Nowe zjawisko na rynku pracy. Mama i tata szukają pracy dla synka
Rodzice wyręczają dzieci w poszukiwaniu pracy, składaniu CV, negocjowaniu pensji, a nawet przejmują na siebie obowiązki związane z wysyłaniem synka i córeczki do pracy. Tak wygląda w praktyce nowe i zadziwiające branżę specjalistów zjawisko na rynku pracy.
Instytut naukowy Polskiej Akademii Nauk. Dzwoni telefon do pracownicy działu kadr. - Syn kończy w tym roku technologię żywności. Czy znalazłaby się dla niego jakaś oferta? Nie chce iść do biznesu, tylko wolałby zostać naukowcem i zająć się badaniami - tłumaczy rozmówca.
- Dlaczego sam nie zadzwoni? - pyta pracownik kadr.
- Pojechał do Barcelony, ci młodzi są przecież tacy zajęci - odpowiada matka.
Przyszła z mamą na rozmowę kwalifikacyjną
W rozmowie z WP pracownik działu kadr, liczącego ponad 100 pracowników instytutu, nie tylko przytacza powyższą historię, narzeka, że za 4 miesiące spodziewa się fali telefonów od rodziców. Kiedy absolwenci uzyskają dyplomy uczelni, wyjadą sobie na ostatnie długie wakacje w życiu, w tym czasie rodzice zaczną załatwiać im pracę. Tak było w 2017 roku. - Jedna z kandydatek przyszła na rozmowę kwalifikacyjną z mamą i w trakcie rozmowy to rodzic zaczął tłumaczyć CV kandydata - opowiada. Twierdzi, że nie zatrudnia tych maminsynków To po traumatycznych doświadczeniach z poprzedniego roku. Nowo zatrudniony kandydat na naukowca odmówił badań z udziałem szczurów, ze względu na swoje ekologiczne poglądy. Rzucił papierami i jeszcze się obraził.
Na co stać Kowalskiego? Tak zmieniła się siła nabywcza Polaków
Wiele analitycznych tekstów napisano już o pokoleniu 20-latków wkraczających teraz na rynek pracy. Najlepsze jest jednak zderzenie z rzeczywistością. - Nieambitni, niezaradni, wyręczani przez rodziców we wszystkim, nawet pieniądze ich nie interesują - podsumowuje Anna Mackiewicz-Garbiec, prowadząca firmę doradczą z branży HR. Najlepsi pracodawcy zlecają jej opracowanie programów poszukiwania talentów. Tyle, że nie ma ich skąd brać.
Jako psycholog pracy diagnozuje problem: - 20-latkowie wkraczający na rynek pracy są wyjątkowi. W dzieciństwie mieli najlepsze zabawki, rodzice załatwili im najlepsze szkoły. Teraz, gdy czas rozpocząć dorosłe życie załatwiają im pracę - mówi WP Anna Mackiewicz-Garbiec. Dodaje, że rozumie błędy rodziców. Tak chcą oszczędzić dzieciom własnych trudnych doświadczeń z początków polskiego kapitalizmu. Mama i tata załatwiają pracę? Cały czas się z tym spotykam - opowiada.
Niech syn przyjdzie dziś do pracy
Relacjonuje historię właścicielki sieci stacji benzynowych, która poszukiwała młodych pracowników. Oferta wyglądała tak: na początek 2000 zł netto i praca na pierwszej linii biznesu, czyli z klientem, przy kasie. Po 3-4 latach awans, nawet na kierownika stacji, później stanowisko strukturach rodzinnej firmy, wcale nie małej. Bizneswomen była bliska załamania nerwowego, tak musiała niańczyć i zabiegać o pracowników. Obrażali się albo odchodzili z powodu banalnego zwrócenia uwagi. "Nie dawali rady" codziennie przychodzić do pracy.
- Teraz szefowa sieci stacji już rutynowo zbierała od młodych pracowników telefony do rodziców i to z nimi się kontaktuje: dlaczego Tomek nie przyszedł do pracy, niech Basia podpisze wreszcie umowę o pracę - opisuje ceregiele ekspertka rynku pracy.
Z czego to wynika? Oto dalszy ciąg diagnozy psycholog: - Dla 20-latków pieniądze nie są już najważniejsze. Ich rodzice już zarobili. Oni mogą sobie pozwolić na pracę dla dobrego samopoczucia. Praca musi zapewniać środki oraz czas na weekendowy wyjazd do Barcelony i zrobienie fotek na Instagrama - opowiada ekspertka.
Psycholog zastrzega, że to część rynku pracy - dotyczy dużych miast i pracy w znanych firmach, potrzebujących 100 i więcej kandydatów rocznie. Ma to swoje specyficzne zalety. - Ktokolwiek dysponuje zaledwie przeciętną ochotą do pracy, chce zarobić, ma okazję wyjątkowo szybko wspinać się po drabinie kariery - ocenia Anna Mackiewicz-Garbiec.
Co Millenialsi piszą sobie? Proszą, aby się od nich odczepić : "Pracodawcy narzekają na nas jak nikt. Nie pojmują, jak śmiemy nie respektować hierarchii i traktujemy wszystkich partnersko - niezależnie od stanowiska i wieku. I że mamy własne zdanie – no co za bezczelność! Mc praca, czyli badziewna praca za grosze, kiedyś była furtką dla tych, którzy nie chcieli sprzedawać duszy korpo i spędzać w niej całego życia. (...) Ale powstał genialny wytwór myśli neoliberalnej: mcpraca w korpo, czyli zasuwanie w wielkiej machinie za psie pieniądze i z groźbą wycinki w każdej chwili" - całość manifestu przeczytacie tutaj.
Czekam na rocznik 2000
Niegdyś liderzy rankingów najbardziej pożądanych pracodawców dziś stają na głowie, aby dogodzić kandydatom. Przygotowują filmiki, jacy są fajni, opowiadają o wartościach firmy i co można wspólnie z nimi osiągnąć. Przykład jak zmienia się polityka firm? Międzynarodowa korporacja szczyciła się niegdyś tym, że co roku zwalnia z pracy 5-7 procent pracowników uzyskujących najgorsze oceny. Teraz zapewnia, że nikogo nie zwalnia, tylko pomaga osiągnąć sukces wszystkim. Co roku minimum 10 procent młodych pracowników awansuje na wyższe stanowiska. Ofertę skierowaną do absolwentów ilustruje historią 35-letniego menedżera, który został partnerem i bierze udział w podziale zysku firmy. Dopisek prezesa: "firma chce mieć najmłodszy zespół w branży".
Jako właścicielka firmy doradztwa personalnego Anna Mackiewicz-Garbiec mówi, że nie może się już doczekać wejścia na rynek pracy kolejnego pokolenia. Tego urodzonego po 2000 roku. - Pierwsze badania i analizy wskazują, że będą to już zupełnie inne osoby. Zorientowane na sukces, zmobilizowane, świadome i ciekawe pracy w dużym biznesie - dodaje.