PolskaNauczyciel o "lex Czarnek": kamieniem węgielnym tej ustawy jest kłamstwo

Nauczyciel o "lex Czarnek": kamieniem węgielnym tej ustawy jest kłamstwo

- Prawo Przemysława Czarnka paraliżuje szkołę. Burzymy szczątki zaufania, które ktoś jeszcze miał dla szkoły, bo kurator może wiedzieć "lepiej" - komentuje Paweł Lęcki, trójmiejski nauczyciel języka polskiego z 20-letnim stażem. Kontrowersyjna "lex Czarnek" została przyjęta w środę.

Nauczyciel Paweł Lęcki krytycznie komentuje "lex Czarnek"
Nauczyciel Paweł Lęcki krytycznie komentuje "lex Czarnek"
Źródło zdjęć: © Agencja FORUM, Archiwum prywatne
Rafał Mrowicki

10.02.2022 | aktual.: 11.02.2022 19:25

Rafał Mrowicki: Jaka była pierwsza pańska myśl po dość nagłym przegłosowaniu "lex Czarnek"?

Paweł Lęcki, nauczyciel języka polskiego pracujący w trójmiejskim liceum, felietonista i fotograf: To nie pierwszy raz, gdy znienacka wprowadza się coś bardzo kontrowersyjnego. Nie byłem więc optymistą. Dotknęło mnie to osobiście jako nauczyciela, że w ten sposób postępuje się z edukacją, ale przede wszystkim z młodzieżą.

Minister Czarnek triumfował i twardo bronił tej ustawy.

Minister Czarnek mógłby zostać coachem, który trenowałby pewność siebie u innych w sposób niebywały. To chyba najbardziej zadowolony z siebie człowiek na świecie. Jednocześnie, gdy przeanalizuje się jego wypowiedzi, np. na temat licznych skarg w kuratoriach na temat m.in. edukacji seksualnej, to okazuje się, że tych skarg albo w ogóle nie ma, albo są bardzo nieliczne. Kamieniem węgielnym tej ustawy jest kłamstwo, coś co nie istnieje. Słuchanie ministra edukacji i nauki dostarcza mi wątpliwych intelektualnie doznań.

Wyobraża pan sobie pokazanie w szkołach "genu sprzeciwu", którym rządzący często tłumaczyli działania w polityce epidemicznej?

Szczerze mówiąc, to średnio to sobie wyobrażam. Są organizacje i stowarzyszenia jak Wolna Szkoła, Nie Dla Chaosu w Szkole i Protest z Wykrzyknikiem. To grupy, które mówią, że sytuacja w oświacie jest bardzo zła.

Nie wiem jednak, czy jako grupa nauczycieli jesteśmy w stanie ten gen sprzeciwu zaprezentować. Nie wiem, czy są to w stanie zrobić dyrektorzy szkół, chciałbym w to wierzyć, bo ta ustawa ingeruje mocno w możliwość odwołania dyrektora. Pytanie, czy jesteśmy w stanie stanąć na wysokości zadania i powiedzieć, że się na to nie zgadzamy.

A uczniowie?

Są w specyficznej sytuacji. Są jak nasze społeczeństwo. Część jest bardzo aktywna społecznie, również politycznie, część skupia się na walce z klimatem, a część jest trochę bierna. Trudno się dziwić. Boję się inercji polskiej szkoły i bezładu tego organizmu.

Nie tylko w tej sprawie, ale również w przypadku nowej matury. Uważam, że egzaminatorzy powinni odmówić jej sprawdzania, jeżeli matura nie zostanie wyraźnie zmieniona i dostosowana do rzeczywistości. Nie wiem też, czy można tego oczekiwać od nauczycieli, którzy mają kredyty i inne trudne sprawy na głowie, boją się oceny społecznej. Chciałbym jednak, żebyśmy potrafili to zrobić.

Narosło tyle absurdów i zła w polskiej edukacji, że jeśli nie będziemy stanowczy, to pogrążymy edukację w marazmie i trwającym rozkładzie.

Wracając do obaw uczniów. Widzi je pan?

Nic nie widzę, bo widzę ikonki (gorzki śmiech, chodzi o naukę zdalną - red.). Prawo Przemysława Czarnka paraliżuje szkołę w kontekście konkretnych działań. Gdy w szkole jest sytuacja problemu psychicznego, o którym uczniowie się dowiadują, to nie będzie można zaprosić organizacji eksperckiej, która przyjdzie porozmawiać z uczniami, bo trzeba będzie dwa miesiące wcześniej wysłać wniosek do kuratora. 

Nie da się przewidzieć pewnych sytuacji. Trzeba będzie też uzyskać zgodę każdego rodzica, co jest groteską, bo to niewykonalne. Nie wszyscy rodzice są aktywni, łatwo dostępni. Pomijam rodziców przemocowych i alkoholików, którzy mogą się zdarzyć.

Słyszałem, że PiS nałożyło to też na siebie, bo głosem mniejszości będzie można odmówić np. Ordo Iuris. Zawsze też może pojawić się rodzic, który będzie utrudniał różne rzeczy z czystej złośliwości.

To dość przygnębiająca wizja.

Uczniowie nie mają gdzie z tym pójść. Są skupieni na tej nieszczęsnej zdalnej edukacji, myślą o nowej maturze, część jest w kryzysach psychicznych i są zajęci czymś innym niż problemy Przemysława Czarnka.

Nie wiem, czy wśród nich jest energia, by wyrazić sprzeciw. Skoro my dorośli nie mamy na to pomysłu, to nie powinniśmy oczekiwać tego od młodych ludzi. Wszyscy jesteśmy w matni wypalenia społecznego, które dotyka nie tylko sfery edukacji.

Uczy pan w Trójmieście, więc pewnie pamięta pan samobójstwo uczennicy, która kilkanaście lat temu była dręczona przez innych uczniów. Sam jeszcze się wtedy uczyłem i w mojej szkole rozmawiano z nami o tym. Jeżeli "lex Czarnek" wejdzie w życie, to trzeba będzie czekać dwa miesiące aż kurator wyrazi zgodę na zajęcia z organizacją zajmującą się zdrowiem psychicznym.

Jeżeli chciałoby się stosować te zapisy w sensie dosłownym, bez furtki na działania doraźne, to tak. Jest koszmarnie rozbudowana procedura, by przeprowadzić to w sposób sprawny. To polega na braku zaufania do szkoły.

Odbiera się szkole sprawczość i podważa kompetencje dyrektora i grona pedagogicznego. Burzymy szczątki zaufania, które ktoś jeszcze miał wobec szkoły, bo kurator może wiedzieć "lepiej". Kuratorem jest na przykład Barbara Nowak i taka osoba będzie decydowała, która organizacja jest słuszna. Słyszeliśmy o czarnej liście organizacji Barbary Nowak, na której była np. organizacja zajmująca się dziećmi z zespołem Downa

Wiceminister Tomasz Rzymkowski mówił, że służy to temu, by w szkole nie było polityki typu spotkania "Tour de Konstytucja" i oczywiście edukacji seksualnej, by jakiś pan, który teraz jest kobietą, nie opowiadał jakie to jest fajne. To sprowadzanie sprawy do absurdu, do nieprzyjemnej oceny ludzi z różnego rodzaju spektrum seksualności i tożsamości. To jest obsesja. 

Edukacja seksualna jest często krytykowana przez ministra Czarnka i jego współpracowników, choć są to zajęcia dodatkowe, a w Gdańsku rodzice mogli wybrać dla swoich dzieci nawet tematy zajęć.

Próbują zbudować przekonanie, że ktoś na siłę zmusza uczniów do uczestnictwa w zajęciach, o których nikt nie ma pojęcia i które prowadzą dziwni ludzie. To tak nie działa. Zawsze była zgoda rodzica, a kto się nie zgadzał nie musiał posyłać dzieci na zajęcia dodatkowe. 

Przemysław Czarnek powtarza kolejne demagogiczne hasło, że nauczyciele narzekają na przeładowany program, a chcą zajęć dodatkowych. To absurd. Część zajęć może odbywać się w trakcie lekcji i uczniowie nie muszą zostawać dłużej, a dla chętnych takie zajęcia mogą oczywiście odbywać się po godzinach. 

Wyobraża pan sobie sytuację, w której rodzice gremialnie chcą czegoś, na co nie zgodzi się kurator?

W teorii muszą wszyscy, bo tak powiedział Tomasz Rzymkowski w innym wywiadzie, że jeżeli wszyscy rodzice będą chcieli takiej decyzji, kurator absolutnie tego nie zablokuje. Barbara Nowak powiedziała, że jeżeli będzie uważać, że coś jest niedobre dla dzieci, to i tak się nie zgodzi.

Wierzy pan w takim razie w zapewnienia wiceministra?

Nie wierzę, że kurator faktycznie przyklepie sytuację, w której nie będzie się zgadzać z daną organizacją. Nie wierzę też, że w każdym miejscu w Polsce rodzice będą mogli zebrać się i powiedzieć, że gremialnie chcą konkretnego działania.

Jest liczna grupa na Facebooku "Jestem rodzicem i nie zgadzam się z lex Czarnek". Tam jest kilka tysięcy osób. To dużo, ale jak pomyślimy o liczbie rodziców w ogóle, to nie wiem, czy nie wracamy do pewnego społecznego wypalenia w działaniu. 

Nie wiem, na ile rodzice będą zainteresowani i czy będą mieli poczucie, że szkoła należy też do nich i że jest lokalną wspólnotą, której nie buduje się w Ministerstwie Edukacji. 

Po głosowaniu nad "lex Czarnek" skomentował pan wypowiedź Szymona Hołowni, który stwierdził, że cofnie to szkołę do XIX wieku. Pańskim zdaniem polska szkoła jest w nim cały czas.

Mamy narodową wizję czczenia i celebrowania egzaminów, przez co poziom stresu jest absurdalny i nieadekwatny do tego, co te egzaminy sprawdzają. Pytanie, czy uczniowie uczą się, by coś zapamiętać i wdrożyć coś w życiu, czy żeby otrzymać ocenę.

W tym momencie edukacja nie jest edukacją, tylko zaliczaniem egzaminów. Nie umiemy wyjść z tego dawnego rozumienia edukacji jako nieustannego zaliczania pewnych etapów. Robi się z tego koszmarna gra komputerowa, w której nie jesteśmy w stanie iść dalej, dopóki nie pokonamy bossa, czyli nie zdamy egzaminu.

Egzaminu podstawówkowego nie można poprawić, co jest paradoksem, bo można poprawiać maturę. Chodzi o nasze narodowe opiewanie i kult ocen i egzaminów. Nie tędy droga. 

Uczeń potrzebuje informacji zwrotnej o tym, na jakim jest poziomie, ale to nie definiuje jego wartości. Tak u nas się dzieje. Uczeń, który ma oceny słabsze jest traktowany jako gorszy, nie tylko w kwestii wiedzy, ale też człowieczeństwa. Jeżeli będziemy iść w tę stronę, to z tego XIX w. nie wyjdziemy nigdy i nie zrozumiemy kompleksowego myślenia o człowieku. Domeną jest punktowanie tego, co nie idzie, zamiast wzmacniać to, co idzie dobrze.

Dopuszcza pan myśl o wecie ze strony prezydenta oraz o wpływie pierwszej damy? Posłanki Koalicji Obywatelskiej po spotkaniu z nią miały sporo wiary, że podziela ich punkt widzenia, co do "lex Czarnek".

Nie wiadomo, co zrobi prezydent. Z tej perspektywy jest nadzieja, że obserwując opór społeczny - tak jak w przypadku "lex TVN" - może uznać, że nie jest w stanie zgodzić się na taką ustawę i ją zawetuje. Mimo mojego pesymizmu pozwolę sobie pomyśleć, że jest to możliwe i że pani Agata Kornhauser-Duda może jakąś presję wywrzeć.

W styczniu wyciekły e-maile mające podchodzić ze skrzynki pocztowej Michała Dworczyka, w których jeden ze współpracowników premiera pisał trzy lata temu w czasie strajku nauczycieli, że "zostaną poniżeni falą hejtu". Te doświadczenia pewnie nie ułatwiają sprzeciwu wobec "lex Czarnek".

Jestem już do pewnych rzeczy przyzwyczajony. W czasie strajku przyjąłem olbrzymią ilość hejtu wylewaną również bezpośrednio na mnie. Jestem obecny w sferze publicznej i zdaję sobie sprawę, że inne osoby mogą czuć obawę przed systemowym hejtem generowanym przez autentycznych ludzi i farmy trolli. To nie spływa po człowieku.

Jestem w stanie zrozumieć ten lęk, ale z drugiej strony jeżeli będziemy się wszystkiego obawiać, to nie damy rady nic zmienić. Nie ma przymusu moralnego, ale nie możemy się bać, bo legitymizujemy w ten sposób to, co istnieje. Moim zdaniem lęk nie może nas paraliżować.

Napisz do autora: rafal.mrowicki@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
lex czarnekpaweł lęckiprzemysław czarnek
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (222)