Ludzie wstrząśnięci. Są wyniki sekcji zwłok duchownych z Sosnowca
- Słyszałam, że ksiądz Robert miał zabić diakona Mateusza. Dla mnie to niewyobrażalne. Mam nadzieję, że ta sprawa będzie dokładnie wyjaśniona - mówi Wirtualnej Polsce bliska znajoma księdza Roberta Sz., który zginął pod kołami pociągu. Tragedia duchownych, ich wzajemne relacje i niejasne okoliczności możliwego zabójstwa młodszego z nich wstrząsnęły Sosnowcem.
09.03.2023 | aktual.: 09.03.2023 19:42
- Widzieliśmy, jak w pobliżu dworca bardzo szybko pojawiło się wiele służb i zasłoniły wszystko. Obserwowaliśmy to z okien. Zastanawialiśmy się, co się stało i kto zginął - relacjonuje w rozmowie z Wirtualną Polską jeden z uczniów Technikum nr 4 Transportowego w Sosnowcu.
- Byłem w pobliżu, kiedy usłyszałem pisk hamulców i głośną trąbę lokomotywy. Wyglądało to tak, jakby pociąg nie wyhamował i przejechał kogoś. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że ofiara to ksiądz, który miał popełnić samobójstwo. U nas w szkole dużo się mówi o tej sprawie, ale nauczyciele zabraniają poruszać tego tematu - dodaje inny świadek, również uczeń technikum.
Komunikat prokuratury i ciało 26-letniego diakona
Prokuratura Okręgowa w Sosnowcu początkowo nie podawała zbyt wielu informacji w sprawie zdarzenia. Pierwsze były takie, że ze względu na stan zwłok konieczne będą badania genetyczne. Dopiero później rzecznik prokuratury przekazał, że ciało udało się zidentyfikować bez badań DNA i potwierdził, że ofiarą był ksiądz Robert Sz.
Prawdopodobnie jego śmierć nie była przypadkowa. Wczesnym popołudniem w bramie przy Domu Katolickim przy ul. Kościelnej w Sosnowcu pracownicy firmy remontującej katedrę znaleźli ciało 26-letniego diakona - Mateusza B. Mężczyzna miał liczne obrażenia, wskazujące na zabójstwo.
"Fakt" dotarł do świadka, który uczestniczył w identyfikacji zmarłego i był na miejscu tragedii. - Diakon leżał na podwórku, przy samochodzie, miał przepasaną przez ramię torbę turystyczną i kluczyki do auta w jednej ręce. Na szyi widać było ślady po zadanych ciosach - relacjonował dziennikowi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nieoficjalnie wiadomo, że przy 45-letnim księdzu Robercie Sz. znaleziono nóż, którym prawdopodobnie zaatakował 26-latka. "Fakt" podawał z kolei, że duchowny miał zaczaić się na diakona, gdy ten wychodził z domu, a po zdarzeniu uciec na dworzec i rzucić się pod pociąg.
"Fakt" donosił też, że powodem tak desperackiego czynu mogły być uczucia, ale również rywalizacja i zazdrość o stanowiska. Ksiądz Robert miał być jedynie pomocnikiem, a nie wikarym, a diakon zawsze chodził z proboszczem i mu asystował.
Mieszkańcy Sosnowca wstrząśnięci. "To niewyobrażalne"
Ksiądz Robert Sz. mieszkał w probostwie przy ul. Kościelnej. Dom, gdzie rezydował 26-letni diakon, stał po drugiej stronie drogi. Mieszkańcy Sosnowca, których pytamy o sprawę, są wstrząśnięci.
- Brakuje mi słów, by opisać tę tragedię. Co chwilę słychać ataki na duchownych i Kościół. Mam nadzieję, że sprawa się wyjaśni. Wydarzyło się coś naprawdę nieprawdopodobnego - słyszymy.
Udało nam się dotrzeć do byłej uczennicy i dobrej znajomej księdza Roberta Sz. - To był bardzo uczciwy człowiek. Złego słowa nie mogę o nim powiedzieć. Uczył mnie jeszcze, jak chodziłam do liceum w Jaworznie. Bardzo pomógł mi i mojej rodzinie. Nic nie wspominał o swoich problemach, chociaż wiem, że dużo chodził po lekarzach. Chorował na cukrzycę - twierdzi nasza rozmówczyni.
Jak dodaje, 45-letni kapłan był często przenoszony pomiędzy parafiami. Zaczynał w parafii pw. św. Antoniego z Padwy w Wojkowicach. Potem pełnił posługę w parafii św. Barbary w Jaworznie, a następnie w Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy w tym samym mieście. Do Sosnowca trafił we wrześniu ubiegłego roku. Podobnie jak 26-letni diakon, który pochodził z parafii św. Katarzyny Dziewicy i Męczennicy w Wolbromiu.
- Słyszałam, że ksiądz Robert miał zabić diakona. Dla mnie to niewyobrażalne. Mam nadzieję, że ta sprawa będzie dokładnie wyjaśniona - podsumowuje znajoma duchownego.
Zobacz także
Wyniki sekcji zwłok
Okoliczności śmierci obydwu duchownych bada Prokuratura Okręgowa w Sosnowcu. Śledczy na razie prowadzą dwa odrębne postępowania.
W internecie od razu pojawiły się spekulacje, że śmierć księdza i diakona to atak na duchownych w kontekście nowych doniesień o Janie Pawle II po głośnym reportażu TVN24 "Franciszkańska 3". Z naszych informacji wynika, że tłem tragedii jest wątek obyczajowy. Według nieoficjalnych informacji, obaj duchowni byli z sobą skonfliktowani.
- W czwartek w Zakładzie Medycyny Sądowej w Katowicach przeprowadzono sekcje zwłok księdza i diakona. Przyczyną zgonu młodszego mężczyzny są rany cięte klatki piersiowej i szyi, skutkujące uszkodzeniem dużych naczyń krwionośnych i płuc oraz wykrwawieniem. Przyczyną zgonu starszego księdza były natomiast wielomiejscowe, rozległe obrażania ciała. Odpowiadają one skutkom potrącenia, uderzenia przez pojazd szynowy - przekazał Wirtualnej Polsce Waldemar Łubniewski, rzecznik prokuratury w Sosnowcu.
Biskup sosnowiecki wydał komunikat, w którym poprosił wszystkich wiernych o gorliwą modlitwę.
"Jest zwyczajem w naszej diecezji, że za zmarłego kapłana nasi księża odprawiają mszę świętą. Ponadto proszę wszystkich kapłanów, aby również odprawili mszę świętą za zmarłego naszego drogiego diakona i niech to uczynią w najbliższym czasie. Prokuratura Okręgowa w Sosnowcu, ze względu na dobro śledztwa, zakazała Kurii Diecezjalnej w Sosnowcu udzielania jakichkolwiek informacji" - przekazał w komunikacie bp Grzegorz Kaszak.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj również: Trzęsienie ziemi po materiale TVN24. Abp Jędraszewski reaguje