Tygrysy z poznańskiego zoo w niebezpieczeństwie. Rosjanie będą chcieli je odzyskać
Irina Kulikowska, menedżerka zoo w Dagestanie twierdzi, że nie zrzekła się praw do własności tygrysów. Oczekuje, że drapieżniki, które znalazły schronienie w Poznaniu, wrócą do Rosji. To oznacza, że tylko polski sąd może zdecydować o szczęśliwym zakończeniu udręki tygrysów.
Rosyjskie media również podchwyciły temat tygrysów, które po dramatycznej podróży z Włoch zostały zatrzymane na polsko-białoruskim przejściu w Koroszczynie. Wycieńczone drapieżniki znalazły schronienie w poznańskim ogrodzie zoologicznym. Irina Kulikowska, dyrektorka zoo "Bajka" w mieście Derbent w rosyjskim Dagestanie w kilku publikacjach podkreśla, że nie zrezygnowała z praw do zwierząt.
Kiedy zadzwoniliśmy do "Bajki" w Derbencie pracownica potwierdziła, że nadal chcą odzyskać zatrzymane w Polsce zwierzęta. - One miałyby tutaj dobre warunki. Duży wybieg z drzewami i jeziorkiem - zapewniła. - Już tłumaczyliśmy, że problemy wynikły po zatrzymaniu tygrysów na granicy białoruskiej, gdzie naszemu pracownikowi polecono czekać na decyzję. Wcześniej, kiedy wyjeżdżały z Włoch, dokumenty się zgadzały - dodała.
Brońmy tygrysów. Rosjanie oczekują ich zwrotu
Sama Irina Kulikowska nie odpowiedziała na pytania Wirtualnej Polski o dalsze plany wobec tygrysów. - Nie mogą pozostać w poznańskim zoo, nadal są naszą własnością - oświadczyła w rozmowie z serwisem Sputnik. W podobnym tonie wypowiada się dla internetowej gazety "Vzglyad". Przedstawiła się tam jako obrończyni zwierząt. Przekonywała, że otrzymała tygrysy w darowiźnie, ponieważ we Włoszech drapieżniki te nie mogą już występować w cyrkach. Pracownik Kulikowskiej był znajomym właściciela zwierząt z Włoch i tak dowiedzieli się, że zwierzęta są do oddania.
Taką wersję potwierdza przynajmniej częściowo unijny dokument INTRA. Wystawiły go włoskie służby weterynaryjne, wysyłając tygrysy w podróż 22 października. Są jednak wątpliwości co do tego, czy rosyjskim właścicielom w ogóle zależało, aby zwierzęta dotarły żywe.
Do Koroszczyna tygrysy dojechały po 4-dniowej podróży. Były odwodnione i wygłodzone, stwierdził dr Jarosław Przybylski z Ogrodu Zoologicznego w Poznaniu, który był na granicy. Do Dagestanu jest jeszcze 2,5 tys. kilometrów (najkrótszą drogą). Jest niemożliwe, aby zgodnie z deklaracją rosyjskiej dyrektorki dalsza podróż trwała tylko trzy dni.
Irina Kulikowska zapewniała przed kamerą telewizji Rossija, że tygrysy miałyby dobre warunki. Co innego widać było w tle. W ciemnym pomieszczeniu widać było małpę, miotającego za kratą lwa i osowiałego niedźwiedzia.
Namierzyli ją już oburzeni polscy internauci. - "I Ty masz czelność pisać o miłości do zwierząt, liczyć, że tygrysy dojadą do ciebie, aby żyć w tym syfie!?" - napisała jej jedna z oburzonych internautek.
Kto jest właścicielem tygrysów? Decyzja o ich odebraniu jest tymczasowa
Status uratowanych tygrysów w Polsce wciąż jest niepewny. Decyzję o odebraniu tygrysów rosyjskim opiekunom na podstawie przepisów ustawy o ochronie zwierząt wydał wójt gminy Terespol. Wnioskowała o to Policja. Pochwały zbiera Graniczny Lekarz Weterynarii w Koroszczynie, który osobiście zaangażował się w organizację opieki nad zwierzętami.
- Taka decyzja jest jednak czasowa. Dopiero sąd może orzec o przepadku zwierząt. To jednak dopiero po stwierdzeniu, że znęcano się nad nimi, albo podczas transportu narażono je na cierpienie i stres, uszkodzenia ciała albo śmierć - tłumaczy lekarz z Inspekcji Weterynaryjnej.
Sprawa wydaje się oczywista. Na granicy zginął jeden tygrys, a resztę cudem odratowano. Jednak śledztwo prowadzone w Prokuraturze Rejonowa w Białej Podlaskiej jest dopiero na początkowym etapie. Zarzuty znęcania się przedstawiono Rinatowi V., który jest pracownikiem zoo "Bajka".
Drugie rozwiązanie kończące dramat tygrysów, jakie wskazał rozmówca WP, dotyczy obciążenia rosyjskiej właścicielki kosztami leczenia zwierząt w Polsce. Przez kilka miesięcy urośnie duży rachunek. Może to skłonić drugą stronę do zrzeczenia się prawa własności do zwierząt.
Tygrysy mogły źle skończyć
Dyrektor poznańskiego ogrodu Ewa Zgrabczyńska sugerowała, że ciała tygrysów po przewiezieniu do Rosji mogłyby być wykorzystane do produkcji medykamentów wykorzystywanych w chińskiej medycynie. Mimo istniejących zakazów istnieje czarny rynek takich "leków". Uważa się, że penisy tygrysów są afrodyzjakiem. Z kości zwierząt wyrabia się preparaty zapobiegające bólom i reumatyzmowi.
Na pomoc tygrysom zebrano już około miliona złotych. Poznańskie zoo ogłosiło, że chciałoby zbudować azyl dla uratowanych zwierząt. Szacunkowy koszt tej inwestycji to 6 mln zł.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl