Nowe fakty ws. katastrofy - ujawniono stenogramy
Wśród osób zidentyfikowanych na taśmie z kokpitu TU-154 lecącego do Smoleńska, wyodrębniono wypowiedzi 17 osób, nie ma wśród nich głosu gen. Andrzeja Błasika. - poinformował szef Okręgowej Prokuratury Wojskowej w Warszawie. To wynik ekspertyz krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych z Krakowa. - Załoga porównywała dane nt. wysokości na jakiej się znajduje, czyli wiedziała gdzie i na jakiej wysokości znajduje się samolot. Głos wcześniej identyfikowany jako głos generała Błasika należał do drugiego pilota Roberta Grzywny. To nowe i przełomowe informacje - skomentował dla Wirtualnej Polski Jan Osiecki, autor książki o katastrofie smoleńskiej.
O godz. 12 rozpoczęła się konferencja prasowa w sprawie ekspertyzy nagrań z kokpitu prezydenckiego Tu-154M, którą przygotowali eksperci z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Sehna. Spotkanie dotyczy nowych odczytów dokonanych przez specjalistów.
Taśma w dobrym stanie, ale nie odczytano wszystkich głosów
Taśma z rejestratora Tu-154M jest w bardzo dobrym stanie, ale biegłym nie udało się rozszyfrować wszystkich zarejestrowanych głosów - powiedział płk Ireneusz Szeląg, szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Dodał, ze są niezidentyfikowane wypowiedzi osób spoza załogi także w końcowej fazie lotu.
Prezentując opinię biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Jana Sehna z Krakowa, którzy badali rejestrator dźwiękowy płk Szeląg podkreślił, że biegli uznali, iż nagranie jest autentyczne - co ma "kardynalne" znaczenie dla prowadzących śledztwo. Według biegłych, nagranie zaczyna się o godzinie 8:02 (czasu polskiego), a kończy o godz. o 8:41 i trwa 38 min.
Jak podkreślił płk Szeląg, precyzyjne ustalenie czasu katastrofy pomoże ekspertom skorelować zarejestrowane słowa z działaniami załogi i funkcjonowaniem sprzętów samolotu. - Osłona rejestratora ma uszkodzenia mechaniczne, ale sam sprzęt jest w dobrym stanie, a stan taśmy uznano za bardzo dobry - powiedział szef WPO.
Zaznaczył, że prokuratura nigdy nie twierdziła, że zidentyfikowano głos. gen. Błasika w kokpicie.
Parulski: 374 tom akt śledztwa smoleńskiego
Dotychczas zgromadzono 374 tomy akt śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej, w którym przesłuchano 1040 świadków - podał szef NPW gen. Krzysztof Parulski.
Powiedział on, że w śledztwie zgromadzono już "zdecydowaną większość dokumentów", w tym liczącą kilkanaście tysięcy kart dokumentację tzw. Komisji Millera.
Prokuratura czeka m.in. na kompleksową opinię biegłych co do technicznych cech tupolewa; na opinie fonoskopijne zapisów rozmów na wieży w Smoleńsku oraz zapisów czarnej skrzynki Jaka-40, który lądował w Smolneku kórko przed katastrofą (wykonuje je krakowski Instytutu Ekspertyz Sądowych). Inni biegli odtwarzają sylwetki psychologiczne członków załogi Tu-154.
Prokuratura prowadzi przesłuchania osób w wątku nieprawidłowości w b. 36 specpułku. Według Parulskiego możliwe jest wyłączenie pewnych kwestii do odrębnego postępowania; decyzja zapadnie na przełomie lutego i marca.
Nie udało się zrekonstruować wszystkich wypowiedzi
- Treści wielu wypowiedzi w ogóle nie zdołano zrekonstruować, m.in. z powodu uwarunkowań technicznych sprzętu zamontowanego w samolocie - powiedział płk Ireneusz Szeląg. Jak tłumaczył, pomimo żmudnej pracy specjalistów, stenogramy "zawierają liczne wypowiedzi oznaczone przez biegłych jedynie jako odsłuch prawdopodobny".
- Zasadnicza trudność wynika z niskiej wyrazistości mowy, spowodowanej wysokim poziomem szumu i sumowania sygnałów jednoczesnych z trzech mikrofonów oraz samej charakterystyki tychże mikrofonów. Dodatkowo w początkowej części nagrania brak jest określonego kontekstu sytuacyjnego, który pozwoliłby weryfikować semantycznie dokonywane odsłuchy - powiedział Szeląg. - Powyższe okoliczności zdaniem biegłych ograniczają możliwość alternatywnych odsłuchów i rozstrzygnięcie o treści wypowiedzi - dodał.
Płk Szeląg powiedział, że biegli z Instytutu im prof. Sehna z Krakowa dysponowali wynikami badań fonoskopijnych Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji i ABW wykonanymi na potrzeby komisji Millera. Jak dodał, opublikowany w poniedziałek stenogram to efekt pracy biegłych po konfrontacji ich własnych ustaleń z wynikami badań policji i ABW.
Zanim opublikowano stenogram, z treścią opinii mogli się zapoznać członkowie rodzin osób, których głosy zidentyfikowano, oraz ich pełnomocnicy.
Jak zaznaczył Szeląg, sam stenogram nie zawiera jednoznacznej odpowiedzi, co było przyczyną katastrofy.
Nie ma nowych hipotez ws. okoliczności katastrofy
Ekspertyza fonoskopijna przeprowadzona przez krakowski instytut nie przyniosła nowych hipotez co do okoliczności katastrofy smoleńskiej - powiedział płk Ireneusz Szeląg. Nie chciał odpowiedzieć na pytania, czy i komu biegli przypisali słowa, które MAK lub komisja Jerzego Millera przypisywała dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzejowi Błasikowi. Jak podkreślił, dziennikarze będą mogli sami to przeanalizować na podstawie stenogramów, które zostaną im udostępnione. Szef WPO dodał, że ocena, czy i kto podawał prawidłowe odczyty wysokościomierzy (wg komisji Millera był to gen. Błasik) będzie zależała od korelacji opinii fonoskopijnej i ekspertyzy co do działania określonych urządzeń z samolotu.
Szeląg podkreślił też, że biegli opracowujący opinię fonoskopijną mieli dostęp do oryginałów w tak szerokim stopniu, że wykonali wszystkie oględziny, jakie mogliby wykonać, gdyby mieli dostęp do tego sprzętu na miejscu. Na podstawie odsłuchiwania nagrań dźwiękowego tła kokpitu biegli postawili hipotezę, że drzwi do kabiny pilotów mogły pozostawać otwarte, bo nie zarejestrowano dźwięku zamykanych lub otwieranych drzwi. Pytany o to, w jakich miejscach samolotu zostały odnalezione ciała poszczególnych osób (na tym również MAK opierał tezę, że gen. Błasik był w kokpicie), Szeląg odparł, że opisujące to protokoły są dostępne dla powołanego zespołu biegłych, który "zawiera w swym gronie specjalistów, którzy będą w stanie wypowiedzieć się co do tej kwestii".
Pytany, czy prawdą jest, że lecący do Smoleńska generałowie w ogóle nie byli przypięci pasami, płk Szeląg oświadczył, że cały materiał z pracy MAK "został przekazany przez stronę rosyjską naszej prokuraturze, został włączony w poczet akt śledztwa i oczywiście będzie wykorzystywany przez zespół biegłych do formułowania określonych tez".
Kto był w kokpicie?
W minionym tygodniu dziennik "Rzeczpospolita" poinformował, że słowa wypowiadane w kokpicie Tu-154 nie nalezą do gen. Andrzeja Błasika. Tymczasem, zarówno z raportu komisji Millera jak i rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczy (MAK) wynika, że był to głos. gen. Błasika. Według informacji "Rzeczpospolitej" głos w kokpicie w rzeczywistości należy do drugiego pilota mjr. Roberta Grzywny.
Mecenas Rafał Rogalski przyznał w RMF FM, że miał dostęp do ekspertyz, które mówią o tym, że generała Błasika nie było w kokpicie tupolewa. Dodał jednak, że z tym, co tam jest napisane, trzeba poczekać do konferencji. - Najpewniej mamy do czynienia co najmniej z błędem biegłych przygotowujących wcześniejsze ekspertyzy - twierdzi Rogalski.
PiS: fałszerstwa w raporcie MAK i komisji Millera
Przewodniczący klubu parlamentarnego PiS Mariusz Błaszczak powiedział, że powinny zostać wyciągnięte wnioski w stosunku do polityków, którzy zgodzili się na rosyjską wersję przyczyn katastrofy smoleńskiej. PiS na swojej stronie internetowej napisał, że ustalenia polskich naukowców w sprawie katastrofy wskazują na fałszerstwa w zarówno raporcie MAK jak i komisji Millera. Chodzi o doniesienia "Rzeczpospolitej", że zidentyfikowany wcześniej w kabinie pilotów głos nie należał do generała Błasika.
Zdaniem Mariusza Błaszczaka obala to tezę, którą Rosjanie postawili zaraz po katastrofie, o naciskach na pilotów, żeby lądowali na lotnisku w Smoleńsku niezależnie od warunków pogodowych. - Ta teza była upowszechniana już kilka godzin po katastrofie, a więc zrzucanie winy ze strony rosyjskiej na polskich pilotów, jest nikczemnością. Powstaje pytanie, dlaczego władze polskie przystały na tę tezę rosyjską i przez lata tę tezę podtrzymują - mówił szef klubu parlamentarnego PiS.
Jego zdaniem powinny zostać wyciągnięte wnioski w stosunku do niektórych polityków. - Tu chodzi o wiarygodność polityczną, o to jakie przyświecały im interesy - powiedział. Mariusz Błaszczak tłumaczył, że należy wyjaśnić, czy politycy mówili tak, bo bezwiednie powtarzali to, czego sobie życzyli Rosjanie, czy też była to gra polityczna. Dodał, że sam nie ma wątpliwości, że w przypadku katastrofy smoleńskiej mamy do czynienia z odpowiedzialnością polityczną.
Pytany o to, czy należy powołać w tej sprawie komisję śledczą Mariusz Błaszczak powiedział, że przy obecnym składzie sejmu powołanie takiej komisji nie ma sensu. - Komisja może powstać tylko wtedy, gdy większości w sejmie nie będą mieli ci, którzy rządzą dziś Polską, bo odpowiedzialność polityczną za to, co się stało 10 kwietnia 2010 roku to oni ponoszą - powiedział szef klubu PiS.
Ekspertyza biegłych ws. "czarnych skrzynek" tupolewa
Opracowywana w Krakowie od lata 2010 r. ekspertyza jest jednym z ważniejszych dowodów w śledztwie dot. katastrofy smoleńskiej 10 kwietnia 2010 r. Krakowscy biegli pracowali na kopiach zapisów - ich oryginały znajdują się w Rosji w dyspozycji tamtejszej prokuratury i nie będą przekazane Polsce przed zamknięciem rosyjskiego śledztwa ws. katastrofy. Zanim polscy biegli zakończyli ekspertyzę, w czerwcu wyjechali do Moskwy, by na miejscu porównać swoje odczyty z oryginałami.
Opinia publiczna już wcześniej poznała zapisy nagrań z Tu-154M - w wersji jaką opracował rosyjski MAK, bo to tam do dziś znajdują się rejestratory (produkcji rosyjskiej), odnalezionych przez Rosjan w Smoleńsku jeszcze 10 kwietnia 2010 r. W czerwcu 2010 r. MSWiA ujawniło dokonaną przez nich transkrypcję. 40-stronicowy dokument zawierał rozpisane w tabelach: czas, treść zdania po rosyjsku i polsku oraz oznaczenie, kto wypowiada dane słowa. Część zdań (np. bedaca korespondencją załogi z innymi samolotami) była w języku angielskim, niektóre fragmenty opisano jako niezrozumiałe, nie do wszystkich wypowiedzi udało się też przyporządkować ich autora.
Raport MAK: gen. Błasik był w kokpicie, w jego krwi był alkohol
Raport MAK kładł nacisk na błędy polskiej załogi, napisano też, że w kokpicie samolotu był obecny gen. Błasik; MAK uznał, że we krwi generała był alkohol. Rodzina i prawnicy Błasika protestowali przeciw tym ustaleniom i żądali ich usunięcia. W rosyjskim dokumencie nie stwierdzono jakichkolwiek uchybień w pracy kontrolerów z wieży lotniska w Smoleńsku.
Ponieważ część nagrań z rejestratorów była nieczytelna, WPO przekazała je biegłym z Krakowa, aby ci dokonali badań nagrań na potrzeby prokuratury.
Komisja Millera: Błasik był jedynie "biernym obserwatorem"
Po raz kolejny stenogramy ujawniono w Polsce po zakończeniu prac komisji kierowanej przez ówczesnego szefa MSWiA Jerzego Millera - w wersji opracowanej przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Komendy Głównej Policji. Na początku września zeszłego roku komisja opublikowała protokół wraz z załącznikami do ogłoszonego w lipcu raportu. Załącznik nr 8 zawiera transkrypcję rozmów z samolotu zestawioną z transkrypcją rozmów zarejestrowaną na wieży w Smoleńsku. Według komisji Millera Błasik był w kokpicie jedynie jako "bierny obserwator" i nie stanowiło to presji na załogę.
Poinformowano wtedy, że odczyt korespondencji radiowej między samolotem a wieżą i pełna analiza tego odczytu ujawniła, iż kierownik strefy lądowania podawał błędne komendy załodze samolotu Tu-154M, podchodzącego do lądowania na lotnisku w Smoleńsku. Zdaniem komisji Millera było tak zarówno wtedy, gdy samolot był powyżej ścieżki i obok kursu, jak i wtedy, gdy był poniżej ścieżki; kontrolerzy informowali załogę, że samolot jest na ścieżce i na kursie