonują, że jedynym zwycięstwem Donalda Tuska było to, że "rozegrał Hołownię i Kosiniaka".
Powtarzają również, że "marsz jest dowodem na to, że demokracja w Polsce ma się świetnie". Takie też stwierdzenia miały znaleźć się w partyjnych przekazach rozsyłanych kilka razy w tygodniu do polityków PiS.
Nie przesadzić
Swoje robią także prorządowe media. Niektórzy - jak portal wPolityce.pl - którego autorzy zasłynęli tym, że udostępnili rosyjskiemu ambasadorowi swoje łamy tuż po wybuchu wojny - porównują uczestników marszu do "bojówek komunistycznych i nazistowskich". Podobny przekaz wylewa się z telewizji państwowej.
Ale niektórzy politycy PiS przestrzegają przed używaniem takich porównań. - Nie ma co jechać po bandzie. Każdy ma prawo protestować. Jeśli nie będziemy mieli do siebie szacunku, to naprawdę przed wyborami zrobi się niebezpiecznie - słyszymy od naszego rozmówcy.
Polityk PiS dodaje, że "PO musi ogarnąć język nienawiści Lisa i Seweryna", a "PiS musi pokazywać, że nie zniża się do takiego poziomu".
Nieoficjalnie jednak niektórzy przedstawiciele władzy z uznaniem twierdzą, że "marsz wyszedł Tuskowi". - Przyznam, że jestem zdziwiony, że Tuskowi udało się ściągnąć również tych mniej zainteresowanych polityką na co dzień. A wiem o tym, bo kilka osób z mojej rodziny, wcale nie wyborców Platformy, pojechało do Warszawy. Po prostu, żeby zobaczyć to z bliska - przyznaje w rozmowie z WP rozmówca związany z PiS.
Emocje z pewnością będą miały duże znaczenie w kampanii. PiS to wie. Między innymi dlatego partia rządząca - jak słyszymy - będzie chciała skupić się na konkretach. I stawiać na to, by prezentować kolejne programowe pomysły i przypominać to, co udało się już zrealizować. - Ludzi interesują namacalne osiągnięcia. Tu ogarnięte, to zrobione, tamto odhaczone, to działa itd. Jesteśmy z tym kojarzeni i do wyborów będziemy szli z takim właśnie przekazem. Mniej krzyku na ulicach, więcej pracy - mówi polityk PiS.
Stąd pomysł na trasę Jarosława Kaczyńskiego pod hasłem "Trasa dotrzymanego słowa". Prezes PiS w ramach objazdu kraju z czołowymi politykami PiS (ostatnio z Tomaszem Porębą i Mariuszem Błaszczakiem) występuje w miejscach, gdzie wyborcy "widzą sprawczość" rządzących. Tak było w przypadku drogi via Carpatia czy muru przy granicy z Białorusią. - Kolejne takie spotkania w weekend - słyszymy w centrali PiS.
Prezydent ratuje marsz Tuska
Co jeszcze mówią w kuluarach rządzący po marszu opozycji? Nawiązują do piątkowego oświadczenia prezydenta Andrzeja Dudy.
Polityk PiS przyznaje: - Szczerze mówiąc, większy kłopot mamy z prezydentem niż z Tuskiem. W tym tygodniu kierownictwo zapewne będzie się naradzać, co zrobić z nowelizacją. Na pewno nie można wywoływać wrażenia jakiegoś sporu w obozie. Wszyscy musimy grać do jednej bramki.
Chodzi o ustawę powołującą komisję ds. wpływów Rosji. Duda ją podpisał, ale kilka dni później zaproponował nowelizację, która znaczącą łagodzi pierwotną (i obowiązującą już) jej wersję. - To było niezbyt mądre i wyglądało na nieprzemyślane. Prezydent nie ustał na nogach, dał się zmiękczyć pod presją. Z jednej strony podpisem ustawy napędził Tuskowi maszerujących, z drugiej proponuje teraz kłopotliwą nowelizację. A my znów będziemy się głowić w Sejmie, co zrobić. Opozycja tylko korzysta - przyznaje jeden z działaczy.
Inny mówi: - Gdyby nie podpis Andrzeja, na marszu byłoby o połowę mniej ludzi. Donald powinien prezydentowi podziękować.
Minister Marcin Horała w programie "Tłit" dzień po marszu przyznał, że nowelizacja prezydenta była dla niego zaskoczeniem i że nie można doprowadzić do sytuacji, że "komisja ds. badania wpływów Rosji będzie fikcyjna".
Szkopuł w tym, że ustawa o komisji "lex Tusk" to był pomysł PiS. Rozmówcy z partii rządzącej zwracają jednak uwagę, że gdyby nie pośpiech głowy państwa z podpisem, sukcesu frekwencyjnego opozycji na marszu by nie było. - Wystarczyło poczekać kilka dni i złożyć podpis po marszu - twierdzą niektórzy.
Prezydent Duda 4 czerwca przebywał poza Warszawą.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl