2 tys. osób do zwolnienia. W przygranicznym mieście zaczyna się kryzys
Około 300 osób pracujących wcześniej przy imporcie rosyjskiego węgla w terminalach w Braniewie (woj. warmińsko-mazurskie) mogło już stracić pracę - donoszą lokalni przedsiębiorcy. W niektórych firmach stanowiska utrzymano, ale kosztem obniżenia wynagrodzeń. W czerwcu przedsiębiorcy z branży węglowej i wójt Braniewa prosili w Sejmie o rządową pomoc, alarmując, że embargo na rosyjski węgiel uderza w lokalny rynek pracy.
25.07.2022 | aktual.: 02.08.2022 13:10
Wśród pracowników firm, które w terminalach kolejowych w Braniewie obsługiwały import rosyjskiego węgla, zaczęły się zwolnienia. Według Dariusza Lewko, dyrektora generalnego firmy Polfrost, pracę straciło już około 300-400 osób z ponad tysiąca zatrudnionych.
- Nam udało się utrzymać 95 proc. załogi, ale musieliśmy obniżyć pensje o 30 proc. Nie ma aktualnie żadnego programu pomocowego, który wspierałby firmy i pracowników, których dotyczą skutki nałożonego embarga na import rosyjskiego węgla - mówi WP dyrektor Lewko. Jak dodaje, szansą dla jego firmy jest udział w sortowaniu i rozwożeniu węgla importowanego przez państwowe spółki (ten surowiec wyładowywany jest w porcie w Gdańsku).
Stanisław Popiel, zastępca dyrektora Powiatowego Urzędu Pracy, potwierdza, że w tej chwili zarejestrowanych jest tylko 16 bezrobotnych z firm węglowych w Braniewie. - To niedużo, ale nie wiemy, co wydarzy się w przyszłości. Monitorujemy bardzo dokładnie ten problem. Sytuacja tych osób jest trudna, bo w regionie mamy 15-proc. bezrobocie, a więc znacznie wyższe niż w średnio w Polsce - podkreśla.
Skalę zwolnień trudno uchwycić w danych, bo składy węgla firm z Braniewa są rozproszone po całym województwie warmińsko-mazurskim i województwach ościennych. Według lokalnych przedsiębiorców największe zwolnienia miał przeprowadzić polski importer węgla z siedzibą w okolicach Gdańska. Redukcje dotknęły zarówno pracowników terminala, jak i oddziały firmy w północnej Polsce, gdzie węgiel był rozprowadzany. Jej prezes nie chciał jednak komentować sprawy.
W Braniewie działało wcześniej sześć terminali, które drogą kolejową odbierały kilka milionów ton rosyjskiego węgla rocznie. Ich place są teraz puste, jedna z firm sprzedaje linię do sortowania węgla. Bez przeszkód działa za to handel rosyjskim gazem LPG, tego paliwa embargo nie dotyczy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Nie doczekamy do rekompensat". 2000 osobom grozi zwolnienie
10 czerwca importerzy węgla (sześciu właścicieli firm), a także wójt gminy Braniewo oraz burmistrz miasta byli obecni na posiedzeniu komisji energii w Sejmie. Pytali o rządową pomoc. Przypomnijmy, że ustawa, która w kwietniu wprowadziła embargo na import rosyjskiego węgla, zawierała zapis, że przedsiębiorcy, którzy z powodu zakazu poniosą straty, otrzymają w przyszłości rekompensaty.
Wysokość oraz tryb ustalania rekompensat miała określić odrębna ustawa, ale do tej pory nic nie wiadomo o tym projekcie.
- W naszej firmie pracuje sześćdziesiąt parę osób. Trzeba będzie zwolnić wszystkich. Sąsiedni terminal, też w Braniewie, łącznie zatrudniał ok. 500 osób. W tej chwili wyprzedaje majątek, maszyny, urządzenia, bo nie stać go na utrzymanie tak dużego personelu. Bardzo liczyłem na to, że zapis o odszkodowaniach (...) zostanie wprowadzony w trybie pilnym, tak jak ustawa sankcyjna. Niestety, minęły już ponad dwa miesiące i ani słychu, ani widu - mówił w Sejmie Krzysztof Dąbkowski, prezes firmy Bartex. Straty związane z embargiem oszacował na 30 mln zł.
- My po prostu, szanowny panie przewodniczący, prawdopodobnie nie dotrwamy do czasu, kiedy ta ustawa zostanie wprowadzona - dodał, zwracając się do Marka Suskiego z PiS. Ten odparł, że jest mu przykro, ale trwa wojna i Polska ponosi straty.
Przedsiębiorcy wtórował burmistrz Braniewa Tomasz Sielicki: - Mam takie wrażenie, że państwo może nie mają świadomości skali problemu. (...) Jeżeli nie wypracujemy alternatywy dla naszych przedsiębiorców, to będą ogłaszane upadłości, a w konsekwencji tego ponad 2 tys. ludzi z Braniewa i okolic może stracić zatrudnienie - ostrzegł.
Burza w Braniewie. Kryzys miał zacząć się od rządów PiS
Tymczasem o Braniewie zrobiło się głośno także za granicą. W ubiegłym tygodniu reportaż o polskim miasteczku dotkniętym przez sankcje nałożone na Rosję opublikował anglojęzyczny magazyn "Balkan Insight". Autor cytuje wypowiedzi oburzonych mieszkańców, według których kryzys zaczął się w 2016 roku, gdy rząd ogłosił koniec umowy o małym ruchu granicznym z Obwodem Kaliningradzkim.
- Kolejka aut po rosyjskiej stronie ciągnęła się na 2 kilometry. Wydawali u nas dużo pieniędzy. Wszystko huczało, ludzie zarabiali, byli szczęśliwi i budowali nowe domy. A potem przyszedł Jarosław i to wszystko zlikwidował - komentował 45-latek mieszkający niedaleko przejścia granicznego.
Na temat kryzysu węglowego po polskiej stronie granicy wypowiadał się także gubernator obwodu Kaliningradzkiego. Anton Alichanow przekonywał rosyjskie media, że kraje UE same się ukarały sankcjami, zakazując kupowania w Rosji niektórych towarów. Poinformował też, że do końca 2024 roku kaliningradzkie ciepłownie przejdą z paliwa węglowego na zasilanie gazem. - Zaoszczędzony węgiel podrzucimy wówczas zmarzniętym Polakom - kpił Alichanow.
Czytaj też:
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski