Nowe zasady w TVP. Za krytykę rządzących kary, za wyzywanie opozycji - stanowiska kierownicze [OPINIA]
Mamy już jasność: nie chodziło o żadną "czystą wodę" ani stworzenie uczciwych mediów. Chodziło o to, by wymienić ludzi, a nawet po wymianie tych niewystarczająco przekonanych do tego, że Tusk to geniusz, a Kaczyński wręcz przeciwnie, zastraszyć.
I zanim ktoś zacznie pisać "a za Kurskiego...", to chcę tylko zauważyć, że takie porównanie ośmiesza to, co się obecnie dzieje w TVP. Zmiana w mediach publicznych miała bowiem polegać na tym, by nikt nawet nie myślał o porównywaniu z kurszczyzną. Obecne władze TVP dają zaś coraz więcej powodów do tego, by porównywać.
Młody redaktor w internecie
"Press" poinformował, że reporter "Panoramy" Bartłomiej Bublewicz został zawieszony w obowiązkach służbowych za dwa wpisy w mediach społecznościowych.
Bublewicz po głosowaniu w Sejmie nad ustawą dekryminalizującą aborcję (ustawa nie została uchwalona) napisał: "Nie ma miejsca na PSL w koalicji rządzącej. Na miejscu premiera zaryzykowałbym nawet wcześniejsze wybory".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po decyzji sądu o braku zgody na aresztowanie byłego wiceministra sprawiedliwości Marcina Romanowskiego stwierdził zaś: "Kompromitacja to mało powiedziane. Nieprzygotowana prokuratura, wiarygodność działań na zerowym poziomie. Decyzja sądu pokazuje, jak ważny jest i powinien być trójpodział władzy dla całej klasy politycznej".
"Press" podał, że wpisy te nie spodobały się kierownictwu TVP. Młody dziennikarz został więc zawieszony, a sprawa skierowana do komisji etyki działającej w TVP.
Solenna samokrytyka
Komisja etyki orzekła: Bublewicz naruszył zasady etyki dziennikarskiej obowiązujące w Telewizji Polskiej. Z dokumentów wewnętrznych TVP wynika bowiem, że "dziennikarz nie może czynić niczego, co mogłoby zagrażać interesom, dobremu imieniu, wiarygodności, niezależności i bezstronności telewizji publicznej oraz jego misji zawodowej". Media społecznościowe zaś wszyscy pracownicy TVP powinni traktować jako formę publicznej wypowiedzi, która może być przez odbiorców odbierana jako stanowisko całej TVP. Ogólna zasada powinna więc być taka, że napisać na X czy Facebooku można to, co równie dobrze można by bez wstydu powiedzieć na antenie.
Na szczęście Bartłomiej Bublewicz złożył solenną samokrytykę i komisję etyki przeprosił za swój błąd. Wszystko wskazuje na to, że po urlopie wróci na antenę.
Stary dyrektor w internecie
I sprawa pewnie nie miałaby żadnego znaczenia - nie pierwszy i nie ostatni to wpis w mediach społecznościowych, który nie spodobał się szefom - gdyby nie fakt, że nie sposób zauważyć podwójnych standardów w działaniu zarządzających publiczną telewizją.
Dowód? Nie szukajmy daleko, przyjrzyjmy się internetowej aktywności przewodniczącego komisji etyki TVP Sławomira Matczaka, który podpisał się pod orzeczeniem w sprawie Bartłomieja Bublewicza.
Matczak jest w mediach publicznych dyrektorem Akademii Telewizyjnej. Został nim po zmianie władzy w Polsce, a co się z tym następnie wiązało - zmianie władz w TVP. Czyli w skrócie: Matczak uczy młodych dziennikarzy. Pozostaje mieć jedynie nadzieję, że nie tego, co robił, zanim został dyrektorem. Przed wyborami, śledząc aktywność Matczaka w mediach społecznościowych, można było odnieść wrażenie, że to pospolity hejter.
O Prawie i Sprawiedliwości: "k... nie mogę ani słuchać, ani patrzeć na tych pajaców, eksperci PiS, czyli Przeproście i Spier...".
O Pawle Kukizie: "szmata zawsze zostaje szmatą".
W jednej z zażartych dyskusji o polityce: "k... k... łba nie urwie".
O Andrzeju Dudzie: "pisrezydent".
O Dudzie zresztą Matczak lubi dużo pisać. Wklejał zmyślone wypowiedzi prezydenta, pochodzące z kont typu "Sok z Buraka", i je oceniał. Jak łatwo się domyślić, prezydent wypadał w tych ocenach kiepsko. A że Matczak oceniał nieprawdziwe kwestie? Nie miało to dla niego znaczenia.
Ulubiony tekst o Jarosławie Kaczyńskim to z kolei wypominanie mu nieszczerości, na co dowodem jest to, że Kaczyński w 2010 r., po śmierci brata Lecha, przez pewien czas nie mówił prawdy na ten temat chorej matce.
Matczak nie oszczędzał nie tylko polityków, lecz także wyborców. W elektoracie PiS "siedzi PRL". Nie przepada też za rolnikami. Ci bowiem, generalnie, popierają PiS.
Można by odnieść wrażenie, że Sławomir Matczak po prostu krytycznie postrzega rzeczywistość. Ale nie zawsze.
O Donaldzie Tusku: "ma rodzinę, wnuki, kasę, emeryturę, szacunek za granicę, piękną biografię". Po prostu "pan premier".
Łapanie oddechu
Z wpisów Matczaka w mediach społecznościowych wynika, że październik 2023 r. był jednym z najważniejszych miesięcy w dziejach Polski. Do czego zresztą Matczak, jako mąż zaufania Koalicji Obywatelskiej podczas wyborów parlamentarnych, dołożył cegiełkę. Nie ukrywa on zresztą swojej sympatii do Koalicji Obywatelskiej.
Wreszcie można było odetchnąć, a nie kisić się w tym zaduchu!
Matczak zaczął więc oddychać jako wysoko postawiona w TVP persona. I swojej aktywności w mediach społecznościowych nie zaniechał. Gdy rolnicy protestowali, wysyłał ich do PiS-u. Gdy musiał pojechać objazdem, zamiast autostradą, stwierdził, że "zwiedza takie zadupia" (przypominając zasady etyki obowiązujące w TVP – ciekawe czy nazwanie małych miejscowości zadupiami na antenie telewizyjnej byłaby dopuszczalna). Wiadomo, polska wieś to dla wielkiego pana dyrektora z Warszawy zwykłe zadupie.
Poza tym - oczywiście - w mediach społecznościowych nadal krytycznie o PiS-ie. Jedyna różnica, że już bez przekleństw.
Ale żeby nie było monotonnie, warto przyjrzeć się też aktywności Piotra Maślaka. Maślak, po zmianie władz w TVP, został dyrektorem Agencji Kreacji Publicystyki, Dokumentu i Audycji Społecznych. Odpowiada więc za kształt publicystyki w TVP.
W mediach społecznościowych Maślak pisze m.in. o "zorganizowanej grupie przestępczej PiS", zaś Jarosława Kaczyńskiego nazywa "zniedołężniałym starcem". Krytykuje też publicznie innego pracownika TVP, Przemysława Babiarza. Internautów, którzy się z nim nie zgadzają, nazywa trollami, zapewne finansowanymi z rozkradzionych pieniędzy.
Czy zajmie się tym komisja etyki? Nie wiem, choć się domyślam. Przewodniczący komisji etyki, Sławomir Matczak, wielokrotnie pisał o przyjaźni łączącej go z Piotrem Maślakiem.
Oko szeroko zamknięte
Ktoś może uważać, że nic złego Matczak i Maślak nie pisali, że mamy wolność słowa, że PiS przecież kradło, a Kaczyński młodzieniaszkiem nie jest. I że przecież to tylko wpisy na prywatnych kontach w mediach społecznościowych, więc o co ten raban?
Nie o to jednak w tym momencie chodzi. Idzie o podwójne standardy. Młody dziennikarz został ukarany za dwa niespecjalnie agresywne wpisy, które można określić jako niekorzystne dla rządzącej koalicji, ale nawet nie sposób na ich podstawie ocenić, jakie sympatie ma tenże dziennikarz.
Jednocześnie ten, który ocenia etykę młodych dziennikarzy, jasno pokazuje w internecie, kogo popiera, a komu jest przeciwny. Zachowuje się przy tym, ujmując to najłagodniej, w sposób kulturalnie ograniczony.
W coraz to nowych wyzwiskach pod adresem opozycji specjalizuje się zaś dyrektor odpowiadający w TVP za kształt publicystyki, czyli m.in. dyskusji o polityce. Jaki daje przykład pracownikom? Jednocześnie ten dyrektor jest przyjacielem szefa komisji etyki TVP, więc jest bezkarny.
Mamy więc klarowny obraz: za krytykę rządzących są kary. Za krytykę Kaczyńskiego i PiS-u są stanowiska.
Kradzież telewizji
Mrzonką jest wiara, że telewizja publiczna może być w stu procentach publiczna i być własnością nas wszystkich. Zawsze ktoś podejmuje decyzje i oczywiste jest to, że nie będą one się wszystkim podobać.
Gdy w TVP rządził Jacek Kurski, czułem się wykluczony ze wspólnoty. Uważałem, że Prawo i Sprawiedliwość ukradło mi i wielu innym Polakom to, co powinno należeć tak samo do mnie, jak do Jarosława Kaczyńskiego, Mateusza Morawieckiego czy Mariusza Błaszczaka. Zrzucałem się finansowo na polityczną agitację partii władzy, choć wcale tego nie chciałem.
Doszło do zmiany władzy. Jednym z haseł było to, że w TVP będzie lepiej. Coraz częściej zaś mam wrażenie, że tacy ludzie jak Sławomir Matczak i Piotr Maślak kradną mi telewizję. Staje się ona zakładniczką ich poglądów. A jakiekolwiek odstępstwo, które pokaże niekiedy któryś z dziennikarzy zatrudnionych w TVP, jest surowo karane.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski