"Nikt mi nie powiedział, że moi rodzice zginęli"
Gdy Marta Kaczyńska (31 l.) zobaczyła w telewizji, że prezydencki samolot ma problemy z lądowaniem, zaczęła dzwonić do Biura Ochrony Rządu. Uspokajano ją, że to prawdopodobnie nic groźnego, tylko pożar. Córka Lecha (+61 l.) i Marii Kaczyńskiej do końca trzymała się nadziei, że jednak rodzice przeżyli.
06.04.2011 | aktual.: 06.04.2011 11:52
- Oficjalnie nie otrzymałam informacji, że zginęli - przyznaje Marta Kaczyńska w filmie „Lista Pasażerów” Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego.
- Chyba się informuje, jak jest wypadek jakiś, to policja dzwoni i informuje. Ginie głowa państwa, moi rodzice, też ktoś powinien mnie oficjalnie poinformować - mówi Marta Kaczyńska. To tym bardziej dramatyczne wyznanie, że córka pary prezydenckiej do końca wierzyła, że jej rodzice przeżyli katastrofę. - Włączam telewizję, no i widzę, że są kłopoty z lądowaniem. Jestem na telefonie z funkcjonariuszami BOR-u. Przy moim pierwszym telefonie nie wiedzą nic na temat katastrofy. Potem rozmawiam kolejny raz z funkcjonariuszem BOR-u i mówi, że tak, rzeczywiście tam jest pożar, ale to najprawdopodobniej nic poważnego się nie stało. Więc ja też mam jeszcze jakąś nadzieję - opowiada Marta Kaczyńska. - W telewizji zaczynają podawać liczbę osób, które zginęły. I tak mówią, że może kilka osób przeżyło. I ja cały czas liczę, próbuję się doliczyć tych dwóch osób i myślę, że może moi rodzice przeżyli. I już potem nie ma żadnej nadziei...
Oficjalny telefon z informacją o tragedii dostał na pewno stryj Marty, Jarosław Kaczyński (62 l.). To on później miał przekazywać swej bratanicy pierwsze szczegóły dotyczące katastrofy w Smoleńsku.
Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Komorowski: Ja też zapaliłem znicz przed pałacem