"Napieralski-jaskółka nie uczyni wiosny ludu"
- Zdaniem wielu komentatorów lewica jest największym zwycięzcą wyborów prezydenckich, zaraz po wyniku wyborczym Kaczyńskiego. Napieralski, czego nikt się nie spodziewał, skończył z prawie 14-procentowym poparciem, podczas gdy zaczynał z zaledwie 4%. Należy dodać, że był to kandydat szerszej publiczności bliżej nie znany. Może nieliczni obywatele wnikliwie interesujący się życiem politycznym wiedzieli, jakie Napieralski ma poglądy w konkretnych sprawach, większość jednak nie wiedziała. Tym bardziej uzasadnione wydają się głosy uznania skierowane przez wielu komentatorów pod jego adresem - o potencjale lewicy pisze Rafał Wonicki, Internauta WP.
Ne mogę jednak zgodzić się z twierdzeniem niektórych publicystów, którzy nazbyt optymistycznie uważają, że można przejść od faktu poparcia, jakie Napieralski otrzymał, w większości od młodych ludzi z dużych miast (a więc od permisywnie światopoglądowego młodego pokolenia) do stwierdzenia, że hegemonia myślenia prawicowo-konserwatywnego została w Polsce przełamana (zob. np. Kinga Dunin Rzeczpospolita 28.06.2010, Sławomir Sierakowski, Wprost, nr 28, 2010). Nawet jeśli kwestia dotyczy jedynie sfery języka polityki i jego zmiany. Hasła kampanii Napieralskiego, Komorowskiego i Kaczyńskiego nie były nowe i nie były nieznane polskiemu społeczeństwu.
Teza, że język liberalizmu światopoglądowego przeniknął po raz pierwszy w takim stopniu do polityki jest zatem przesadzona. Język ten przecież obok konserwatywno-patriotycznej narracji był, choć w sposób często wypaczony, obecny w naszym społeczeństwie (zwłaszcza wśród ludzi młodych). Poza tym hasłami liberalizacji prawa, swobody obyczajowej, ochrony praw mniejszości, lewica jak i sam Sojusz posługuje się od lat, a że prawica zaczyna także do nich sięgać, no cóż, jest to po prostu skuteczne narzędzie w pozyskiwaniu elektoratu podczas kampanii wyborczej.
Zarazem w tle tezy o umacnianiu się lewicowego języka pobrzmiewa nadzieja na umocnienie się lewicowych partii i lewicowego sposobu myślenia, które na poziomie społeczeństwa będą osłabiać prawicę. Wątpliwości związanych z tymi twierdzeniami jest kilka, a trudności do przezwyciężenia, jakie napotka lewica (jako ugrupowanie polityczne), jest jeszcze więcej. Wskażmy jedynie skrótowo dwa z nich. Po pierwsze, nie jest pewne, a jedynie umiarkowanie prawdopodobne, że wszyscy, którzy zagłosowali na Napieralskiego zagłosują w nadchodzących wyborach samorządowych i parlamentarnych na SLD. Po drugie, Sojusz jest wewnętrznie podzielony, a PO i PiS całkiem dobrze wykorzystują marketing polityczny odbierając skutecznie, poprzez zagospodarowanie postulatów socjalnych (PiS) i liberalno-światopoglądowych (PO), elektorat SLD.
Wszystko to skłania do wniosku, że jest jeszcze za wcześnie na mówienie o przełamaniu hegemonii prawicowego sposobu myślenia, a polskie społeczeństwo w swojej masie nie jest obecnie w stanie przesunąć się bardziej na lewo w kwestiach światopoglądowych, takich jak aborcja, eutanazja, in vitro czy związki partnerskie. I choć światopogląd i poglądy polityczne Polaków ewoluują w kierunku liberalizmu (zob. Czapiński, Polityka, nr 28, 2010), to ewolucja ta odbywa się bardzo powoli. Tak więc ewentualne przesunięcie się sceny politycznej bardziej na lewo będzie się mogło dokonać dopiero za pokolenie lub dwa (przy założeniu, że dotychczasowe tendencje będą kontynuowane). Jak mówi przysłowie: jedna jaskółka wiosny nie czyni (w tym wypadku dobry wynik Napieralskiego). Na całe stado trzeba będzie jeszcze długo poczekać.
Dr Rafał Wonicki, filozof polityki, ISP PAN