Ziobro tłumaczył Kaczyńskiemu wydatki z Funduszu Sprawiedliwości. Prezes PiS wie o zagrożeniu
Zbigniew Ziobro miał tłumaczyć się prezesowi PiS z wydatków z Funduszu Sprawiedliwości. Nikt oprócz nich nie zna jednak szczegółów tych rozmów. Jarosław Kaczyński spodziewa się, że Państwowa Komisja Wyborcza może podważyć wydatki komitetu wyborczego PiS na kampanię.
01.07.2024 | aktual.: 02.07.2024 07:38
Zbigniew Ziobro miał kilkukrotnie tłumaczyć się Jarosławowi Kaczyńskiemu z wydatkowania pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości. Odpowiedział też na list lidera PiS w tej sprawie - słyszymy.
Szczegóły? Nawet rzecznik Suwerennej Polski ich nie pamięta. - To było dawno - mówi.
Kaczyński ostrzega Ziobrę
- O Funduszu Sprawiedliwości prezes i minister sprawiedliwości rozmawiali pewnie kilka razy. Po przekazaniu ministrowi tego listu także. Z tego, co wiem, to raczej bezpośrednio, bo spotykali się przy Nowogrodzkiej. Nie prowadzili polityki "epistolarnej", normalnie rozmawiali - przyznaje jeden z polityków PiS w rozmowie z Wirtualną Polską.
Zapytaliśmy go o ujawniony przez "Gazetę Wyborczą" list, w którym Kaczyński pisze do Ziobry, żeby zakazał politykom Solidarnej Polski (dziś Suwerennej) korzystania z Funduszu Sprawiedliwości w trakcie kampanii wyborczej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Zwracam się do Pana Ministra o natychmiastowe zakazanie kandydatom Solidarnej Polski korzystania z Funduszu Sprawiedliwości w trakcie kampanii wyborczej i jednocześnie zakazanie osobie odpowiedzialnej za dysponowanie środkami Funduszu przekazywania jakichkolwiek sum w trakcie kampanii lub też formułowania zobowiązań dotyczących przekazywania takich sum w przyszłości" - pisał przed wyborami do Sejmu w 2019 roku Kaczyński.
Ostrzegał Ziobrę przed odpowiedzialnością.
"Zwracam uwagę Pana Ministra, że przypadki, o których już w tej chwili mówi się w środowiskach naszej koalicji, o ile są prawdziwe, mogą przynieść fatalne skutki zarówno z punktu widzenia przebiegu kampanii, jak i ze względów związanych z jej rozliczeniem przed Państwową Komisją Wyborczą. Zmuszony jestem też stwierdzić, że w razie niezastosowania się do sformułowanego w piśmie zalecenia, pełna odpowiedzialność polityczna, a najprawdopodobniej także w innych wymiarach, będzie spoczywała na Panu" - czytamy w liście ujawnionym przez "Wyborczą".
Politycy PiS nieoficjalnie potwierdzają autentyczność listu. Większość z nich przyznaje jednak, że o nim nie wiedziało. Niemniej list jest wymieniony we wniosku prokuratury o uchylenie immunitetu Marcina Romanowskiego, więc wiele osób o nim słyszało. Niektórzy mieli nawet spodziewać się, że list prędzej czy później wypłynie.
List znaleziono podczas przeszukania domu byłego wiceministra sprawiedliwości Romanowskiego, który nadzorował przez lata Fundusz Sprawiedliwości.
Jak słyszymy, Ziobro w rozmowie z Kaczyńskim w centrali PiS miał odnosić się do treści listu. Tyle że było to prawie pięć lat temu, więc nikt o szczegółach nie jest w stanie powiedzieć.
Rzecznik PiS nie odpowiedział jeszcze na nasze pytania w tej sprawie, a rzecznik Suwerennej Polski Jacek Ozdoba odpiera krótko, że "list pewnie był odpowiedzią na pełno niesprawiedliwych zarzutów medialnych".
Prezes trzyma się z daleka
Szkopuł w tym, że w liście nie ma odpowiedzi, tylko przestrogi wyrażone pod adresem Ziobry. List pokazuje też, że prezes PiS wiedział, że w korzystaniu z Funduszu Sprawiedliwości mogło dochodzić do nieprawidłowości.
- Prezes zwracał się do Zbyszka na "pan" w tym liście, mimo że są na "ty". Więc sądzę, że spodziewał się, że list może wypłynąć. Stąd formalny charakter - twierdzi jeden z naszych rozmówców.
Przypomnijmy: politycy Suwerennej Polski z milionowych środków z funduszu dotowali m.in. wozy strażackie czy Koła Gospodyń Wiejskich głównie w swoich okręgach wyborczych, dzięki czemu za publiczne pieniądze mogli się promować i zwiększać swoje szanse w wyborach.
Było to tym bardziej wątpliwe, że - jak zwracały uwagę media, NIK oraz obecne kierownictwo rządu - fundusz miał służyć ofiarom przestępstw, a był wykorzystywany politycznie, wspomagając m.in. znajome organizacje i fundacje.
Dziś politycy Suwerennej Polski przekonują, że "wszystko odbywało się zgodnie z prawem". Z tym że prawo, które rozszerzało zakres korzystania z Funduszu, zmienili właśnie politycy Suwerennej Polski z politykami PiS.
Ci ostatni - jako większy koalicjant - ze środków funduszu korzystali w stopniu nieporównywalnie mniejszym niż ziobryści. Zdawali sobie jednak sprawę, w jaki sposób ich koledzy z Suwerennej wykorzystywali Fundusz Sprawiedliwości, bo ci chwalili się tym w mediach społecznościowych i na konferencjach prasowych.
O nieprawidłowościach w wykorzystywaniu środków z funduszu od wielu lat informowały media, a także alarmowała Najwyższa Izba Kontroli. Nawet Kancelaria Prezesa Rady Ministrów za czasów Mateusza Morawieckiego podnosiła w tej sprawie wątpliwości.
Ziobro jednak się tym nie przejmował. Kaczyńskiemu tłumaczył, że "wszystko jest w porządku" i "zgodnie z prawem". Prezes PiS miał nie drążyć i przyjmować wyjaśnienia ministra. Od funduszu - jak słyszymy - Kaczyński "trzymał się z daleka". Ale teraz i on może ponieść za to konsekwencje.
Powód? Możliwość zakwestionowania sposobu finansowania kampanii wyborczej przez Komitet Wyborczy PiS. To z tego komitetu właśnie kandydowali bowiem politycy Suwerennej Polski. Więc to za ich działalność PiS może odpowiedzieć, zwracając do budżetu państwa miliony złotych i nie otrzymując subwencji.
Jak słyszymy, taką możliwość bierze pod uwagę sam Kaczyński. - Ta władza do wszystkiego jest zdolna - miał stwierdzić prezes na jednym z zamkniętych spotkań w centrali PiS kilka tygodni temu.
Podkreślmy jednak, że Państwowa Komisja Wyborcza nie jest organem rządowym.
Jak przypomina "Wyborcza", obie partie od 2015 r. wspólnie rozliczały wydatki kampanijne, bo startowały ze wspólnych list. Na tej podstawie PKW może wystąpić do PiS o zwrot subwencji za lata 2019-2023. Rocznie to ponad 25 mln zł.
Lawina komentarzy wokół "listu Kaczyńskiego"
List Kaczyńskiego opublikowany przez "Wyborczą" wywołał duże poruszenie wśród polityków.
"Jeśli list Kaczyńskiego jest prawdziwy, to stanowi dowód, że Kaczyński wiedział, że komitet wyborczy PiS łamie przepisy ordynacji wyborczej i PKW musi cofnąć PiS dotacje dla partii politycznych" - pisze minister sportu Sławomir Nitras, polityk KO.
Były szef MSWiA Marcin Kierwiński, który dostał się do Europarlamentu, dodaje: "Kaczyński, mając świadomość przekrętów w ramach Funduszu Sprawiedliwości, faktyczne je sankcjonował. Patologia polityki w obrzydliwej skali. Wicepremier ds. bezpieczeństwa…".
Poseł KO Marek Sowa uważa, że "Państwowa Komisja Wyborcza powinna odebrać Prawu i Sprawiedliwości subwencję partyjną".
Poseł Lewicy Tomasz Trela dodaje, że "Kaczyński już kilka lat temu wiedział, że chłopcy od Zbigniewa Ziobro z Funduszu Sprawiedliwości zrobili sobie fundusz wyborczy. Szef mafii wiedział, nie cieszył się, ale pozwalał im to robić dalej. PiS to złodziejstwo w czystej postaci".
Jak twierdzą rozmówcy w PiS, możliwość odebrania subwencji PiS teoretycznie istnieje, ale uważają, że to byłby "skrajny scenariusz", który "raczej się nie wydarzy". - To byłby koniec demokracji w Polsce, próba "skasowania" legalnie działającej opozycji — twierdzi jeden z posłów formacji Kaczyńskiego.
Meandry prawne
Przypomnijmy: na początku czerwca Krajowe Biuro Wyborcze przekazało, że Państwowa Komisja Wyborcza otrzymała zawiadomienie z Ministerstwa Sprawiedliwości dotyczące Funduszu Sprawiedliwości.
Sprawa dotyczy zawiadomienia, które do KBW skierował szef MS Adam Bodnar. Minister chce, by PKW sprawdziła, czy wydatki dokonywane z Funduszu Sprawiedliwości były zgodne z zawartymi w Kodeksie wyborczym zasadami finansowania kampanii wyborczych. "Poprzednie kierownictwo MS przyznało w sumie 2043 dofinansowań na łączną sumę 224 mln zł, w tym 201,1 mln zł w okręgach, gdzie startowali kandydaci Suwerennej Polski" - podał Bodnar.
KBW przypomniało, że w wyniku badania przez PKW sprawozdanie finansowe partii może zostać przyjęte bez zastrzeżeń, przyjęte ze wskazaniem uchybień lub odrzucone. Następuje to w drodze podjęcia przez Państwową Komisję Wyborczą uchwały, która opatrzona jest uzasadnieniem wskazującym podstawy faktyczne i prawne rozstrzygnięcia. Na uchwałę odrzucającą sprawozdanie dane ugrupowanie może odwołać się w skardze do Sądu Najwyższego.
"Konsekwencje odrzucenia sprawozdania (m.in. zmniejszenie kwoty przysługującej dotacji podmiotowej i zmniejszenie kwoty subwencji na działalność statutową partii lub utrata prawa do subwencji) określają przepisy właściwej ustawy" - dodało KBW.
Zastrzegło też, że "Państwowa Komisja Wyborcza nie zajmuje stanowiska w sprawach gospodarki finansowej partii politycznych i komitetów wyborczych w innej formie i nie komentuje informacji na ten temat przed podjęciem uchwał w tych sprawach". "Przy czym należy pamiętać, iż nie ma żadnej podstawy prawnej, która umożliwiałaby wznowienie postępowań w sprawach już zakończonych" - podało KBW.
I to właśnie stwierdzenie może wskazywać, że odebranie subwencji PiS będzie z punktu widzenia formalnego bardzo trudne. Niemniej dyskusja o tym będzie się toczyć.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl