Należne kwoty czy pazerność? Spór wokół odszkodowań za Smoleńsk

Antoni Macierewicz podał kwotę, jaką rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej otrzymały od MON: 90 milionów złotych. Bez odpowiedzi pozostało pytanie kto, i według jakich kryteriów, ustala wysokość zadośćuczynień. Jadwiga Gosiewska uważa, że rodzinom pieniądze się po prostu należą, choćby "ze względu na dzieci", a resort musi płacić, bo samolot nie był ubezpieczony. Paweł Deresz zarzuca niektórym pazerność, a jego zdaniem wyższe kwoty dostają ci, którzy "przyklaskują błędnym teoriom Macierewicza".

Należne kwoty czy pazerność? Spór wokół odszkodowań za Smoleńsk
Źródło zdjęć: © Forum | Adam Lach
Piotr Barejka

Wszyscy bliscy ofiar katastrofy smoleńskiej w 2011 roku otrzymali po 250 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Potem jednak część z nich zaczęła domagać się wyższych kwot. Beata Gosiewska żąda od MON 750 tysięcy. Taką kwotę otrzymała już rodzina generała Błasika. Pieniędzy domaga się też Zuzanna Kurtyka (1 mln złotych) i Magdalena Merta (2 mln złotych). Łącznie, jak ustaliło OKO.Press, od 2013 roku wpłynęło do sądów 120 wniosków bliskich ofiar katastrofy.

Dla jednych "pazerność, dla innych pieniądze, które się "należą"

Wśród tych, którzy nie zamierzają ubiegać się o dodatkowe pieniądze, jest Paweł Deresz. - Nigdy nie wystąpiłem i nigdy nie wystąpię do MON o jakiekolwiek odszkodowanie. Jest to poniżej mojej godności - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską. - Wypada się nie tylko dziwić, ale też oburzać, że ktokolwiek może mieć czelność występować o dodatkowe odszkodowania. Widocznie niektóre rodziny są pazerne - krytykuje nasz rozmówca, a zachowanie tych rodzin nazywa "żebraniem".

Swojej synowej, Beaty Gosiewskiej, broni Jadwiga Gosiewska. - To jest napad na człowieka, zupełnie niesłuszny. Zrobili wszystko, żeby jej dołożyć - odpiera zarzuty w rozmowie z Wirtualną Polską i komentuje burzę, jaką wywołały informacje o wysokości kwot, które pobrała od państwa. Jak mówi, pieniądze należą się jej choćby ze względu na dzieci.

Pieniądze za "krzywdę, ból i cierpienie"

Rodziny ofiar wzywają drogą sądową MON do ugody i wpłaty rekompenstat za śmierć ich bliskich. Resort poinformował, że z 90 milionów złotych wypłaconych na rzecz rodzin, 69 milionów to pieniądze za zawarte ugody.

Antoni Macierewicz w odpowiedzi na interpelacje napisał: "w drodze ugody możliwe jest zatem uwzględnienie świadczenia wyłącznie z tytułu zadośćuczynienia (...) podstawą do świadczenia z tytułu zadośćuczynienia jest krzywda wyrządzona naruszeniem dobra osobistego, w omawianym przypadku m.in. prawa do życia w rodzinie lub kultywowania pamięci po zmarłym. Zasadność tego świadczenia opiera się więc na fakcie powstania krzywdy, bólu czy cierpienia wskutek utraty najbliższej osoby".

Jednak Paweł Deresz nie wierzy w obiektywną ocenę tego, komu i ile się należy. - Śledząc odszkodowania, jakie ministerstwo przekazało kilkunastu osobom, zauważam, że są one zróżnicowane - przyznaje Paweł Deresz. - Musi istnieć jakieś kryterium. Trudno powiedzieć jakie, ale zapewne uznaniowe. Trzeba przyklaskiwać błędnym teoriom Macierewicza - dodaje nasz rozmówca.

Kwota odpowiednia czy za wysoka?

Jadwiga Gosiewska nie chciała komentować czy kwoty odszkodowań są wystarczająco wysokie, czy nie. Podkreśla jednak, że samolot nie był ubezpieczony, a to oznacza, że MON wypłacać zadośćuczynienia musi.

Swoje zadośćuczynienie ocenia natomiast Paweł Deresz. - Jest aż nadto wysoką rekompensatą - stwierdza, choć otrzymał "zaledwie" podstawową rekompensatę, czyli 250 tysięcy złotych, którą otrzymali wszyscy bliscy ofiar w 2011 roku.

odszkodowaniakatastrofa smoleńskapaweł deresz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (276)