Nadchodzi wielka zmiana na froncie. I da się we znaki armii Putina
Kończy się lato, a wraz z nadejściem jesieni - chłodu i obfitych opadów - zmieni się wiele na polu walki w Ukrainie. Przyjdzie też Rasputica, która dała się we znaki żołnierzom Napoleona podczas inwazji na Rosję w 1812 roku oraz wojskom Hitlera, które napierały na Moskwę. Armia Władimira Putina poznała już jej żywioł na początku inwazji na Ukrainę. Ten mokry i błotnisty okres może odmienić bieg wojny. Zdaniem ekspertów - na korzyść Ukrainy.
06.09.2022 13:32
Rasputica, znana też jako "marszałek błoto" lub "generałowa", może zostać cichym sojusznikiem w walce z bestialskim atakiem Rosjan na Ukrainę. Jest to okres, w którym drogi gruntowe w Rosji, na Białorusi i w Ukrainie są bardzo trudno lub zupełnie nieprzejezdne.
Rasputica powodowana jest jesiennymi, ulewnymi deszczami lub topniejącym wiosną śniegiem. W lutym dała o sobie znać rosyjskim żołnierzom, gdy świat obiegły zdjęcia porzuconych czołgów zatopionych w błocie. Już wtedy zjawisko zostało nazwane jednym z "czterech jeźdźców" armii ukraińskiej, obok pocisków Javelin, Stinger i platformy TikTok, gdzie żołnierze nie tylko relacjonują sytuację na froncie, ale też zagrzewają pozostałych do walki.
Jesień zmieni sytuację na polu walki w Ukrainie
Eksperci prognozują, że Rasputica wstrzyma wielkie działania wojsk obu stron. - Teren będzie bardzo grząski, a woda w rzekach wezbrana. Bagna i trzęsawiska reaktywują się w wielu miejscach. Drogi będą nieprzejezdne. A to oznacza jedno: manewry i ruchy wojsk będą bardzo, ale to bardzo ograniczone, czego doświadczyły już wojska rosyjskie wiosną tego roku - przypomina gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych w rozmowie z Wirtualną Polską.
Przemieszczanie się wojsk będzie dodatkowo utrudnione z powodu licznie zniszczonych przepraw na rzekach.
Okres Rasputicy za wielki problem uważa również płk Andrzej Kruczyński, były oficer GROM-u, uczestnik działań specjalnych i misji zagranicznych. - Rasputica zmusi Rosjan do kanalizowania przerzutu sprzętu. Może to być dobre dla Ukraińców, bo będą mogli się zaczaić w tych miejscach, gdzie transporty będą realizowane - twierdzi.
Pułkownik podkreśla, że każde, nawet lekkie zboczenie z drogi utwardzonej lub w jej poszukiwaniu będzie wiązało się z ryzykiem utonięcia lub ugrzęźnięcia pojazdów.
Zdaniem ekspertów, piechota i jednostki pancerne będą pracowały wyłącznie na terenach, które są "czołgo i pancernodostępne". - Pozostałe rejony będą bronione przez obie armie i ich działania przyjmą charakter pozycyjny. W związku z tym nie można się spodziewać wielkich manewrów i zaskakujących ataków - mówi gen. Skrzypczak.
Walka może przenieść się w powietrze
Utrudnione będą także dostawy, co oznacza duży problem dla artylerii. - Do jej prawidłowego funkcjonowania niezbędne jest zaopatrzenie w pociski. Ale w przypadku Rosji, która zużywa ich dużo, potrzebne są wagony pocisków. Potrzebny będzie nie jeden, dwa czy trzy samochody z amunicją, tylko kilkadziesiąt, jeśli ostrzał będzie tak intensywny jak teraz - twierdzi płk Kruczyński.
Jego zdaniem, jesienią rolą wojsk będzie jak najdłuższe i skuteczniejsze utrzymanie swoich pozycji i wykrwawianie przeciwnika. Aż do pierwszych siarczystych mrozów. - Spodziewam się dużo nieszczęść po stronie Federacji Rosyjskiej, ale to nas powinno cieszyć - dodaje były wojskowy.
Eksperci wskazują, że w czasie Rasputicy walka może przenieść się w powietrze. Wiosną wojska rosyjskie miały znaczącą przewagę w lotnictwie i artylerii, co umożliwiało im szybsze parcie naprzód. Teraz sytuacja wygląda inaczej.
- Ta przewaga została zniwelowana dzięki dostawom z Zachodu: przez HIMARS-y i haubice, które Ukraina dostała m.in. z Polski. Podobnie jest z obroną powietrzną. Dzięki pociskom HARM ze Stanów Zjednoczonych obrona przeciwlotnicza armii rosyjskiej jest znacznie ograniczona, bo każde ujawnienie radaru powoduje, że pocisk HARM od razu go niszczy - mówi gen. Skrzypczak.
Zima da Rosjanom w kość
Nasi rozmówcy uważają, że poważniejsze ruchy wojsk zaczną się w środku zimy, gdy grunt będzie zmrożony. Przypominają jednak, że żołnierze rosyjscy byli również zaskoczeni warunkami, jakie zastali na początku inwazji. - Było to widać po zdjęciach, jakie publikowano na przełomie lutego i marca. Wojsko Putina było absolutnie nieprzygotowane do działań w tych warunkach. Byli źle ubrani. Nie napierali. Grzęźli - wylicza gen. Skrzypczak.
Podobnie uważa analityk wojskowy Jarosław Wolski. W jego ocenie zima może dać w kość Rosjanom. - Będą musieli przerzucać tony sprzętu, ogrzewania i opału. Jeśli ta zima będzie ciężka, to będzie to dobry moment na wyizolowanie pola walki i przeprowadzenie ofensywy ukraińskiej. Żołnierz, gdy ziemia jest zamarznięta, nie okopie się bez użycia materiałów wybuchowych. Schodzą dodatkowe tony węgla, opału. Są zmarznięci, przemoczeni, głodni. Morale leci na łeb. To dobry moment na ofensywę - powiedział w rozmowie z Piotrem Zychowiczem na kanale "Historia Realna".
Zobacz także
Ostateczny kontratak?
Wraz z nadejściem wiosny pojawią się roztopy i kolejna przerwa w ruchu jednostek. To będzie moment, w którym - zdaniem ekspertów - wojska przygotują się do ostatecznego kontrataku.
- Wtedy wojska ruszą ponownie. Rosjanie bardzo liczą na to, że uda im się utrzymać to, co mają, a na wiosnę będą przygotowywali nowe siły, które wyślą na front - uważa gen. Skrzypczak.
W jego opinii, to właśnie dlatego prezydent Rosji podpisał dekret, na mocy którego liczba żołnierzy w rosyjskiej armii zwiększy się o 137 tys. i osiągnie 1,15 mln. - Ci żołnierze na pewno trafią na front już wiosną 2023 roku - prognozuje wojskowy.
Mateusz Czmiel, dziennikarz Wirtualnej Polski
Zobacz też: Wostok 22. Okręty wojenne Rosji i Chin na Morzu Japońskim