Nielegalnie, niezgodnie, widowiskowo i skutecznie [OPINIA]
Sposób przejęcia mediów publicznych przez nową władzę jest nielegalny i niezgodny z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 2016 r., na który powołuje się obecna większość. Pytaniem, na które każdy musi samodzielnie odpowiedzieć, jest - czy w imię poprawy sytuacji w TVP można było sięgnąć po bezprawne metody - pisze Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski.
20.12.2023 20:33
Tekst będzie długi, więc tutaj skrót:
Po pierwsze: media powinny być publiczne, a nie "pisowskie". W ostatnich latach były "pisowskie", a nie publiczne.
Po drugie: nowi rządzący mają pełne prawo zmieniać media publiczne.
Po trzecie: sposób, w jaki postanowili je zmieniać, jest w oczywisty sposób bezprawny i niekonstytucyjny.
Po czwarte: mówienie, że nie dało się lepiej, jest dowodem na ignorancję. Dało się lepiej, mądrzej, zgodnie z prawem i szybko - pokażę jak.
Tyle wstępu. A teraz zapraszam na dłuższą wersję.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
PiS przejmuje media
Pozwólcie, że zabiorę Was w podróż w przeszłość - niedaleką, bo tylko do 2016 r.
Wtedy to Prawo i Sprawiedliwość postanowiło przejąć media publiczne. Robiło to w swoim stylu, czyli na rympał. Prawo służyło PiS wyłącznie do legitymowania swoich chęci władania wszystkim.
Tak też stało się z mediami, w tym z TVP.
Jarosław Kaczyński ze swoimi ludźmi wymyślili, że konstytucyjnie niezależna, i trudna wówczas do przejęcia przez PiS, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nie powinna się panoszyć. Przede wszystkim zaś nie powinna mieć wpływu na powoływanie zarządów spółek zajmujących się emisją tzw. mediów publicznych.
Uchwalono więc ustawę, nazywaną potem "małą ustawą medialną". PiS wymyśliło, że zarządzających mediami publicznymi będzie powoływał i odwoływał minister Skarbu Państwa.
W ten oto sposób Kaczyński przejął media, w tym TVP. Po prostu Dawid Jackiewicz, ówczesny minister skarbu, zadzwonił do Janusza Daszczyńskiego, ówczesnego prezesa TVP, i powiedział, że będzie nowy prezes - Jacek Kurski.
Daszczyński mógł się zaspawać w gabinecie albo bić na parkingu, ale tego nie zrobił - wiedział, że tak czy inaczej jego gabinet zajmie Kurski, polityk z krwi i kości, któremu wcale nie zależy ani na rzetelności, ani na pluralizmie medialnym.
Genialne dzieło Bodnara
PiS działało na rympał, ale na szczęście polskie państwo miało uczciwych, rzetelnych, sprawiedliwych funkcjonariuszy. Takim bez wątpienia był Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich.
Bodnar powiedział: "basta!". I napisał wniosek do Trybunału Konstytucyjnego - wówczas jeszcze nieprzejętego przez PiS - w którym wykazywał, że tzw. mała ustawa medialna to niekonstytucyjny bubel.
Bodnar przytoczył szereg argumentów. Zwróćmy uwagę na kilka.
Przede wszystkim wątpliwości rzecznika wzbudziło wprowadzenie mechanizmu powoływania członków zarządów i rad nadzorczych spółek publicznej radiofonii i telewizji przez ministra właściwego do spraw Skarbu Państwa. Bodnar wskazał, że "konstytucyjnym organem państwa odpowiedzialnym za realizację misji mediów publicznych jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji", i że "pozbawienie Rady kompetencji w zakresie obsady personalnej władz spółek publicznej radiofonii i telewizji uniemożliwia temu podmiotowi sprawowanie funkcji stania na straży wolności słowa, prawa do informacji oraz interesu publicznego w radiofonii i telewizji (art. 213 ust. 1 Konstytucji RP)".
Bodnar nawiązał też do istoty i specyfiki publicznych mediów oraz realizowanej przez nie misji publicznej, powiązanej z gwarancjami wolności słowa (art. 54 ust. 1 Konstytucji RP) oraz wolności mediów (art. 14 Konstytucji RP). W jego ocenie obowiązywanie tych zasad nakazuje stworzenie modelu mediów, które nie będą podporządkowane bezpośrednio żadnej władzy, szczególnie władzy wykonawczej.
"Rozwiązania przyjęte w ustawie nowelizującej uzależniają natomiast władze mediów publicznych od jednego z członków rządu" - zauważył Bodnar.
Był to świetny wniosek, naprawdę. Bodnar zmiażdżył rządową narrację pozwalającą na przejęcie mediów publicznych.
Trybunał o rządzie, nie radzie
Gdy Trybunał Konstytucyjny wydawał wyrok, a miało to miejsce 13 grudnia 2016 r. (coś mamy szczęście do 13 grudnia), zajmował się już po trosze historią.
PiS bowiem małą ustawę medialną zastąpiło zmianami dalej idącymi. Stworzono ustawę o Radzie Mediów Narodowych i to jej powierzono zadanie powoływania i odwoływania menedżerów mediów publicznych. Oczywiście - wiem, że nie muszę tego pisać, ale dla porządku napiszę - w skład rady weszli ludzie przyjaźni Prawu i Sprawiedliwości.
Trybunał Konstytucyjny uznał jednak, że trzeba dbać o praworządność. I w uzasadnieniu swojego wyroku jednoznacznie podzielił argumenty rzecznika praw obywatelskich.
"Sprzeczne z tym założeniem, a przez to niezgodne z Konstytucją, byłoby zatem powierzenie wykonywania nawet części zadań KRRiT organowi od niej niezależnemu, a jednocześnie powiązanemu - choćby w niewielkim wymiarze - z rządem" - stwierdził Trybunał.
Mitem jest to, co dziś niektórzy mówią, że Trybunał stwierdził niezgodność z Konstytucją ustawy o Radzie Mediów Narodowych. Nic takiego Trybunał nie stwierdził, choć faktycznie zasugerował, że rada nie powinna mieć takich kompetencji, jakie jej przyznało PiS.
Pod wyrokiem podpisało się pięciu sędziów: Andrzej Rzepliński, Leon Kieres, Stanisław Rymar, Piotr Tuleja i Marek Zubik. Wszyscy z dawnego, "niepisowskiego", nadania.
Sienkiewicz słucha Sejmu
Wróćmy do 2023 r.
19 grudnia 2023 r. Sejm przyjął uchwałę dotyczącą mediów publicznych. W uchwale tej powołał się na niewykonany do dziś wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 13 grudnia 2016 r. I wezwał organy państwa do działania w celu przywrócenia ładu prawnego, bezstronności i rzetelności mediów publicznych.
Jeszcze tego samego dnia, 19 grudnia 2023 r., do apelu zastosował się Bartłomiej Sienkiewicz, minister kultury i dziedzictwa narodowego. Odwołał prezesów zarządów TVP, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej, a także rady nadzorcze. Powołał zaś nowe osoby w skład rad nadzorczych, te zaś powołały nowe zarządy spółek.
20 grudnia 2023 r. do siedziby TVP wszedł nowo powołany przewodniczący rady nadzorczej wraz z osiłkami.
W ten oto sposób przejmowane są media publiczne.
Kultura ponad prawem
Przejęcie mediów publicznych w ten sposób, w który zrobił to rząd, jest nielegalne i niezgodne z Konstytucją. Wynika to z kilku kwestii.
Po pierwsze, nadal obowiązuje ustawa o Radzie Mediów Narodowych, zgodnie z którą to ta rada powołuje i odwołuje menedżerów mediów publicznych.
Fakt, że nie powinna ona obowiązywać, bo jej rozwiązania są niezgodne z tym, co powiedział Trybunał Konstytucyjny w 2016 r., nie oznacza, że ustawa nie obowiązuje. Nowa większość powinna ją uchylić. Dlaczego tego nie zrobiła, doskonale wiemy - nie zgodziłby się na to prezydent Andrzej Duda.
Powołanie się na przepisy kodeksu spółek handlowych, co zrobił Sienkiewicz, to dorabianie sobie alibi. Przepisy ustawy o Radzie Mediów Narodowych są tu tzw. lex specialis. Mówiąc najprościej – je należy stosować.
Zobacz także
Po drugie, jeśli byśmy nawet uznali, że Rada Mediów Narodowych nie ma prawa podejmować decyzji, jej kompetencje powinny trafić do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, a nie do członka rządu. Tak wynika z wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2016 r.
Tymczasem mamy sytuację taką: Sejm powołał się na wyrok Trybunału Konstytucyjnego, w którym stwierdzono, że minister Skarbu Państwa nie powinien odwoływać i powoływać organów mediów publicznych, po czym minister kultury odwołał i powołał organy mediów publicznych.
Czy cała praworządność tego działania opiera się na tym, że zrobił to minister kultury, a nie ten odpowiedzialny za Skarb Państwa (dziś byłby to minister aktywów państwowych)?
Jak to wszystko oceni Adam Bodnar, obecny minister sprawiedliwości i prokurator generalny? Czy nadal uważa, że członkowie rządu nie powinni wywłaszczać z kompetencji KRRiT, czy już to wywłaszczenie z konstytucyjnych kompetencji jest dopuszczalne?
Gabinety przejęte
Jednocześnie zmiana się dokonała - to jest fakt.
Gdy więc politycy Prawa i Sprawiedliwości twierdzą, że nowe władze TVP nie mają prawa działać, należy to odczytać bardziej w kategoriach figury retorycznej niżeli analizy prawnej.
Zresztą, wystarczy mieć dobrą pamięć: Prawo i Sprawiedliwość wiele zmian dokonywało bezprawnie, co stwierdzał i Trybunał Konstytucyjny przed przejęciem, i sądy powszechne, a mimo to zarządzało poszczególnymi instytucjami.
Warto pamiętać, że media publiczne to tak naprawdę spółki, które emitują programy. Zastosowanie więc do sporów znajdują m.in. zasady z prawa handlowego.
Istotna w tym kontekście jest uchwała Sądu Najwyższego z 18 września 2013 r. (sygn. III CZP 13/13). W największym uproszczeniu Sąd Najwyższy stwierdził, że uchwały wspólników lub walnego zgromadzenia są ważne, dopóki sąd nie stwierdzi, że są nieważne.
Innymi słowy: dopóki sąd nie uzna, że menedżerowie np. TVP nie mają prawa działać, mogą oni wykonywać swoje codzienne zadania.
Dodatkowo prawda jest taka, że kto ma dostęp do siedziby i gabinetów, kogo słuchają pracownicy i kto wypłaca wynagrodzenia - ten ma realną władzę. Wie to prezes każdej spółki, którą próbowano przejąć bardziej lub mniej legalnymi metodami.
Kto siada w fotelu prezesa, ten rządzi.
Prawo moralne
Teraz skomplikuję jeszcze bardziej, choć już na etapie oceny moralnej, a nie prawa: jedną kwestią jest sposób przejęcia kontroli nad mediami publicznymi, a drugą - słuszność przejęcia kontroli nad mediami publicznymi.
Moim zdaniem to, co widzieliśmy w ostatnich latach, to nie były media publiczne, tylko partyjne. Tego, co robiła TVP w kwestii relacjonowania i kreowania polityki, nie da się obronić.
Nie mam więc najmniejszych wątpliwości, że nowa władza miała pełne moralne prawo do podjęcia decyzji o odbetonowaniu mediów publicznych. Nie może być bowiem tak, że media służą partii i prezesowi Kaczyńskiemu, a nie obywatelom.
Był lepszy sposób
Teraz ktoś pomyśli: "tak się, pismaku, mądrzysz, ale stoisz w rozkroku. Z jednej strony bowiem mówisz, że media należało odebrać PiS, a z drugiej, że zrobiono to nielegalnie. Miałeś lepszy pomysł, cwaniaku?".
Odpowiadam więc: tak, miałem. A w zasadzie nie ja miałem, tylko politycy władzy, ja zaś ten pomysł jedynie opisałem.
Zgodnie z art. 5 ust. 3 ustawy o Radzie Mediów Narodowych "członkiem Rady nie może być osoba posiadająca udziały albo akcje spółki lub w inny sposób uczestnicząca w podmiocie będącym dostawcą usługi medialnej lub producentem radiowym, lub telewizyjnym".
W przypadku naruszenia zakazu - to już art. 7 ust. 3 - organ, który powołał członka, odwołuje go przed upływem kadencji. Czyli Sejm, w razie stwierdzenia naruszenia zakazu określonego w art. 5 ust. 3 ustawy, nie tyle może, co musi odwołać członka Rady.
Tymczasem Krzysztof Czabański, przewodniczący Rady Mediów Narodowych, w działalności co najmniej jednego podmiotu będącego dostawcą usługi medialnej uczestniczy (Telewizja Republika). Choć nie bezpośrednio. Potwierdziło nam to troje konstytucjonalistów, którym pokazaliśmy sieć powiązań między spółkami medialnymi bliskimi "dobrej zmiany".
Należało więc odwołać Krzysztofa Czabańskiego. Wtedy w Radzie Mediów Narodowych większość głosów miałaby obecna władza.
I ktoś teraz powie: byłoby to legitymizowanie rady, która powinna zostać rozwiązana.
Szkopuł w tym, że nie została. A legitymowaniem jest przecież także to, że od lat uczestniczą w posiedzeniach rady dwaj członkowie wywodzący się z opozycji.
Otwarte pytanie
Cała sprawa sprowadza się do prostego pytania: czy żeby zwalczyć bezprawie można samemu posunąć się do bezprawia?
Bez wątpienia są tacy, którzy uważają, że tak, można; a wręcz należy.
Ja należę do tych, którzy uważają, że zawsze należy wybierać rozwiązanie zgodne z prawem, a w najgorszym wariancie - rozwiązanie faktycznie kontrowersyjne, gdzie niezgodność nie jest oczywista.
Tu wybrano rozwiązanie, które za oczywiście niezgodne z prawem i Konstytucją uważali politycy nowej większości, gdy byli w opozycji.
Patryk Słowik jest dziennikarzem Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl