Niż genueński zrzuca deszcze nad Polską. "Nie grozi nam katastrofa jak w 2024"
Intensywne opady deszczu w ostatniej dobie spowodowały wzrost poziomów kilku rzek do stanów alarmowych. Eksperci z ostrożnym optymizmem wypowiadają się co do zagrożenia powodziowego. Zdaniem prof. Janusza Zaleskiego, dyrektora Projektu Ochrony Przeciwpowodziowej w Dorzeczu Odry i Wisły, obecna sytuacja nie przypomina tej z września 2024 r., gdy fala powodziowa zagroziła dużym miastom nad Odrą.
- Sądzę, że w Krakowie Wisła nie osiągnie nawet stanu alarmowego. To wszystko, co miało spaść, spadło lub jeszcze spadnie w najbliższym czasie, to jednak zupełnie inny scenariusz niż jesień ubiegłego roku - ocenia najnowsze raporty pogodowe w rozmowie z WP prof. Janusz Zaleski.
- Oczywiście zrzut opadów deszczu przez lokalnie komórki burzowe może spowodować podtopienia. Szczególnie jeśli w ciągu godziny spadnie 10 cm deszczu. Ale to będą zjawiska punktowe. Takich sytuacji jeszcze bym nie wykluczał, dopóki niż genueński, który jest nad Polską, się nie wypłacze, poetycko mówiąc - zastrzega nasz rozmówca.
Czytaj również: IMGW uspokaja. "Sytuacja się stabilizuje", ale nie wszędzie
Niż genueński to układ pogodowy przynoszący intensywne opady z południa Europy. W przeszłości już kilka razy od przejścia takiego niżu rozpoczynały się powodzie w Polsce.
W tonie ostrożnego optymizmu komentował sytuację Robert Czerniawski, dyrektor Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. - Opad będzie coraz mniejszy, spodziewane są dalsze wzrosty wody do strefy wysokiej i z przekroczeniami stanów ostrzegawczych i alarmowych - mówił w środę podczas sztabu kryzysowego.
W ocenie szefa IMGW sytuacja pogodowa będzie się stopniowo poprawiać, a opady mają być coraz słabsze. Mimo to w najbliższych 48 godzinach możliwe są dalsze wzrosty poziomu wód, szczególnie w zlewniach górskich i podgórskich w Małopolsce, na Śląsku i Podkarpaciu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niszczycielskie burze na Podkarpaciu. Cztery osoby ranne
Na co wskazują dane IMGW?
W środę największe sumy opadów odnotowano na Podhalu. W ciągu doby w Poroninie spadło 105 mm wody na metr kwadratowy, w Bańskiej Wyżniej - 102 mm, a w Bukowinie Tatrzańskiej - 71 mm. Poziom wody w rzekach: Dunajec, Biały Dunajec, Poroniec i Niedziczanka przekroczyły stan alarmowe.
Sprawdź prognozę pogody dla swojego regionu na POGODA.WP.PL
Intensywne opady deszczu, które w nocy z 8 na 9 lipca przeszły w okolicach miasteczka Gorlice (woj. małopolskie), spowodowały gwałtowny wzrost poziomów wód w lokalnych rzekach. Rzeka Sękówka w Gorlicach osiągnęła poziom wody wynoszący aż 489 cm (stan na godz. 10.13) - to powyżej stanu alarmowego (450 cm). Zagrożenie to ma jednak tendencję malejącą.
IMGW przewiduje zmniejszanie się ryzyka wystąpienia powodzi. W piątek ostrzeżenia o wezbraniach rzek do stanów alarmowych będą dotyczyć okolic Warszawy, Białegostoku, Olsztyna i Elbląga - wynika z prognozy z 9 lipca.
Skutki ulew nad Polską
Zdaniem prof. Zaleskiego, choć miejscami opady są intensywne, sięgające nawet 100 mm w ciągu doby, nie oznacza to jeszcze katastrofy.
- To sporo, można powiedzieć, że miesięczna norma w jeden dzień, ale nie zwiastuje to powodzi o skali ogólnokrajowej. Raczej zobaczymy efekt w postaci widocznie podniesionych poziomów w rzekach. Wreszcie będzie w nich woda - mówi dalej.
Prof. Zaleski wskazuje, że tym razem, w przeciwieństwie do niektórych wcześniejszych powodzi, nie mamy do czynienia z ciągłym, wielodniowym opadem. - To, co jest pozytywne, to brak ciągłych, trzydniowych ulew. Nawet jeśli dochodzi do podtopień, są one rozproszone, a nie skumulowane w jednym dorzeczu, co ogranicza ryzyko dużego wezbrania - podkreśla.
- Jeśli do jutra nie dojdzie do gwałtownych opadów, będzie można wręcz z dużą dozą pewności powiedzieć, że ten niż genueński przechodzi do historii - mówi dalej.
Nasz rozmówca ocenia, że w tej chwili ryzyko wiąże się z wytrzymałością wałów przeciwpowodziowych np. na Wiśle, które w najbliższym czasie przyjmą falę wezbraniową z mniejszych dopływów.
Prof. Zaleski nawiązuje też do powodzi z 2010 r. w gminie Wilków (woj. lubelskie) nad Wisłą. Przypomnijmy, że wówczas powódź spowodowała "wysoka woda", a podczas jej przejścia doszło do przesiąkania wałów i w konsekwencji ich przerwania.
- Niestety, wiele z tych umocnień to historyczne konstrukcje, sypane jeszcze w czasach Księstwa Warszawskiego. Gdy poziom wody jest wysoki i utrzymuje się długo, pozostaje tylko modlitwa, czy wały wytrzymają - podsumowuje prof. Zaleski.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski