"Szok dla obu stron". Tak wygląda sytuacja na granicy
Naukowcy z Wydziału Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego pojechali w okolice strefy stanu wyjątkowego. Jeden ze strażników powiedział im, że "nie stać go na spodnie, w jakich widzi uchodźców". - Klisze, jakie mamy w historiach wojennych, to są klisze kogoś, kto idzie w łachmanach, jest chudy, a tutaj mamy zderzenie z kimś, kto jeśli ucieka, to jest do tego przygotowany - opowiedziała TOK FM dr Sylwia Urbańska.
W 183 miejscowościach na polsko-białoruskim pograniczu wciąż obowiązuje stan wyjątkowy. Dr Sylwia Urbańska i dr hab. Przemysław Sadura z Wydziału Socjologii UW pojechali do miejscowości sąsiadujących ze stanem wyjątkowym, aby przeprowadzić krótkie badania etnograficzne i zobaczyć, jak wygląda tam sytuacja.
Codzienność mieszkańców żyjących w stanie wyjątkowym
W rozmowie z TOK FM dr Urbańska przyznała, że już na początku prowadzenia badania dotknęły ich opowieści mieszkańców, którzy mówili o historiach cudzoziemców. Mieszkańcy uogólniali, opowiadali badaczom o tym, że zgłaszają "ich" do Straży Granicznej.
Naukowców z UW dotknął też "bezosobowy, dehumanizujący język, którym opisuje się przechodzących przez granicę ludzi", o czym napisali w swoim reportażu. Codzienność mieszkańców w strefie stanu wyjątkowego wygląda tak, że są tam ciągłe kontrole, przejeżdża wojsko, latają śmigłowce.
- To budzi różne emocje. Jedni mieszkańcy czują się bezpieczniejsi, ale tak naprawdę to jest uciążliwie. Mieszkańcy opowiadali, że na początku byli kontrolowani przez policjantów z karabinami, to przypominało stan wojenny tym, którzy go pamiętali. Generalnie obecność wojska, wzmocnionych sił Straży Granicznej budzi lęk przed wojną - mówi dr hab. Przemysław Sadura z Wydziału Socjologii UW.
Powszechne wyobrażenie uchodźców jest inne niż kiedyś
Wiele osób komentuje to, jak ubrani są uchodźcy. Jeden ze strażników zwrócił uwagę badaczom z Uniwersytetu Warszawskiego, że widział też rasowego kota, którego miał jeden z uchodźców.
- Nie stać mnie na ubrania, w jakich oni chodzą. Najtańsze dżinsy, jakie u nich widziałem, to były Lee. Rozumiecie? Lee. Ja mam spodnie z bazaru. Mają telefony lepsze od naszych, często najnowsze iPhone’y. Wcześniej takich nie widziałem. Włosy przycięte elegancko - powiedział jeden ze strażników.
Dr Urbańska w rozmowie z TOK FM wyjaśniła, że to wszystko mówi o różnicy klasowej i spotkaniu różnych grup społecznych w jednym miejscu.
- Powszechne wyobrażenie uchodźców, klisze, jakie mamy w historii wojennych, to są klisze kogoś, kto idzie w łachmanach, jest chudy, a tutaj mamy zderzenie z kimś, kto jeśli ucieka, to jest do tego przygotowany. Musi mieć kontakt z rodziną, więc ma bardzo dobry telefon, wytrzymałe ciuchy - dodała.
"Szok dla obu stron"
Z kolei dr hab. Sadura zwraca uwagę na to, że "przed talibami ucieka przede wszystkim inteligencja i wielkomiejska klasa średnia".
- Sprzedali dobra, które posiadali, mieszkania, zapłacili za przemyt, kupili dobre markowe ciuchy, żeby nie rzucać się w oczy w zachodnioeuropejskich miastach. W tym wszystkim wylądowali, ku swojemu zdziwieniu, na podlaskiej wsi. To jest szok dla obu stron - podsumował naukowiec.
Źródło: TOK FM