Obawy lidera PiS. "Buksujemy". W partii niepokój

Jarosław Kaczyński radykalizuje przekaz, bo - w obliczu kłopotów swojego ugrupowania - chce skonsolidować najtwardszy elektorat i zewrzeć partyjne szeregi. - Prezes chce pokazać, że po prawej stronie nikt się oprócz PiS nie liczy - twierdzi jeden z polityków tej partii. Nie wszyscy pochwalają tę "strategię": - Buksujemy - narzeka działacz PiS.

Jarosław Kaczyński ma powody do obaw
Jarosław Kaczyński ma powody do obaw
Źródło zdjęć: © EAST_NEWS | Jacek Dominski/REPORTER
Michał Wróblewski

"Najazd na Polskę", "likwidacja państwa polskiego", "operacja pacyfikacyjna" na Polakach - tak, radykalizując przekaz, Jarosław Kaczyński określa działania obecnej władzy.

Takie słowa padły na zorganizowanej we wtorek 9 lipca demonstracji "w obronie praworządności i ks. Michała Olszewskiego". To kapłan, który otrzymał zarzuty w związku z praniem pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości i ustawianiem konkursów. PiS twierdzi, że Olszewski był "torturowany" w areszcie. Siedzi w nim do dziś.

PiS księdza wzięło sobie na sztandary. I to niemal dosłownie - jego wizerunek pojawił się na transparentach, które trzymali działacze i zwolennicy PiS na demonstracji przed Sejmem.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Nie mamy nic przeciwko temu, żeby tam, gdzie są wątpliwości, było to wyjaśniane. Ale to jest wyjaśniane, jak to się mówi zbyt łagodnie, jako "areszty wydobywcze". To wiemy ze sprawy, która powstała wokół Funduszu Sprawiedliwości. To są tortury według definicji Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Takie tortury wobec nie dwóch, a trzech osób są stosowane - stwierdził Jarosław Kaczyński, powielając przekaz sprzyjających PiS-owi mediów.

Przy okazji uderzał w rząd, mówiąc o "bandytach", którzy zbudowali "kartel III RP", chcą z Niemcami "likwidować państwo" (wcześniej na Polskę "najeżdżając"), a teraz przeprowadzają "operacją pacyfikacyjną przeciwko Polakom".

- Prezes używa tego języka adekwatnie do, jego zdaniem, zaistniałej sytuacji. Nie chcę tego komentować, ale nietrudno zauważyć, że jest to przekaz pod wyborców PiS. Widocznie zdecydował, że teraz trzeba zwierać szeregi, konsolidować się, zwłaszcza że ostatnio nie było nam łatwo - przyznaje jeden z polityków PiS.

- Pocieszać może fakt, że widać, że ci wyborcy odpłynęli do koszyka "niezdecydowanych". Po prostu nie interesują się polityką, odpuszczają w wakacje. Ale my, jak odpuścimy, to możemy ich stracić na amen - mówi jeden z działaczy.

Stąd ciągłe podgrzewanie emocji przez prezesa PiS. Pytanie, czy to jednak skuteczna droga? - To granie starych melodii. Ale na zardzewiałych instrumentach - przyznaje kolejny rozmówca.

Wedle naszych informacji, w PiS wciąż czuć napięcie po wielotygodniowej, politycznej wojnie wewnątrz partii o sejmik małopolski. Relacjonowana przez media w całym kraju kłótnia między politykami formacji Jarosława Kaczyńskiego skończyła się tym, że kilku z nich jest już poza partią, a niepewna swojej politycznej przyszłości może być m.in. Beata Szydło (o czym pisaliśmy w WP).

Niepokój wywołują także kolejne ataki ze strony Jana Krzysztofa Ardanowskiego - popularnego na prawicy polityka - który zapowiedział utworzenie nowej formacji politycznej i powołanie koła (a docelowo: klubu) poselskiego.

Ardanowski odchodzi z PiS, a o władzach tej partii - na czele z prezesem - odpowiada w wywiadach najgorsze rzeczy.

PiS wciąż ma też problem z dobrym wynikiem Konfederacji w wyborach parlamentarnych, a także tym, że nie jest w stanie z tą formacją nawiązać jakiejkolwiek współpracy. - Ciągle będziemy przez nich podgryzani, dla nich PiS i PO to jedno zło - powtarzają ludzie Kaczyńskiego.

PiS podzielony ws. ziobrystów

W dodatku PiS podzielone jest w tym, jak podchodzić do Suwerennej Polski, którą kieruje dziś Patryk Jaki. Popularny europoseł miał zirytować część polityków PiS swoim wystąpieniem na demonstracji przed Sejmem (bo "przegadane", "dłuższe od prezesa" - to opinie posłów PiS), a także niezdecydowaniem co do statusu swojej partii w ramach Zjednoczonej Prawicy.

- Wystąpienia były za długie. Demonstracja nie do końca wyszła, to był wtorek, upał, ludzie jeszcze nie zdążyli wrócić z pracy, wszyscy byli zmęczeni - mówi jeden z posłów PiS.

Jarosław Kaczyński ma także kłopot z aferą Funduszu Sprawiedliwości. Nowogrodzka zdecydowała jednak, że stanie murem za politykami Suwerennej Polski, którzy kontrolowali Fundusz.

Prezes wyszedł z prostego założenia: w obliczu tak "zamordystycznej" (jak mówią w PiS) władzy, trzeba zwierać szeregi i nie ustępować. Trzeba mówić jasno, dosadnie, ostro - tak, jak za czasów opozycji w latach 2010-2015.

- Przez kilka miesięcy będzie czas opozycji totalnej. Kampania prezydencka będzie wyglądać inaczej. Ale tylko trochę - żartuje jeden z posłów PiS.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W "totalnym" przekazie nieoczekiwanie wsparł PiS prezydent Andrzej Duda. Polityk w rozmowie z TV Republika stwierdził, mówiąc o obecnym rządzie, że "albo mamy do czynienia z ludźmi, którzy pozwalają kraść i uczestniczą w tym procederze, albo pozwalają kraść, bo nie umieją sobie poradzić". - Tak czy siak, oznacza to, że są niedołęgami, nie umieją zarządzać polskim państwem - stwierdził Duda.

Głowie państwa odpowiedział Donald Tusk. "Pojechać do Waszyngtonu na szczyt NATO, żeby napluć w telewizyjnym wywiadzie na polski rząd i zapowiedzieć kolejne weta. Nie na tym polega misja prezydenta. Wstyd" - napisał szef rządu.

W czwartek na agendę kolejny temat spróbował "wrzucić" Jarosław Kaczyński. Mówił o "przygotowywanym ataku na Kościół". - My tutaj spodziewamy się wszelkich akcji, które zmierzają do tego, żeby Polska była bezradna, spacyfikowana, jest przygotowywany atak na Kościół, potężny - stwierdził prezes PiS.

O co chodzi? - Nie wiem, naprawdę - mówi jeden z posłów PiS. Kolejny zaleca "poczekać".

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (490)